Poszatkowany czas. Dlaczego nie umiemy odpoczywać?
Dlaczego brakuje nam wolnego czasu i nie cieszymy się nim tak bardzo jak byśmy tego oczekiwali?
Wieczór. Siadam z książką. Trzy minuty. Sygnał z What’s up. Przyjaciel podrzuca screena z Endomondo – 140 kilometrów w 6 godzin na rowerze. „Szacuneczek” odpisuję. (Zazdrość ściska. Choć zdrowy i wolny, aktywność fizyczną mam na poziomie kwarantannowym.) Przy okazji dostrzegam inną wiadomość. Rysunek Mleczki – jak zwykle w sedno. Krótko: emotką :) . Wracam do literek drukowanych na papierze, bohaterów, gier słownych, świata wykreowanego… Powiadomienie. „Rocznica ślubu rodziców”. To już za tydzień. Dobrze, że miałem pomysł. Trzy minuty i załatwione; ucieszą się. Lubią operę. Sięgam po książkę.
„- Słyszę, laluniu słyszę.
- To proszę ze mną – poleciła.”*
Po 15 minutach kończę rozdział, i wtedy sobie przypominam: miałem dostać ważnego maila. Skrzynka. Szybkie spojrzenie. Nie ma. Za to trzy inne. Rzut oka. Dwa odpuszczam. Na jednego maila krótko odpowiadam: nie jestem zainteresowany, proszę skreślić mnie z listy mailingowej. Zamykam pocztę. Odpowiedź, na którą czekam pewnie przyjedzie jutro. Znowu przeskok, od świata bajtów do twórczości Bukowskiego:
„Nie próbuj robić ze mnie balona, Dundee! Chcesz się mnie pozbyć, co? Jeśli myślisz, że dam się nabrać, to masz kurze gówno zamiast móżdżku! Przyszedłem się dowiedzieć…”.
Titu titu –sms. RCB: „jutro możliwe burze”. Sprawdzam prognozę: chyba pomylili regiony; u nas ma być słonecznie i lekkie podmuchy. Jak już jestem w komórce: Twitter. Co on sobie myśli? Głupek. Ta dziennikarka nieźle go podsumowała. Dobrze mu tak. Czym zawiniła Ziemia, że nosi takich kretynów?
„Ruszyłem i zapaliłem papierosa. Czułem, że powinienem udać się do biura. Coś mi mówił, że ktoś może na mnie czekać.”
Koniec rozdziału. Dzięki Charles. Czas na kąpiel.
Mail, what’s up, twitter, sms – każdy z nich zabrał tylko chwilę. Kilka pozornie nic nieznaczących sekund z godziny z książką. Wszystkie przerwy, po zsumowaniu, zajęły mi nie więcej niż 7, no może 8 minut. To trochę więcej niż 10% całości, niewiele. Pozostałe 90% wykorzystałem tak jak chciałem. Na czytanie. Odpocząłem?
Sam nie wiem. Ostatnia godzina poszatkowana jak kapusta. Niby smak ten sam ale pierwotny kształt jest nie do odtworzenia. Mój czas na czytanie z całości zmienił się w kilka oderwanych fragmentów. Zdyscyplinowany, demonstrujący silną wolę, może nie sięgnąłbym po telefon. Ale po pierwsze to przecież jest ten moment dnia, kiedy nie chcę walczyć i się dyscyplinować. A po drugie, sam sygnał przychodzącego smsa lub maila detonuje ładunki w głowie: „kto to?”, „coś pilnego?”, „o czymś zapomniałem?”, „a i jeszcze to miałem zrobić”.
Niepokój. Czasem mniejszy, czasem większy. Odpoczynek wymaga by nasze myśli i doświadczenia pozostawały ze sobą w zgodzie. Taka mentalna symbioza. Jak to wygląda pokazują próby bycia zaangażowanym, skupionym na tym co tu i teraz, rodzicem, „Kochanie na tym rysunku to ja?” „Nie Tato, to kółko z nogami”; szatkujemy czas i uwagę spoglądając na telefon, myśląc o deadlinach w pracy. Budzimy potwora samokrytyki: A mam Cię! Miałeś być z dzieckiem. Co z Ciebie za ojciec… Pojawia się dysonans; „jestem z dzieckiem a myślę o pracy. Źle”. Poczucie winy uwiera w boku.
Odpoczynek wymaga ciągłości. Wielozadaniowcom to się nie spodoba. Nasz mózg nie zajmuje się dwiema rzeczami jednocześnie, jeżeli choć jedna z nich jest bardziej skomplikowana niż „wdech-wydech”. Multitasking oznacza ciągłe przeskakiwanie między czynnościami. Męczymy się szczególnie wtedy, gdy ich natura jest inna. Za każdym razem potrzebujemy energii na przestawienie umysłu.
Dlatego wielu z nas ma dzisiaj poczucie, że brakuje nam wolnego czasu i nie cieszymy się nim tak bardzo jak byśmy tego oczekiwali.
Paradoksalnie też, gdy jesteśmy najbardziej zajęci zwiększamy liczbę wykonywanych zadań. To trochę tak, jakby będąc na diecie powiedzieć: „Oponka mi się odłożyła, chyba zamówię pizzę z podwójnym serem”. Muszę zakończyć ten projekt, zadzwonić do nauczycielki mojego dziecka, zaplanować kolację z żoną, przygotować się do testu … no to posprzątam pokój. Napięcie wynikające z ubóstwa czasu, popycha nas do aktywności, która pogłębia napięcie wynikające z … jeszcze silniejszego poczucia ubóstwa czasu. Jeżeli jest w tym postępowaniu jakaś logika, to ja jej nie dostrzegam. A jednak, z badań wynika, że wielu z nas tak robi: podejmujemy się małych zadań (zamiotę pokój, wytrę kurze) by zyskać złudne poczucie kontroli nad swoim czasem. Zrobiłem! Zakończyłem! Jestem efektywny! Dlaczego rodzice nie mówili mi, że mam super moce?
Co uzyskujemy w ten sposób? Pozornie budujące ale i bardzo fałszywe poczucie kontroli.
Czego nie zyskujemy? Czasu.
Odpoczynek jak poszatkowana kapusta to pojedyncze sekundy, minuty, kwadranse wykorzystane na bezproduktywną próbę wykonywania kilku czynności jednocześnie. Choć zachowuje swoje walory smakowe, najwięksi spece od układania puzzli nie odtworzą pierwotnego kształtu kapuścianego głąba.
Cytaty z książki: Charles Bukowski "Szmira", wyd. Noir sur Blanc