Płacę to grzeszę. A co mi tam…

Bodźce ekonomiczne działają. Czasami jednak inaczej niż byśmy tego chcieli. Jak pieniądz zmienia nasze relacje?

Płacę to grzeszę. A co mi tam…
Photo by Travis Essinger on Unsplash 

Przez moment wyobraź sobie, że zarządzasz przedszkolem. Od pewnego czasu obserwujesz, że rodzice spóźniają się z odbiorem dzieci. Zamiast zamykać placówkę o siedemnastej widzisz sfrustrowanego wychowawcę i zmęczone dziecko, przy drzwiach oczekujących na pojawienie się rodzica. Co w takim przypadku robisz?

Ekonomiści i zwolennicy polityki rozwiązań siłowych zaproponowaliby pewnie proste w swej logice rozwiązanie: kary dla spóźnialskich. W końcu, jeżeli rodzice odbierają dziecko po godzinach funkcjonowania przedszkola, to korzystają z darmowej opieki. Nauczmy ich więc punktualności prostą metodą drenażu portfela.

Brzmi sensownie, ale nie działa. W dziesięciu przedszkolach w izraelskiej Hajfie sprawdzono, co się stanie, jeżeli wprowadzone zostaną kary dla rodziców spóźniających się z odbiorem dziecka. Badanie trwało przez 20 tygodni. Przez pierwsze 4 tygodnie badacze tylko obserwowali; wszystko było tak, jak zawsze –wobec spóźniających się rodziców nie wyciągano żadnych konsekwencji finansowych.  W tym okresie, na jedno przedszkole przypadało 8 spóźnień. Kary zaczęły obowiązywać począwszy od 5 tygodnia. Za każde spóźnienie powyżej 10 minut rodzic płacił 3 dolary. To mniej więcej 1% miesięcznej opłaty.

Zaraz po tym, jak kary zaczęły obowiązywać liczba spóźnień … wystrzeliła w górę. Z ośmiu wzrosła do ponad dwudziestu w tygodniu. Powiedzieć, że zastosowane rozwiązanie nie zadziałało to nic nie powiedzieć. Ono przyniosło dokładnie odwrotny od zamierzonego skutek.

Bodziec ekonomiczny, tak skuteczny w wielu przypadkach i na wykresach w podręcznikach mikroekonomii, nie tylko zawiódł oczekiwania, ale wręcz zdradził ideały racjonalności. Dla typowego kochającego liczby ekonomisty, zachęty i kary działają szybko i skutecznie; świat jest prosty a zachowania ludzi przewidywalne.

Oczywiście, wszyscy, ja, ty, wujek Chryzostom i ciocia Leokadia ciągle uczymy się reagować na bodźce. Zacznij dłubać w nosie, a inni cię wyśmieją. Przynieś dobre oceny ze szkoły, a zostaniesz pogłaskany po głowie. Może nawet dostaniesz deskorolkę. Przekrocz prędkość o 50 kilometrów, a po zatrzymaniu przez policję stracisz prawo jazdy. Objadając się lodami i pizzą zacznij myśleć o zmianie garderoby na większą.

Bodźce mają zachęcać, lub przeciwnie zniechęcać, do robienia czegoś. Większość z nich sami wymyślamy: rodzic nagradza dziecko za posprzątanie pokoju, szef ściska rękę pracownika miesiąca, a żona rzuca taksujące spojrzenie, gdy mąż gustownie ubrał się w różową marynarkę na wieczór u teściów. Zauważmy jednak, że bodźce różnią się od siebie, bo powstają i funkcjonują w trzech różnych wymiarach: ekonomicznym, społecznym i moralnym.

Kiedy państwo wprowadza podatek znacząco podwyższający cenę papierosów, poprzez bodziec ekonomiczny, działa w kierunku ograniczenia palenia. Papierosy są droższe, a zatem zgodnie z prawem popytu i podaży ludzie będą mniej ich kupowali.  Działaniem w wymiarze społecznym będą rozwiązania prawne sprowadzające się do zakazu palenia w miejscach publicznych, w tym w restauracjach czy barach. W tym przypadku prawo nie tylko zmusza palaczy do wychodzenia na zewnątrz, ale też tworzy normy dotyczące zachowań niepożądanych. W końcu, jeżeli ujawnimy, że firmy produkujące papierosy  zatrudniają w swoich fabrykach dzieci pojawia się silny moralny bodziec do tego, by nie kupować papierosów.

Błędem nierzadko przez nas popełnianym jest to, że patrzymy na bodźce jedynie w ich ekonomicznym wymiarze, ewentualnie bierzemy pod uwagę wymiar społeczny czy moralny, ale i tak traktujemy je jako relatywnie mniej istotne. Kary i nagrody ekonomiczne mają znaczenie, ale tak samo ważne, a może nawet ważniejsze, mogą być inne bodźce. Oddamy komuś zgubiony portfel pozbawiając się przy tym tego, co w nim było, bo chcemy myśleć o sobie, że jesteśmy uczciwi a jednocześnie chcemy, by inni też nas tak postrzegali. Nie kradniemy w sklepie bojąc się kary czekającej na nas w przypadku gdyby nas na tym przyłapano. Ale przede wszystkim dlatego, że nie chcemy stawać wobec konieczności przyznania się przed samym sobą, że jesteśmy złodziejami. Poza tym dla wielu osób, grzywna będąca zwykłą karą za kradzież w sklepie, jest niczym wobec wstydu, jaki by towarzyszył ujawnieniu naszego czynu.

W przypadku niektórych zachowań, szczególnie tych moralnie niewzorowych i społecznie piętnowanych, bodźce ekonomiczne okazują się być mało skuteczne. To tłumaczy dlaczego niektórzy właściciele sklepów sfrustrowani tym, że kary nie zniechęcają złodziei do kradzieży, wywieszają w oknach ich wizerunki uchwycone na kamerach. Tę samą logikę obserwujemy w niektórych amerykańskich miastach, walczących z prostytucją poprzez zawstydzanie osób zajmujących się tym procederem. Po tym, jak zaobserwowano, że nawet groźba grzywny w wysokości 500 dolarów nie zniechęcała do prostytucji, zaczęto publikować zdjęcia prostytutek na stronach internetowych i w lokalnych telewizjach. W wielu przypadkach myśl o tym, że rodzina i znajomi dowiedzą się z internetu, czym ktoś się zajmuje, działała skuteczniej na wybory kobiet, niż groźba kary pieniężnej.

Zachęty ekonomiczne są skuteczne. To nie podlega większej dyskusji. Niemniej tym, co jest najbardziej interesujące, jest ciekawa współzależność wymiarów: ekonomicznego, społecznego i moralnego. Kiedy poprosisz kumpla by pomógł Ci przenieść kanapę, raczej nie zaproponujesz mu 20 złotych za 15 minut roboty, nawet gdy ten zawodowo pracuje przy przeprowadzkach. To stworzyłoby bardzo niezręczną sytuację. Już raczej wydasz pieniądze na piwo i pizzę, które spożyjecie później. Nie o wartość bodźca w tym przypadku chodzi, ale o to, że pieniądz zmienia przyjaźń w relację wymiany.

Taki przykład. Wyobraź sobie, co się stanie, gdy w nadziei, że zgodzi się na pocałunek, dziewczynie, z którą się umówisz na randkę wręczysz warte 30 złotych banknoty, które chciałeś przeznaczyć na kwiaty, ale nie zdążyłeś ich kupić. Wręczenie pieniędzy, w połączeniu z oczekiwaniem całusa, raczej nie przysłużyłoby się kontynuowaniu waszej znajomości.

Przypomina mi się anegdota, w której główną rolę odegrał Winston Churchill. Na jednym z przyjęć posadzono go obok pewnej hrabiny (wybaczcie nie pamiętam imienia), której, zresztą ze wzajemnością, nie darzył sympatią. W którymś momencie zadał jej pytanie:

- Droga Pani czy poszłaby Pani ze mną do łóżka za milion funtów?
- No cóż, pewnie tak – odpowiedziała zapytana.
- A czy zgodziłaby się Pani pójść ze mną do łóżka za 100 funtów?
- Jak Pan śmie o to pytać, oczywiście, że nie. Co Pan sobie myśli, że kim ja jestem!!
- O droga Pani, kim pani jest to już wiemy, teraz negocjujemy tylko cenę.

Pieniądz, bez względu na to w jakiej ilości, zmienia bardzo wiele. I z tym Was dzisiaj zostawiam.