O boskim pierwiastku gotowania w domu
Wszystkie zwierzęta jedzą, ale tylko człowiek gotuje. Gotowanie jest czymś więcej niż koniecznością, to symbol człowieczeństwa, i całkiem dobry sposób wykorzystywania czasu.
Jemy, żremy, podjadamy, dogadzamy podniebieniu, szamamy, pasiemy się, sycimy głód, delektujemy się jedzeniem. Musimy jeść, lubimy jeść, a samo jedzenie jest ważniejsze niż seks. Dla zapewnienia ciągłości gatunku potrzebę głodu musimy zaspokajać kilka razy dziennie, seks wystarczy uprawiać kilka razy w życiu.
Spożywanie posiłków to nie tylko wypełnienie obowiązku wobec naszego ciała, ale też sposób na tworzenie i pogłębianie więzi z innymi. Obserwujemy to w wielu kulturach; ludzie jedzą wspólnie, jedzenie to moment, gdy rodzina albo większa grupa zasiada wspólnie. Jedzenie to czas dzielenia się, dystrybucji darów, okazywania altruistycznej dobroci. Wchodząc na najwyższe poziomy symboliki: jedzenie to coś, co wytwarza ciało karmiącej matki; w wielu miejscach na świecie, nie tylko życiodajne ale też jedyne bezpieczne dla dziecka pożywienie. Schodząc z symboliką w dół, wizja żarcia to czasami jedyne, co jest w stanie ściągnąć z wyra studenta trzeciego roku politechniki.
Łatwo sobie przypomnieć znane obrazy przedstawiające spożywanie. Choćby taki Renoir ze swoim „Śniadaniem wioślarzy”, Peter Breughel z „Chłopskim weselem” czy niezliczone obrazy rzymskich uczt albo Adam, Ewa, wąż i jabłko.
A teraz zagadka: ile przychodzi wam do głowy słynnych obrazów przedstawiających gotowanie? Jeden? Dwa? Żaden?
To trochę dziwne, zważywszy na fakt, że to właśnie gotowanie, a nie konsumowanie, czyni nas ludźmi. Wszystkie zwierzęta jedzą ale tylko homo sapiens gotuje.
W raporcie „A Global Analysis of Cooking Around the World” wskazano, że w roku 2020 każdy człowiek na świecie zjadał tygodniowo średnio 10,9 posiłku przygotowanego w domu. Najczęściej gotują i jedzą w domu Wenezuelczycy (ponad 13 posiłków na tydzień), najrzadziej mieszkańcy Kongo i Korei Południowej (5,5). Z dwunastoma posiłkami w tygodniu Polska jest w ścisłej czołówce krajów, w których jedzenie się gotuje a nie tylko odmraża. Spośród Europejczyków wyprzedzają nas jedynie mieszkańcy Albanii, Bośni i Mołdawii.
Kilka faktów więcej: dane zgromadzone w raporcie nie wskazują, na istnienie żadnej zależności pomiędzy bogactwem narodów a gotowaniem. Jemy głównie to, co sami ugotujemy lub to, co ugotuje partner. W krajach europejskich 91% mężczyzn deklaruje, że zjada posiłki przygotowane przez ich partnerki. Brzmi to, jak wyraz powszechnego zaufania, ale przyczyna jest banalna: kobiety po prostu częściej gotują. Warto jednak zaznaczyć, że niemal połowa Europejek (44%) zadeklarowała, że jada posiłki przygotowywane przez partnera, a w Ameryce Północnej ten udział jest jeszcze większy – 62%.
Gdy spojrzymy w przeszłość, w kulturze europejskiej, większość posiłków była przygotowywana i konsumowana w domu. Jedzenie poza domem, w zajeździe, tawernie, czy karawanseraju było opcją dla podróżujących.
Gotowanie miało zniknąć – tak przynajmniej w swych ponurych obrazach przyszłości widzieli to niektórzy socjologowie i antropologowie. Miało tak się stać z powodu odczłowieczenia samego procesu przygotowywania posiłków.
Włóż,
wciśnij 600,
ustaw na minutę,
gotowe.
Odpowiednio przerobione, wcześniej przygotowane żarcie miało wyprzeć zabierające czas, wymagające namysłu, gotowanie w domu.
Tak się nie stało i chyba całe szczęście. Gotowanie bywa proste i odbywa się głównie w kuchni ale wywołuje wielką zmianę w naszym podejściu do samego jedzenia, jak i sposobu jego spożywania. Zastanawialiście się, czego może pozbawić nas pizza z supermarketu? Zimna, zapakowana w folię lub karton, do podgrzania w 180 stopniach. Wrzucając ją do piekarnika nie dajemy sobie szansy na odkrycie kamienia filozoficznego. Niczym alchemik zmieniający ołów w złoto, moglibyśmy oddać się przemienianiu banalnej, bogatej w skrobię bulwy ziemniaka w wykwintne, kusząco aromatyczne, placki ziemniaczane.
Idźmy dalej: byłoby coś obrazoburczego w delektowaniu się posiłkiem z folii. Nie oczekujemy od mrożonej pizzy by była boska, cudowna, magnifique. Opisując ją szukamy określeń o nieco mniej intensywnym natężeniu: "jadalna, może być, hmm.. niezła, „bałem się, że będzie gumiasta”. Gdy jemy podgrzewane mrożonki odpada nie tylko temat do rozmowy, no chyba że padną pytania natury logistycznej: „na której półce w Tesco leżą te pizze, nigdy ich nie mogę znaleźć”, ale też powód by docenić kucharza: „nie, no prawdziwy maestro widelca z ciebie. Ty to wiesz kiedy wyjąć pizzę by się nie przypaliła.”
Nie ma też pola do przekazania znaczenia; zamiast: „ten dżemik zrobiłem z samodzielnie zebranych, lekko oszronionych o poranku jagód” rzucamy coś w rodzaju: „ten z Międzychodu jest ostatnio mniej słodki niż ten z Kalisza”. Doceniamy smak dania, jego wygląd i kunszt kucharza, doceniamy, że ktoś robi coś dla nas. To buduje relacje, również te romantyczne: "ugotowałem krewetki, wiem, że lubisz owoce morza", daje większe szanse na udany wieczór niż: „Kochanie dziś nasza kolacja przy świecach, kupiłem na wyprzedaży mrożone pulpety. Szykuj się, za trzy minuty wyjmuję z mikrofali” .
Można na przygotowywanie posiłków spojrzeć z perspektywy mechanicznej, opisanej wektorami i poezją wzorów. W tym ujęciu gotując staram się efektywnie wykonać czynność, której celem, jest dostarczenie strawy. Można też jednak dostrzec w tym zajęciu moc bogów.
Schodząc nieco z napompowanej bańki romantyzmu kuchennych aktywności, nie można nie wspomnieć o drugiej stronie. Gotowanie bywa rytualne, codzienne, zwykłe, nudne, konieczne, niedoceniane. Badania pokazują, że gotujący mężczyźni okazują się czerpać z niego więcej satysfakcji niż kobiety, co tłumaczy się tym, że dla nich częściej jest to zajęciem twórczym, rozrywką. Kobiety z kolei robią to na co dzień, w poczuciu obowiązku, z konieczności, przepełnione pragnieniem by biegające dookoła dzieci przywiązać do stołu.
Zagłębiając się w czysto praktyczne aspekty musimy jednak dodać, że wiele organizacji rządowych i pozarządowych na całym świecie, promuje gotowanie w domu jako element strategii walki z otyłością i spożywaniem niskiej jakości jedzenia.
Wyniki niezwykle obszernego przeglądu badań na temat społecznych i zdrowotnych aspektów gotowania w domu wskazują, że gotowanie przyczynia się do obniżenia poziomu BMI, poprawy stanu zdrowia, wzbogacenia diety, a także do wzmocnienia bliskich relacji.
Negatywną konsekwencją gotowania w domu jest natomiast wzmacniane roli płciowych. Pomimo tego, że zarówno odsetek gotujących mężczyzn, jak i ich udział w gotowaniu wzrasta, nadal częściej gotują kobiety, one też częściej przekazują wiedzę na temat gotowania dzieciom.
Z ogólnoświatowych danych wynika, że kobiety przygotowują średnio dziewięć posiłków w tygodniu, podczas gdy mężczyźni cztery.
Częściej posiłki są przygotowywane w gospodarstwach domowych, w których partnerzy nie narzekali na brak czasu. Częściej w parach złączonych ślubem i w rodzinach z dziećmi. Ciekawe jest też to, że częściej gotują osoby, których samoocena jeżeli chodzi o umiejętności w tym zakresie jest wysoka. To ostatnie jest szczególnie interesujące wobec wyników badań opublikowanych zaledwie miesiąc temu. Sugerują one, że nabierając pewności siebie w kuchni, nie tylko lepiej komponujemy dietę ale też poprawiamy stan zdrowia psychicznego i odczuwamy wzrost witalności.
Mam radę dla tych, którzy pozostają nieprzekonani, a których brak wiary we własne umiejętności nie pozwala im przekroczyć drzwi kuchni: zacznij od ugotowania wody. Po siedmiu minutach uzyskasz ten sam efekt co profesjonaliści: potrawę gorącą, niskokaloryczną i bez glutenu. Voilà.