O byciu samemu. Dlaczego bycie samemu może nas wzmacniać?
Kiedy spędzamy czas samemu jesteśmy bardziej świadomi tego, co nas otacza, ale też tego, co wnoszą, do naszego życia ludzie, których w tym momencie nie ma w pobliżu.
- Na pustyni jest się trochę samotnym.
- Równie samotnym jest się wśród ludzi.
Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę
W angielskim odróżniamy solitude od loneliness, gdy jednak próbuję tłumaczyć te określenia na polski, to wszystkie słowniki podrzucają termin „samotność”. Nie jestem językoznawcą, a tym bardziej żonglującym słowami poetą, więc mój pogląd na ten temat może być obarczony wadą, ale mam wrażenie, że gubimy subtelną, a jednak kluczową różnicę między tymi dwoma pojęciami. O ile loneliness oznacza samotność, w której brakuje nam obecności innych ludzi, o tyle solitude, to świadome, pozbawione lęku oddzielenie się od nich. Samotność opisuje przepaść między naszym pragnieniem a doświadczaniem obecności innych. Z kolei „solitude” to, przynajmniej tak to rozumiem, niepowodowane koniecznością, ostracyzmem, czy lękiem ukrycie się przed innymi. Solitude jest dobrowolne, intencjonalne i wynikające z wewnętrznej potrzeby. Samotność to Robinson Crusoe. Pozbawione strachu pragnienie bycia samemu, to w ekstremalnych warunkach pustelnia eremity, a w naszej codzienności to samotny spacer po lesie, zamiast wycieczki pracowników finansowanej z funduszu socjalnego. Bycie samemu to jedna rzecz, bycie samotnym to coś kompletnie innego.
Bycie samemu nierzadko kojarzy nam się z czymś negatywnym. Arystoteles twierdził, że by żyć samemu trzeba być albo zwierzęciem albo bogiem. Dawid Hume stawiał je w jednym rzędzie z postem, pokutą, celibatem i pokorą. Wszystko razem nazywał cnotami mnisimi i twierdził, że nie służą żadnemu celowi, nie posuwają nas do przodu, nie dostarczają rozrywki, nie dają siły ani samozadowolenia. Gorzej. Zdaniem Hume’a wszystkie one otępiają, zatwardzają serca, niszczą wyobraźnię.
Również dzisiaj zdarza nam się stygmatyzować oderwanie.
Pewnie myślisz, że przesadzam?
Ale przypomnij sobie, co ludzie mówią i myślą o tych, którzy mieszkają sami, nie szukają kontaktu?
To na pewno jakiś polujący na wiewiórki i zbierający ptasie pióra dziwak.
A jak reagujemy na tych, którzy na imprezę przychodzą o ósmej, by o dziesiątej ukradkiem się ulotnić?
Ludzie poszukujący samotności są narażani na wykluczenie. Nierzadko ulegamy zdroworozsądkowemu myśleniu, że wszyscy, zarówno wykluczani, jak i wykluczający będą się czuli lepiej. No bo przecież: po co zapraszać na imprezę kogoś, kto nie będzie się na niej czuł dobrze? Wykluczając ją albo jego, tak naprawdę robimy im przysługę. Jednocześnie wszyscy poczujemy się lepiej, gdy obok nas nie będzie kogoś, kto lubi swoją samotność. Po co dopuszczać do jakichś potencjalnie dziwnych i dwuznacznych sytuacji?
Bycie samemu często jest traktowane, jako sygnał ostrzegawczy, szczególnie, gdy dotyczy to młodych ludzi. Dorośli doszukują się w tym, jakieś formy kary lub lęku. Stygmatyzujemy dzieciaki, które są same. Jednak, jak się okazuje, nawet w tej grupie wiekowej, dobrowolne oderwanie się pozwala wzrastać i podwyższać poziom samoakceptacji.
Badania psychologów wskazują, że jeżeli chęć bycia samemu nie wynika z lęku, niechęci czy odrzucenia, pragnienie to jest jak najbardziej naturalne. A nawet więcej: potrzebne i pożyteczne. Mając nieco ponad 50 lat Albert Einstein twierdził, że za młodu widział w byciu samemu źródło bólu, będąc już dojrzałym człowiekiem dostrzega w nim głównie rozkosz. Marek Aureliusz pisał o tym, że człowiek nigdzie nie znajdzie bardziej wolnego od zadań odosobnienia niż we własnej duszy. Tyle filozof, a co na ten temat ma do powiedzenia nauka?
Nauka pokazuje, że jeżeli wycofujemy się nie z powodu lęku, strachu, czy tego, jak traktują nas inni, bycie samemu sprzyja wzmacnianiu poczucia sensu życia, kreatywności i, tak nam dzisiaj potrzebnej, samo-refleksji.
Przyjrzyjmy się badaniom, zaczynając od tego co najważniejsze. Nie każde wycofanie jest dla nas korzystne. Już Nietzsche pisał o tym, że w samotności wzrasta w nas to, co w nią wniesiemy. Kluczowe dla wpływu, jaki ma na nas „oddzielenie się od innych” jest to, co nami kieruje. W badaniach zwykle wyróżnia się trzy powody wycofania:
(1) wywołujące nieśmiałość strach i lęk;
(2) niechęć do interakcji społecznych
oraz (3) pozbawione obaw pragnienie bycia samemu.
Zespół naukowców kierowanych przez Julie Bowker wskazał, że osoby, które unikały kontaktu z innymi z powodu nieśmiałości lub niechęci do kontaktów społecznych, okazywały się być mało kreatywne. Jednocześnie miały większą skłonność do zachowań agresywnych. I odwrotnie, pragnienie bycia samemu wiązało się z relatywnie większą kreatywnością i mniejszym prawdopodobieństwem do bycia agresywnym. Wolne od lęku spędzanie czasu w samotności umożliwia i wzmacnia kreatywne myślenie. To jednak coś więcej. To oderwanie od innych w tym co i jak postrzegamy, w tym co i jak myślimy, w tym co i jak odczuwamy. To doświadczanie świata bez wpływu innych ludzi. To łączenie się z tym, od czego oddzielają nas inni ludzie. Jak pisał Charles Bukowski w Faktotum:
„Byłem człowiekiem, któremu świetnie służy samotność. Rozkwitałem dzięki niej, a jej brak był dla mnie czymś tak uciążliwym jak dla innych brak wody czy pożywienia. Każdy dzień w którym nie było mi dane jej zaznać, osłabiał mnie.”
Z badań wyczytujemy jeszcze więcej. Bycie samemu może nam pomóc łagodzić stres i opanować emocje, których chcielibyśmy unikać i wywołać te, których potrzebujemy by się motywować. Wolna od lęku samotność sprzyja odkrywaniu samego siebie i rozwojowi duchowemu. Badanie 19 milionów tweetów pokazało, że obok słowa „solitude” relatywnie często pojawiało się słowo „radość”
Samotność charakteryzuje się rozbieżnością pomiędzy tym, czego pragniemy a tym czego doświadczamy jeżeli chodzi o relację z innymi. A ponieważ to, jak postrzegam jakość relacji z innymi, w dużej mierze wpływa na ocenę własnego życia, samotność nie będąca efektem wyboru, podkopuje naszą wiarę w jego sens. Widać to w wynikach badań. Naukowcy pokazali, że bliskość i wsparcie w rodzinie wiążą się dostrzeganiem sensu w życiu.
Rodzina, przyjaciele, znajomi, romantyczni partnerzy, czy współpracownicy są ważną częścią naszego życia. To nie podlega dyskusji. Jednak wszyscy oni tworzą wokół nas konstrukcję wymagań, oczekiwań, pragnień, emocji; konstrukcję silną, której działaniu nigdy nie potrafimy w pełni się oprzeć, mając ich przy sobie. Gdy ktoś obok nas odczuwa lęk, smutek, żal, wpływa to na nas, choć my sami nie mamy ku temu powodu. Obecność innych narzuca nam maski, pisze scenariusze, tworzy choreografię. Łatwo w tym momencie zrozumieć, dlaczego Chrystus, Budda, Mojżesz czy Lao Tzu szukali samotności szukając prawdy.
Sugeruje się, że umiejętność bycia z samym sobą kształtuje się już w pierwszych latach życia. Maluchy, którym od bardzo wczesnego dzieciństwa pozwalano na badanie otoczenia w obecności zapewniających bezpieczeństwo rodziców, jako dorośli posiadają umiejętność bycia samemu. Umiejętność ta wyraża się tym, że będąc samemu nie zaczynamy czuć braku przynależności do grupy. Jestem sam, ale to nie znaczy, że zostałem odrzucony przez innych albo, że czuję wobec nich niechęć. Paradoksalnie w byciu samemu ze sobą inni ludzie nie przestają być ważni.
Dla wielu ludzi bycie samemu to jak wchodzenie do przerażającego i niebezpiecznego miejsca. Tymczasem tylko będąc sam na sam z sobą możemy w pełni swobodnie myśleć, być ze sobą szczerym. Nakierowanie na własne wnętrze to najczęstszy powód poszukiwania samotności. Chcemy odkryć samych siebie, szukamy równowagi, wewnętrznego pokoju; ale też pragniemy anonimowości, natchnienia w procesie tworzenia czy przy rozwiązywaniu problemów. Odcinając się od gęstego codziennego rozproszenia, sięgamy po samorefleksję i zadajemy sobie pytanie o sens, nie ukrywając przed sobą odpowiedzi. Kiedy to piszę w pełni zdaję sobie sprawę, dlaczego nasza samotność z wyboru nie zawsze jest dla nas miła.
Bycie samemu wymaga wiary, że nie znikniesz. Albo, że jeżeli znikniesz to ktoś to zauważy. Chcąc być sami nie chcemy być samotni.