Czego pandemia nauczyła nas o relacjach międzyludzkich?

Niektórym z nas udało się utrzymać choćby umiarkowaną intensywność wspólnych przeżyć. Inni całkowicie polegli. Spowodowane pandemią oddalenie, w jaskrawych kolorach ukazuje nam rolę, jaką dla naszego szczęścia odgrywają inni ludzie.

Czego pandemia  nauczyła nas o relacjach międzyludzkich?

Aby stworzyć więź potrzebne są czas i zaangażowanie. W tym celu nasi najbliżsi ewolucyjni kuzyni: naczelne, stosują  iskanie. Oprócz oczywistych względów higienicznych i estetycznych, prosty zabieg wzajemnej pielęgnacji jest przede wszystkim sposobem na budowanie poczucia relacji opartego na wzajemności, zobowiązaniu i zaufaniu. Czy to z powodu mniejszego (zwykle) owłosienia ciał, czy też braku insektów na skórze, my ludzie radzimy sobie inaczej. Ludzkim odpowiednikiem iskania jest dotyk ale też wspólne jedzenie i picie,  zabawy, śpiew, taniec i śmiech.

Mózg produkuje i wykorzystuje endorfiny: naturalne opioidy, dające poczucie relaksu i ciepła. Ich ilość wzrasta m.in. w odpowiedzi na bliskość i intymność. W nieco symbolicznym ujęciu: służą one jako budulec naszych relacji międzyludzkich. Endorfiny cechują się ulotnością: pojawiają się i znikają. Potrzeba bodźca by fabryka znowu zaczęła pracować. Relacja raz stworzona nie będzie nieskończonym źródłem pozytywnych reakcji naszego mózgu. Konieczne jest jej podtrzymywanie. To po to się spotykamy, rozmawiamy, śmiejemy i płaczemy.

Sama świadomość, że są wokół inni, na których mogę liczyć, zwiększa moje poczucie przynależności, co ostatecznie chroni moje szczęście przed negatywnymi konsekwencjami  zachowywania dystansu fizycznego.

Tymczasem przychodzi pandemia a zachowanie dystansu fizycznego, czasami błędnie określanego społecznym, to element polityki radzenia sobie z nią. Obok spodziewanego efektu pozytywnego: odbierania wirusowi możliwości przenoszenia się między ludźmi;  pojawił się oczywiście też ten negatywny: wzrost zasięgu i  częstotliwości odczuwania symptomów depresji, intensyfikacja poczucia zagrożenia i niepewności, powracanie natrętnych myśli i rzeczywistego stresu.

Opublikowany niedawno raport Organizacji Narodów Zjednoczonych World Happiness 2021 pozwala sądzić, że  pandemia była dużym wyzwaniem dla naszego poczucia połączenia z innymi ludźmi. Pozbawiono nas codziennego kontaktu, dzielenia przeżyć, zwykłego robienia czegoś razem. Pozostajemy na łączach przerabiając nasze gesty i słowa na kod zero-jedynkowy. W efekcie staliśmy się bardziej niż kiedykolwiek narażeni na konsekwencje odczuwania braku poczucia więzi i samotność. Skutkiem czego w wielu miejscach na świecie ludzie doświadczają  spadku poziomu szczęścia. Wszędzie próbowano sobie z tym jakoś radzić. Badania zgromadzone i przedstawione w raporcie ONZ wskazują, że lekarstwem na zagrożenia wynikające  ze  słabnącego poczucia więzi z innymi ludźmi było między innymi: okazywanie wdzięczności, wolontariat, ćwiczenia fizyczne, doświadczanie przepływu i posiadanie zwierzaka. "Do serca przytul psa, weź na kolana kota”. Oczywiście łatwiej też było tym osobom, których relacje w okresie poprzedzającym pandemię można było określić jako bliskie, głębokie i intensywne. Na odporność  pozytywnie oddziaływało też dobre łącze internetowe; taka witamina C w gigabajtach (czy mój dostawca internetu to czyta?). W przedłużającej się tymczasowej rzeczywistości szczególnie trudno odnaleźć się tym, którzy już wcześniej doświadczali chorób psychicznych i poczucia niepewności.

(zobacz artykuł: Nowa lepsza normalność - o dobrych skutkach pandemii)

Co jeszcze możemy wyczytać w raporcie ONZ?

Zwykle kiedy myślimy o relacjach skupiamy się na osobach najbliższych: partnerach, rodzicach, rodzeństwie i dzieciach. Okazuje się jednak, że tym co zwiększało nasze szanse na łagodne doświadczenie mentalnych konsekwencji pandemii było posiadanie sieci przyjaciół;  grupy ludzi, do  których możemy się zwrócić, gdy potrzebujemy wsparcia. I nie chodzi wcale o to czy rzeczywiście będziemy z tego wsparcia korzystać.  Sama świadomość, że są wokół inni, na których mogę liczyć, zwiększa moje poczucie przynależności, co ostatecznie chroni moje szczęście przed negatywnymi konsekwencjami  zachowywania dystansu fizycznego.

Przykładowo badając Austriaków naukowcy ustalili, że osoby, które mają relatywnie bardziej rozbudowane sieci relacji, rzadziej i słabiej odczuwały stres i mniej martwiły się w czasie  lockdownu. Badania pokazały też, że świadomość posiadania grupy ludzi, na których można polegać, okazuje się być przynajmniej równie ważna jak bycie w bliskiej relacji z najbliższymi członkami rodziny. Choć to tylko przypuszczenia - interpretacja w rodzaju "tak mi się wydaje" - te wyniki mogą świadczyć o tym, że nieświadomie czujemy się bezpiecznie wtedy, gdy ryzyko zagrożenia jest rozłożone na więcej osób. W tym kontekście: przyjaciele mają przewagę nad partnerem romantycznym. Po pierwsze, nawet poligamiści mają zwykle więcej przyjaciół niż partnerów. A po drugie, nasi partnerzy stanowią z nami część nierozłącznej całości. Gdy coś złego przydarza się jednemu, drugie dostaje rykoszetem. Przyjaciele to oddzielne byty, funkcjonują  niezależnie. Coś co dotyka nas nie musi dotknąć ich, szczególnie gdy jest ich wielu.

Ciekawe jest to, że przed skutkami pandemii niekoniecznie okazują się chronić nas nasze relacje z najbliższymi. Doskonale przekonali się o tym ci, którzy mają dzieci. Rodzice reprezentują jedną z grup, która doświadczyła największego spadku dobrostanu. Co czwarty rodzic, którego dziecko nie ukończyło 18 roku życia doświadczył spadku dobrostanu.  A co siódmy wspominał o tym, że od momentu wprowadzenia ograniczeń związanych z pandemią  jego dziecko zachowuje się znacznie gorzej niż wcześniej.

Pozytywną konsekwencją pandemii okazało się to, że czując się zagrożeni aktywnie szukamy możliwości pogłębienia naszych relacji. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii pokazują, że osoby starające się pozytywnie rezonować i dbające o innych, generalnie radziły sobie lepiej. Ważną obserwacją było również to, że na pomaganie innym często decydują się ludzie, którzy sami  doświadczali trudności związanych z pandemiczną codziennością. Odczuwanie niepokoju i silne pobudzenie fizjologiczne kojarzone ze stresem sprawiały, że część z nas była bardziej skłonna pomagać innym, okazywać im sympatię i wykonywać jakieś drobne gesty życzliwości. To z kolei pozwala  wierzyć, że pandemia  jest jakąś formą realizacji przyspieszonego kursu odczuwania empatii. Na co dzień przekonani o swojej samowystarczalności i głęboko wierzący w zasady ruchu drogowego zderzyliśmy się z wymuszającym pierwszeństwo czołgiem. Przynajmniej u niektórych wywołało to pogłębioną refleksję na temat  kruchości tego, na czym budujemy naszą rzeczywistość.

To, że zachowanie prospołeczne istotnie podwyższa dobrostan wiem już od dawna. Pandemia tylko to wzmocniła. Badanie przeprowadzone wśród 50 tysięcy Brytyjczyków  wskazuje, że w dniu, w którym  angażowali się w pracę na rzecz innych ich poziom satysfakcji z życia istotnie wzrastał. Ciekawe było również to, że kiedy  przed pandemią porównywano wpływ aktywnej pomocy i wsparcia finansowego na szczęście człowieka okazywało się, że dawanie pieniędzy jest mniej efektywną formą pomagania.  Zwykle, gdy dajemy innym coś z siebie, nasze i ich  szczęście wzrasta. Tyle tylko, że efekt ten jest silniejszy gdy bezpośrednio angażujemy się w  świadczenie pomocy, a nie tylko ograniczamy się do wykonania przelewu na konto. Pandemia jednak pokazała nam że osoby, które wspierają innych finansowo również doświadczyły wzrostu  szczęścia.

(zobacz artykuł: Najpierw jest banał; czyli o tym jak wybieramy przyjaciół)

W badaniach nad szczęściem używanie mediów społecznościowych nie cieszy się  dobrą sławą. Gdy  jednak umieścimy je w warunkach wojny z pandemią, może się okazać, że  ich używanie ma wiele pozytywnych skutków. Gdy w jednym z najgorszych okresów zbadano ponad półtora tysiąca Włochów okazało się, że korzystanie z mediów społecznościowych do wyrażania swoich emocji to doskonałe ćwiczenie terapeutyczne.  “O Mamma Mia” . Gestykulujący i rozemocjonowani stereotypowi Włosi, którzy rozmawiali z bliskimi poprzez media społecznościowe, szybciej wychodzili z pandemicznej traumy, zwiększali swój poziom szczęścia i skłonność do zachowań prospołecznych. Warto przy okazji zauważyć,  że tym co zdecydowanie najsilniej oddziałuje na nasze szczęście, są interakcje, zawierające w sobie wymiar dźwiękowy. Okazuje się, że w porównaniu do mediów wykorzystujących jedynie słowa pisane te, które wykorzystują głos (telefon, video czat) silniej przyczyniały się do utrzymania i wzmocnienia poczucia relacji.

Jak zakończyć tekst o relacjach ale żeby nie było patetycznie?

Może pytaniem i radą.

Najpierw zadaj sobie pytanie:

Czego pandemia nauczyła mnie o relacjach międzyludzkich,  ich znaczeniu,  trwałości, wartości?

A teraz rada: zapisz to sobie i przeczytaj, gdy  t0 się skończy i wszystko wróci do normalnego trybu.