Materializm na ławie oskarżonych. Czy materialiści są mniej szczęśliwi?

Dość powszechnym błędem w postrzeganiu materializmu jest zakładanie jednorodności jego natury. Wielu współczesnych autorów zwraca jednak uwagę, że jest on raczej wielogłową hydrą lernejską niż jednogłowym psem Baskerville’ów.

Materializm na ławie oskarżonych. Czy materialiści są mniej szczęśliwi?

Czy można sobie wyobrazić proces, w którym na ławie oskarżonych zasiadłby nie człowiek, ale, wpływająca na jego zachowanie, postawa: materializm?

Można. Więc sobie wyobraźmy.

Najpierw głos zabiera oskarżyciel.

Wysoki Sądzie, Szanowni Państwo przysięgli. Oto na ławie oskarżonych zasiada dziś materializm. Wykażę, bez żadnych wątpliwości, i w oparciu o opinie ekspertów, że przypisywanie zdobywaniu i posiadaniu dóbr dużego znacznie jest destruktywną namiętnością. Materializm sprawia, że zamiast coś aktywnie robić, tworzyć relację, przeżywać wzbogacające ich doświadczenia, ludzie bardziej cenią przedmioty. Zdobywanie i posiadanie jest siłą napędzającą ich działania, co wprost prowadzi do wpadania w błędne koło chybionych dążeń.

Oczywiście to  żaden dowód, ale pozwólcie Państwo, że zacznę od cytatu, który pojawia się na popularnych memach obok fotografii aktora Edwarda Nortona. Cytat, często błędnie przypisywany jest  bohaterowi książki Fight Club, mówi dużo o tym, czym grozi nam zapatrzenie w rzeczy:

Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy.

W tym zdaniu zawiera się cała istota oskarżonego. Materializm to istota podstępna, paskudna, pożerająca ducha i gasząca dobroć serca. A przede wszystkim (w tym miejscu efektowna pauza) to wysysacz naszego szczęścia. Stosując literackie porównania możemy powiedzieć, że jest on jak dementor w książkach o Harrym Potterze. Nie można być szczęśliwym, gdy jest obok. Nie można być szczęśliwym będąc nastawionym głównie na posiadanie.

Istnieje cały przemysł wzmacniania materializmu, co może sugerować, że mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną. Każdego dnia jesteśmy bombardowani przekazem, w którym dobre życie jest sprowadzane do posiadania dóbr. Zarób pieniądze i wydaj je na produkty. Poczujesz się szczęśliwszy, bardziej szanowany, lepiej postrzegany, wzmocni się twoje libido, a samoocena wzrośnie.  A przy tym, o czym niemal codziennie nie zapominają nam napomykać politycy i ekonomiści, żeby zapewnić wzrost gospodarczy musimy wydawać. Parafrazując wieszcza: kupując dla siebie kupujesz dla narodu. Wybaczcie Państwo osobistą dygresję: pamiętam z czasów, gdy jeszcze byłem studentem, jak mój wykładowca pastwił się nad Japończykami, którzy pracują, zarabiają, i … oszczędzają. Oszczędzanie, cnota wielbiona w wielu kulturach, wypierana jest dziś przez imperatyw kupowania. A stoją za tym siły potężne. Szacuje się, że tylko w Stanach Zjednoczonych wydatki na reklamę w roku 2020, wyniosły 250 miliardów dolarów, a działo się to w bardzo złym dla rynku reklam czasie, podczas szalejącej pandemii. Możemy retorycznie zapytać: ilu ludzi na świecie, jest w stanie w pełni oprzeć się nawałnicy namów, zachęt, manipulacji i kłamstw.

Przekaz, który do nas trafia można zawrzeć w prostym stwierdzeniu: kupuj, posiadaj i bądź szczęśliwy. Ale oczywiście nikt nie robi tego w tak prostacki sposób. W pierwszym kroku identyfikuje się nasze braki, kompleksy, niepowodzenia. Przypomina nam się lub po prostu nas informuje o naszej niskiej samoocenie, samotności, rozczarowaniu związkiem, niskim prestiżu wykonywanej pracy, frustracji stania w korkach czy zespole niespokojnych nóg. Potem budowany jest obraz celu, do którego powinniśmy aspirować; to miejsce, w którym pijąc drinka z palemką doświadczamy szczęścia, cieszymy się szacunkiem, mamy wysokie poczucie własnej wartości, czujemy się kochani, a na nasze nogi w końcu są spokojne. No i oczywiście najważniejsze: przejście od jednego punktu do drugiego jest możliwe dzięki produktowi, który, jaki zbieg okoliczności, można kupić po okazyjnej cenie w zestawie z szamponem. W ten sposób karmi się nasz materializm.

Cały trik materializmu polega na tym, że za obietnicą: „posiadaj a będziesz szczęśliwy” kryje się, dopisane małym druczkiem: „raczej nie, ale dobrze by było abyś w to wierzył”. Cenę za bycie materialistą płacą sami materialiści, ale też my wszyscy. Kupujemy i posiadamy za dużo. Nasza planeta nie da sobie z tym rady.

Powołam się w tym miejscu na zeznania świadków; ekspertów zajmujących się badaniami związków między postawami i zachowaniem a szczęściem. Twierdzą oni, że im większą rolę w systemie celów i aspiracji człowieka odgrywa dążenie do posiadania, tym gorzej ocenia on swoje życie. A przy tym, nawet siedząc na kanapie z włoskiego jedwabiu za pięć tysięcy zielonych, rzadziej odczuwa pozytywne emocje. Ludzie, którzy uwierzyli w obietnicę posiadania, częściej doświadczają depresji i leków, częściej przesadzają z używkami, częściej ich udziałem stają się trudności w kształtowaniu relacji społecznych, częściej dokonują kompulsywnych zakupów, częściej są niezadowoleni ze swojej sytuacji finansowej. A przy tym, ponieważ materializm nie lubi konkurencji, wypierane są z naszej głowy postawy prospołeczne. Zalanie umysłu troską o posiadanie sprawia, że stajemy się mniej empatyczni, zmniejszamy naszą chęć pomagania i współpracy, maleje nasza szczodrość, rzadziej odczuwamy i okazujemy wdzięczność. Pozwólcie Państwo, że mój apel o najwyższy wymiar kary dla oskarżonego podeprę, jeszcze jednym wnioskiem z badań. Starsi i śmiertelnie chorzy ludzie, zapytani o to czego żałują w życiu, nigdy nie mówią o tym, że zawsze marzyli o sokowirówce, ale nigdy jej nie kupili. Zwykle żałują tego, czego nie zrobili. Weźcie to państwo pod uwagę wydając dzisiaj wyrok, abyście kiedyś nie żałowali tego, czego dzisiaj nie uczyniliście.

Czas na mowę obrońcy.

Panie mecenasie.

Dziękuję Wysoki Sądzie. Szanowni Państwo członkowie ławy przysięgłych. Mój znamienity poprzednik, występujący w roli oskarżyciela, przedstawił mojego klienta, jako potwora, z którym zmagać się muszą współcześni ludzie. To wydaje się oczywiste, zważywszy na cytowane wyniki badań. Nie wątpię, że prawdziwe są opinie ekspertów i nie jest moim celem ich podważanie. Rzeczywiście w literaturze naukowej nietrudno jest znaleźć badania, z których wynika, że materializm jest szkodliwy.

A jednak, zauważmy, że z jakiegoś powodu na opakowaniach każdego przedmiotu, który można kupić, nie znalazł się napis:

Minister Zdrowia ostrzega: zakupy i posiadanie nie prowadzą do szczęścia.

Trudno uwierzyć, że minister nie wie o szkodliwości podsycania materializmu, albo jest członkiem zorganizowanej grupy przestępczej, którą tak barwnie odmalował oskarżyciel. Bardziej prawdopodobne jest, że nie ostrzega się przed materializmem, gdyż jego oddziaływanie nie jest tak jednoznaczne, jak by chciał prokurator. Prawda, Szanowni Państwo, okazuje się być bardziej złożona niż nam się zwykle wydaje. Wielu znamienitych badaczy, wśród nich między innymi profesor Joseph Sirgy, zwróciło uwagę, że istnieją różne rodzaje materializmu. Sirgy wyróżnił: materializm szczęścia i materializm sukcesu. Przyjrzyjmy się różnicy między nimi: o materializmie szczęścia, mówimy wtedy, gdy człowiek mocno wierzy, iż dzięki nabywanym dobrom stanie się szczęśliwszy. To właśnie tą postawę tak silnie skrytykował mój przedmówca. Ludzie tak myślący przypisują posiadaniu moc sprawczą, a w efekcie często nie odczuwają zadowolenia z tego co posiadają. A przy tym, metaforycznie rzecz ujmując, troska o rzeczy oślepia człowieka do tego stopnia, że nie dostrzega dobra i sensu w zabieganiu o satysfakcję z życia rodzinnego, zdrowia, relacji z przyjaciółmi etc.

Kiedy kupuję markowe ubrania by robić wrażenie na innych, by czuć się lepiej, a przede wszystkim po to by przed innymi potwierdzić swój status, po prostu kopię pod sobą dołek. Słynny ekonomista John Kenneth Galbraith stwierdził kiedyś, że chociaż społeczeństwa stają się bogatsze, ludzie nie stają się szczęśliwsi, a głównym winowajcą jest wzrost materializmu. Ta myśl pozostaje aktualna też dzisiaj, ale tylko w odniesieniu do materializmu szczęścia. Wspomniany już przeze mnie profesor Sirgy wskazał, że istnieje też inny rodzaj materializmu; materializm sukcesu. Jego istotą jest przekonanie, że bogactwo czy dobra materialne są po prostu wymiarem osiągnięć życiowych. Pozwólcie Państwo, że przedstawię to na swoim przykładzie. Nie wierzę w to, że posiadanie czyni mnie szczęśliwym. A jednak kupuję rzeczy, bo po prostu mnie na nie stać. Drogi samochód, elegancki garnitur, czy wakacyjny domek nad jeziorem, nie są celem same w sobie, ale potwierdzają, że mi się udało. Kiedy stać mnie na jaguara, wiem, że osiągnąłem sukces. To mnie motywuje, pomaga wyznaczyć cele, i wskazuje, że dotarłem tam, dokąd chciałem dotrzeć. Zwiększanie bogactwa nie jest celem samym w sobie, a tylko potwierdzeniem, że to co chcieliśmy osiągnąć zostało osiągnięte. I jak pokazują badania, to może podwyższać nasze zadowolenie z życia. Podam jeszcze jeden przykład: sukces finansowy pisarza, nie tylko stwarza mu większe możliwości konsumpcji, ale też potwierdza, że to co pisze jest doceniane przez ludzi, którzy czytają jego książki. Ostatecznie pieniądze są nie tylko narzędziem, które wzmacnia nasze poczucie kontroli nad życiem, zwiększa zakres wyborów i usuwa ograniczenia, ale pośrednio mogą też informować nas o tym, jak cenne dla innych jest to co robimy.

W tym miejscu postawię kropkę. Zwracając Państwa uwagę na niejednoznaczność związku pomiędzy materializmem a szczęściem. Proszę pamiętajcie o tym decydując o uznaniu oskarżonego winnym lub niewinnym.

Decyzja należy do Państwa.

Czy ława uzgodniła wyrok?

Tak, Wysoki Sądzie. Ława Przysięgłych uznała oskarżonego ….