O nienasyceniu. Ile to jest wystarczająco dużo?
Sto lat temu pisząc swój słynny esej o przyszłości świata John Maynard Keynes założył, że ludzie mogą się nasycić. Spodziewał się, że dzięki bogaceniu, my, ludzie żyjący w XXI, będziemy mieli tyle, że w końcu powiemy sobie dość. Mamy to, czego Keynes się spodziewał, ale nienasycenie pozostało.
Na przyjęciu wydanym przez jakiegoś miliardera na Shelter Island Kurt Vonnegut mówił swojemu kumplowi Josephowi Hellerowi, że ich zarządzający funduszem hedgingowym gospodarz, zarobił w ciągu jednego dnia więcej pieniędzy, niż Heller kiedykolwiek zarobił na swojej, szalenie popularnej powieści Paragraf 22.
Na co Heller: „Tak, ale mam coś, czego on nigdy nie będzie miał”.
„Co to takiego?” – spytał Vonnegut.
„Ja mam wystarczająco” – odpowiedział Heller
Pewnie czytaliście chociaż raz artykuł, w którym znany piłkarz kręci noskiem na tygodniową gażę 250 tysięcy funtów. Niedawno dzieciak grający dla Barcelony zbuntował się, bo w nowym kontrakcie zaproponowano mu jedynie 2 miliony euro rocznie. Chłopak ciągle jest na etapie: zapowiadający, raczej nie pojawia się w pierwszym składzie, a w przeliczeniu na złotówki w ciągu roku dostanie na konto: 9 milionów. Aby tyle zarobić, opiekująca się chorymi, pielęgniarka w Polsce musiałaby pracować ... 187 lat.
Dzisiaj jednak nie będę zajmował się nierównościami, brakiem logiki świata czy zasadą: zwycięzca bierze wszystko. Zastanowię się raczej, skąd biorą się nasze aspiracje, i jak łączą się ze szczęściem.
Sto lat temu pisząc swój słynny esej o przyszłości świata John Maynard Keynes założył, że ludzie mogą się nasycić. Spodziewał się, że dzięki bogaceniu, my, ludzie żyjący w XXI, będziemy mieli tyle, że w końcu powiemy sobie dość. Mamy to, czego Keynes się spodziewał, ale nienasycenie pozostało. Nienasycony to jednak takie gładkie, miłe dla ucha określenie. Jesteśmy w stanie je zaakceptować, nawet jeżeli użyjemy go wobec siebie, a nie, jak to mamy w zwyczaju, w odniesieniu do „świata” i „innych”. Mniej sympatycznie robi się, gdy spojrzymy na synonimy: chciwy, łapczywy, żądny, nienażarty, zachłanny, żarłoczny, centuś. To nie ja. To inni. Ludzie wokół, świat. Ja, gdybym tylko miał trochę więcej niż dzisiaj, to już by mi wystarczyło.
(zobacz tekst: Niespełniona obietnica)
A jednak. Od dawna w dyskusjach akademickich pojawia się pytanie:
Dlaczego ludzie, którzy zdają się mieć wszystko, zawsze wydają się chcieć więcej?
Może, żeby być szczęśliwszym? Ekonomiści i psychologowie udowadniają, że gdy na nasze konto wpływa więcej pieniędzy rośnie nasze zadowolenie z życia. Z tym jednak zastrzeżeniem, że wzrostowi dochodu towarzyszy zwykle zwiększenie naszych aspiracji, a w konsekwencji więcej pieniędzy nie daje trwałego wzrostu zadowolenia z życia. Oczywiście każdemu z nas wydaje się, że gdyby miał troszkę więcej to by wystarczyło. Badania tego nie potwierdzają. Choć wyższy dochód, na jakiś czas czyni nas szczęśliwszymi, nie możemy liczyć, że efekt ten będzie trwały.
Już w latach siedemdziesiątych XX wieku w The Joyless Economy Tibor Scitovsky pisał, że nie możemy się nasycić bo nudzimy się tym co mamy. Zaspokojenie wszystkich podstawowych potrzeb (w bogatych krajach mało kto cierpi z powodu głodu lub zimna) i wyeliminowanie niedogodności codziennego życia (kiedy ostatni raz szedłeś trzy kilometry do studni by przenieść wodę do ugotowania obiadu?) prowadzi nie, jak można się było spodziewać, do stanu spokojnej równowagi, ale znudzonej niepewności. Tak jak czując swędzenie zaczynamy się drapać, to czując znudzenie sięgamy po coś nowego. Jeżeli doświadczanie poprzedzone zostanie oczekiwaniem, tego co już dobrze znamy, szybko się nudzimy. Możemy być hiperaktywni na co dzień, ale nie mając w sobie uwagi i zrozumienia, przypominamy jedynie zahipnotyzowanych zombie.
Najprościej widać to na przykładzie naszych ubrań: podejrzewam, że większość z nas kupiła sobie w ostatnim czasie jakieś nowe ciuchy, nie dlatego, że koniecznie ich potrzebowaliśmy, ale po prostu aby nieco odświeżyć zestaw tekstyliów. Często nie jesteśmy w pełni zadowoleni z tego co mamy. Część psychologów ewolucyjnych sugeruje, że to tkwi w naszej naturze, a wzniesienie się ponad naturę wymaga od nas wysiłku. Bez niego za sterem siada zblazowanie wiodące ku poszukiwaniu większej obfitości.
„Kto umie się ograniczyć, jest prawdziwie bogaty” Lao-Cy
Innym wyjaśnieniem naszego nienasycenia, które podrzuca nam ekonomia, ale też psychologia społeczna, jest rzadkość niektórych dóbr, a w efekcie ich zmniejszona dostępność. Jadanie w najlepszych restauracjach, noszenie diamentów, spędzanie wakacji w topowych miejscach i wiele innych rzeczy, wszystko to jest dostępne tylko nielicznym. I to właśnie sprawia, że jest tak pożądane. Nie chcemy tego co wszyscy, chcemy czegoś lepszego. Paradoks polega na tym, że bogacenie się społeczeństwa, wcale nie prowadzi do tego, że te rzadkie dobra staną się bardziej powszechne. Ludzie stają się bogatsi a rozmiar i liczba cudownych plaż, doskonałych lokalizacji do budowy domu czy miejsc w najlepszych restauracjach przez to nie wzrasta. To właśnie ich ograniczona dostępność czyni je najbardziej atrakcyjnymi i dlatego ich cena wzrośnie, gdy tylko zwiększy się populacja tych, którzy mogą sobie pozwolić na ich zakup. Najlepszym przykładem są dzieła malarskie dawnych mistrzów. Choć co jakiś czas odkrywa się jakiś zagubiony obraz tego lub innego Rembrandta, ich liczba jest ograniczona. Potwierdzono empirycznie, że zmarli okazują się być mało produktywni. Dlatego, gdy każdego roku zwiększa się pula bogaczy, których stać na zakup ich obrazów, ich ceny na aukcjach idą w górę. Najdroższy oficjalnie sprzedany obraz na świecie „Zbawiciel Świata” namalowany przez Leonarda da Vinci został w 2017 roku sprzedany za 450 milionów dolarów. Kilka lat wcześniej cena wywoławcza wynosiła 120 milionów. Nie uczymy się na doświadczeniu. Nie przychodzi nam łatwo zaakceptować faktu, że nawet zwiększając swoje dochody nie otrzymamy w zamian tego co najlepsze.
Ostatnim powodem nienażarcia, na jaki zwrócę uwagę w tym eseju, jest to, że porównujemy się z innymi. I nie chodzi tu wcale o zazdrość, jak chcą to widzieć niektórzy, ale o poczucie niższości, które nas obezwładnia, gdy nie możemy kupować i robić tego co inni, podobni do nas. Doskonałym przykładem jest rudzielec Ron Weasley najlepszy przyjaciel Harrego Pottera. Ron pochodzi z ubogiej rodziny, nosi ubrania po starszych braciach, nie stać go na nową różdżkę czy czekoladowe żaby z Miodowego Królestwa, nawet jego maskotka: wyłysiały szczur, to zwierzę, które otrzymał po tym, jak najstarszy z braci wyjechał badać smoki. Ron przez większość książki nie czuje się z tego powodu nieszczęśliwy, ale gorszy już tak, szczególnie gdy przychodzi mu znosić kpiny wrednego Malfoya.
Jak określić swoje „wystarczająco”?
Jak dużo to wystarczająco dużo? Na tak sformułowane pytanie niewielu z nas umiałoby odpowiedzieć. Dlatego zaproponuję Ci mały eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że niezwykle bogaty człowiek zaprosił Ciebie i cztery inne osoby do udziału w dość intrygującym wydarzeniu. Wszyscy uczestnicy są do siebie niezwykle podobni: ten sam wiek, stan cywilny, ten sam stan zdrowia, liczba dzieci, kredyt, podobny styl życia, identyczne wręcz koszty życia etc. Autor zakładu podchodzi do Ciebie i wręcza Ci kartkę i długopis z prośbą: „Wpisz sumę, jaką musiałbyś ode mnie otrzymać, abyś przez najbliższy rok nie musiał pracować zarobkowo?” Ujmując to inaczej: ile wystarczy ci na prowadzenie swojego życia przez najbliższe 12 miesięcy?
Zanim rzucisz jakąś sumę będącą pokłosiem pracy twojej skażonej serialami o bogaczach wyobraźni weź pod uwagę jeszcze jedną zasadę tego niezwykłego konkursu: wygrywa ten z pięciu graczy, który na czeku wpisze najniższą sumę. Zwycięzca dostanie to co wpisał, pozostali czterej gracze nie dostaną nic. Co wpisujesz?
Nie ma tu żadnych zobowiązań, żadnego długu, który będziesz musiał spłacać za złożenie zwycięskiej oferty. Zwycięski gracz otrzymuje dokładną sumę pieniędzy, o którą prosił, bez zadawania pytań. Pieniądze będą również rosły w tempie inflacji , co oznacza, że jeśli je zamkniesz, ich wartość nie ulegnie erozji z czasem. Wreszcie, jest to tajne głosowanie: nie możesz znać odpowiedzi, której udzielił ktoś inny, a oni nie mogą znać Twojej. I pamiętaj, jeśli wygrasz, będziesz musiał przeżyć, za to co otrzymasz.
Wiem, wiem, za chwilę zaczniecie mnożyć problemy i mówić dlaczego tego się nie da zaplanować, przewidzieć, policzyć. Gdybyście jednak na chwilę odłożyli na bok malkontenctwo i krytycyzm może wykonanie takiego zadania zbliży Was do określenia tego co znaczy „wystarczająco dużo”.
Podsumowując: O czym warto pamiętać?
Po pierwsze, poziom naszych aspiracji zależy od tego, co osiągaliśmy w przeszłości. Jeżeli zarobki rosną, nasze aspiracje zwykle rosną wraz z nimi. Gonienie króliczka. Rosnące aspiracje to większa presja do gromadzenia i zarabiania, i duże wyzwanie dla naszego dobrostanu.
Po drugie, nasze aspiracje zależą od tego co osiągają inni, z którymi się porównujemy. Jeżeli inni wokół zaczynają zarabiać więcej niż my, może się zdarzyć, że ich zarobki prowadzą do zmniejszenia naszego zadowolenia z życia.
Po trzecie, nasze aspiracje zależą od tego, jak bardzo wierzymy, że zwiększenie dochodu przyczyni się do naszego szczęścia. Będąc przekonanym, że pieniądze są źródłem szczęścia, wzmacniam w swoim umyśle fundament pod nadmierne oczekiwania wobec przyszłości.
Po czwarte, jeżeli teraz nie jesteśmy zadowoleni z tego co mamy, choć to prawdopodobnie znacznie więcej niż mieliśmy w przeszłości, dlaczego sądzimy, że mając więcej bylibyśmy szczęśliwsi?
I tutaj skończę, bo jak mawiają Anglosasi: „Enough is enough”.