O ginącej sztuce czerpania przyjemności z myślenia.

- Sowo - rzekł Królik bez żadnych wstępów - ty i ja mamy mózgi, bo tamci zamiast mózgów w głowie mają tylko pierze. I jeśli ktokolwiek w całym Lesie potrafi myśleć - a gdy mówię myśleć, to znaczy myśleć - to tylko ty i ja. Alan Aleksander Milne, Chatka Puchatka

O ginącej sztuce czerpania przyjemności z myślenia.

Na Uniwersytecie Virginia przeprowadzono badanie, którego uczestników posadzono w niemal pustym pokoju: bez telefonów, książek itp. Pokój był pusty. No, niemal pusty. W jego kącie ustawiono urządzenie, którym badani mogli zaaplikować sobie, nieszkodliwy, acz bolesny wstrząs elektryczny.

Na początku eksperymentu wszyscy zgodzili się na próbny wstrząs. Chodziło o to, by zdali sobie  sprawę, jak duży jest ból, który urządzenie wywołuje. W następnym kroku badani mieli usiąść i myśleć. Zająć myślami swój umysł. Przez 15 minut. Ot i tyle. Proste prawda? Naukowcy spodziewali się, że uczestnicy badania skrzętnie skorzystają ze stworzonej im możliwości i po prostu oddadzą się miłemu rozmyślaniu. W końcu to tylko kwadrans. Sam na sam z myślami. Okazało się, że większość badanych uznało to doświadczenie za nudne, a nawet nieprzyjemne. Pozwólcie, że podkreślę: myślenie okazało się nudne i nieprzyjemne. Tak bardzo, że dwóch na trzech badanych mężczyzn i jedna na cztery spośród badanych kobiet zaaplikowali sobie wstrząs elektryczny by nie musieć się mentalnie wysilać.  Niektórzy byli tak zdesperowani, że zrobili to trzy lub cztery razy.

Wolę być rażony prądem zamiast świadomie podjąć wysiłek umysłowy. Zaskakujące?

No cóż, można spróbować znaleźć racjonalne i nie godzące w godność homo sapiens wytłumaczenie. Każdy z nas ma myśli, których się boi, wstydzi, wolałby uniknąć. Bolesne wspomnienia, nierozwiązane problemy, przywoływane pamięcią  wstydliwe doświadczenia. Unikamy tego, co wywołuje w nas gniew czy smutek. Niechciane myśli pojawiają się, jak niezapowiedziani goście, gdy zaplanowaliśmy sobie chwile w rodzaju: nic nie muszę, wkładam dresy. Unikamy ich. Otoczenie dostarcza nam strumienia bodźców, którymi możemy wypełnić głowę, tak by nie musieć zajmować się myśleniem. Zwykle też dobrym wytłumaczeniem dla niemyślenia jest nadmiar obowiązków i zadań do wykonania. Stosujemy prosty acz skuteczny wybieg. Żyjemy w pędzie i to usprawiedliwia Wielką Pardubicką naszych myśli. Niedokończone, chaotyczne, toporne i płytkie, angażują umysł, wypierają głębszą refleksje. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z psychologiczną odmianą prawa Kopernika-Greshama. Kopernik zauważył, że jeżeli w obiegu są jednocześnie dwa rodzaje pieniądza o równej wartości, ale jeden z nich zawiera więcej drogocennego kruszcu niż inny, to ten „lepszy” będzie gromadzony, a ten gorszy stanie się powszechnie stosowanym. Mówiąc w skrócie: „gorszy pieniądz wypiera lepszy”. Nie wiem na ile tego typu analogia może być stosowana w odniesieniu do ludzkich myśli, ale mam wrażenie, że myśli proste, banalne, mechaniczne, angażują umysł do tego stopnia, iż wypierają to co wartościowe. Nie żeby to od razu był znak naszych czasów. Kiedyś też tak było. Już choćby Henry David Thoreau pisał:

Moim zdaniem nawyk zajmowania się trywialnymi sprawami może do tego stopnia zbezcześcić umysł, że wszystkie nasze myśli na zawsze zabarwią się banalnością.

Mając możliwość wyboru, ludzie nie oddają się tak po prostu myśleniu dla przyjemności. Spędzanie czasu na myśleniu, które ma służyć przyjemności, jest, waham się nad użyciem słowa „zaskakująco”, raczej rzadkim ewenementem. Nie znam polskich danych ale z amerykańskich wynika, że przyznaje się do niego około 17% Jankesów.

Uciekanie we własne myśli i marzenia dla wielu oznacza drogę przez mękę. Poproszeni o to by oddać się refleksji musimy włożyć wysiłek, by to się udało. Choć wydaje się to absurdalne naukowcy wskazują, że cierpimy na brak wiedzy, jak należy myśleć by sprawiało nam to przyjemność. Ostatnie badania Erin Westgate i współpracowników wskazują, że aby myślenie było przyjemne człowiek musi skupić się na tym, co jest dla niego jednocześnie znaczące i pozytywne. Sama ważność, znaczenie tematów podejmowanych w myślach nie wystarczy, bo może się zdarzyć, że zajmiemy nasz umysł czymś od czego chcielibyśmy trzymać się z daleka.

Wiele tego typu badań jest przeprowadzanych w Stanach Zjednoczonych a imperializm nauki amerykańskiej sprawia, że automatycznie traktujemy te wyniki jako uniwersalne dla wszystkich ludzi. Często jest to duże nadużycie, ale jak się wydaje nie w tym przypadku. Porównując ludzi z 11 krajów Nicholas Buttrick wraz z zespołem udowodnili, że ludzie wolą wykonywać zwykłe codzienne czynności niż oddawać się myśleniu dla przyjemności. Mało tego, zrobiliby prawie wszystko aby uniknąć pozostawania sam na sam z własnymi myślami. Tłumaczy się to irracjonalną niechęcią do bezczynności i motywacją do działania.  Przyszło mi do głowy, że można to wykorzystać praktycznie; choćby w negocjacjach z nastoletnim dzieckiem: masz dwie opcje albo posprzątasz pokój albo masz myśleć przez następne 15 minut.

Spekuluje się, że ludzie wybierają niemyślenie, gdyż oddawanie się refleksji wymaga od nas wysiłku. Możliwe jest też, że chociaż dostrzegamy i cenimy korzyści z myślenia, ulegamy kuszącej alternatywie spoglądania w nasze smartfony, telewizory czy ekrany komputerowe.  Wydaje się, że powód może być jeszcze przynajmniej jeden: myślenie nie jest czymś, co jest cenione w naszym społeczeństwie. Gdyby nieco zaktualizować terminologię, to słynna rzeźba „Myśliciel” Rodina powinna mieć raczej tytuł „Próżniak”. Już pomijam aspekt braku ubrania, ale co byśmy pomyśleli o kimś, kto siada i po prostu oddaje się myśleniu. W pracy czy domu, nie ma czasu na myślenie. Wyobraźmy sobie spojrzenia, z jakimi spotkałby się ktoś, kto siedząc w biurze zajmował by się myśleniem. Dzieło Rodina podziwiamy, ale człowieka, który robi to samo, co wyrzeźbiony myśliciel, już nie. Każda chwila musi wiązać się z aktywnością. Refleksja to niepotrzebny luksus. Myślicieli traktujemy z podejrzliwością. W wielu miejscach pracy mówi się o potrzebie przemyślenia problemów, ale rzadko zdarza się, że pozostawiano na to czas. Do tego dochodzą często powtarzane frazesy o zagrożeniach wynikających z nadmiernego myślenia i wyższości czynu na myślami.

Najwięcej, podczas przydługawych i mało dynamicznych ujęć, myślą bohaterzy filmów. Zwykle wygląda to bardzo przekonywująco: pogrążony w zamyśleniu bohater, zmarszczone lekko czoło, promienie słońca błąkające się po twarzy. Zastanawia mnie na kim się oni wzorują. Skąd wiedzą, jak wygląda myślący człowiek. Grają świetnie i przekonująco kreują postaci, które rzadko występują w naturze.

Niektórzy naukowcy sugerują, że nasze umysły są zaprojektowane w ten sposób, by przetwarzać to co pochodzi z zewnątrz. Nieprzerwanie odbieramy bodźce i nadajemy im sens. Intencjonalne myślenie  jest tworzywem,  przynajmniej częściowo wypływa z nas, to my je inicjujemy i kształtujemy. To wymaga wysiłku. Choć może być źródłem radości i przynosić wymierne korzyści, intencjonalne myślenie nie przychodzi ludziom łatwo. Potrzebna jest motywacja, której często brakuje, i zdolność do koncentracji, której brakuje jeszcze częściej. Myślenie dla przyjemności wymaga od nas większej koncentracji niż inne rodzaje myślenia (np. planowanie) a przy tym, nie dostarcza mózgowi tyle dopaminy co choćby gry komputerowe.

Wspomniana przeze mnie już wcześniej Erin Westgate przekonuje, że możemy nauczyć się czerpać radość z myślenia, co nie tylko skutkuje poprawą samopoczucia (szczególnie w długim okresie), ale nawet zwiększa naszą tolerancję na ból. Kiedy respondenci w jej badaniach zostali poproszeni o to, by pomyśleli o czymś istotnym i pozytywnym, wielu pozostało zdezorientowanych: Jak to? Myśleć dla przyjemności? To znaczy, co mam zrobić? Dopiero dalsze instrukcje, zawierające listę przykładów takiego myślenia, sprawiły, że radość z myślenia wzrosła o połowę. Można z tego wyciągnąć wniosek, że gdy przygotujemy sobie tematy, o których chcielibyśmy marzyć i rozmyślać, łatwiej nam będzie się temu poświęcić. Dla niezdecydowanych: takie instrukcje działają już w przypadku 5 -latków.

Umiejętność angażowania się w myślenie, choć współcześnie to ryzykowna i niebezpieczna bo dyskryminująca teza, czyni nas ludźmi. Wyjątkowość gatunku ludzkiego wydaje się ujawniać w tym, że dzięki naszemu umysłowi potrafimy postawić niewidzialną barierę między sobą a otoczeniem. Możemy podróżować do wnętrza swoich umysłów i z nich czerpać. Możem wyobrażać sobie przyszłość, przeszłość lub alternatywną teraźniejszość. W końcu możemy tworzyć światy, które nigdy nie istniały. Nie traćmy tego oddając się wypełnianiu druków i sprzątaniu łazienki. Bo jak pisał John Milton, w Raju utraconym

„Umysł jest dla siebie Siedzibą,
może sam w sobie przemienić
Piekło w niebiosa,
a niebiosa w piekło.”