Nienawidzę się mylić! O korzyściach z pomyłek i kosztach nieomylności.
Nie lubimy nie mieć racji. A co jeżeli nie mamy racji co do niemienia racji?
Kartezjusz, ten to miał talent do pisania haseł na gazetki ścienne w szkolnych klasach. Choćby takie Cogito ergo sum. Jest wszędzie. Nie ma znaczenia, że wielu chce widzieć tę zależność w odwrotnym kierunku: jestem więc myślę; cogito… daje nadzieję, upewnia co do własnej wartości, nie dyskryminuje ociężałości umysłowej, nie wyklucza. Znacie kogoś kto mówi o sobie: „ja nie myślę”? Przekaz jest pozytywny. Buduje tożsamość, stanowi zaproszenie do główkowania i przemyśliwania. Cogito rulez.
Jego przeciwieństwem, jeżeli chodzi o sukces pijarowy, jest maksyma świętego Augustyna: „fallor, ergo sum”, (mylę się więc jestem); zrobiona na kartezjańską modłę parafraza słów „bo wtedy jestem, kiedy się mylę” (Quia ergo sum si fallor). Wyobraźcie sobie, jakie to by było niewychowawcze, gdyby uczniowie widzieli nauczyciela na tle tak obrazoburczego hasła? Prestiż ległby na posadzce. A co gorsza, jak by to wpłynęło na nieuformowane do końca umysły? To co, mogę się mylić? Naprawdę? I tak po prostu z tym żyć?
W jednym z ciekawszych badań przedszkolaki budujące wieże z makaronu okazały się być lepsze od … absolwentów szkół biznesowych. Dzieci próbowały i ulepszały. Absolwenci najpierw opracowywali idealny plan, a na końcu wieża upadała. Małolaty nie boją się nie mieć racji. Próbują. Poprawiają. Testują. A potem przychodzi dorosłość głaszcząca nas za bycie nieomylnym. Wygrywa ten, kto ma rację. Dojrzałym, mądrym, rozsądnym nazywamy dążenie do unikania pomyłek. To dotyczy nas wszystkich. Rozważanie, że mogę się mylić, już samo w sobie jest nieprzyjemne.
Niektóre błędy mogą nas zabić; większość sprawia jedynie, że sami chcemy umrzeć. Obezwładnia nas poczucie kompromitacji, żenada troskliwie przytula, w najlepszym wypadku czujemy skrępowanie a doświadczenie opisujemy jako kłopotliwą sytuację. Skąd to się wzięło? Powodem jest kultura, w której wzrastamy. Dziecko, które popełnia błędy na sprawdzianie jest w najlepszym przypadku leniwe, w najgorszym, niemądre i nieodpowiedzialne. Masz 8 lat i już wiesz: pomyłki przytrafiają się próżniakom. Drogą do sukcesu jest niepopełnianie błędów.
Sprawdźmy: na ile ten przekaz jest prawdziwy.
Czy niepopełnianie błędów jest drogą do sukcesu?
Zacznijmy od tych, którzy robią wszystko by się nie pomylić. Pisząc o mitach dotyczących robienia błędów Alina Tugend, autorka książki „Better by mistake” wskazuje, że w pracy perfekcjoniści często nie są lepsi od innych pracowników. Znacie ich? Zabierają się do wszystkiego miesiącami. Każdy szczegół musi być dograny. Nic nie pozostawią przypadkowi. Nie próbują tego, co wiąże się z niepewnością. Boją się wyzwań. Rzadziej podejmują ryzyko. Są też mniej kreatywni niż osoby, które perfekcjonistami nie są. Już na początku wykonywania zadania nadają mu dużą wagę, silniej reagują na niepowodzenia, a po wykonaniu zadania często mówią o tym, że powinni je wykonać lepiej. Lubują się w krytykowaniu tych, którzy próbowali ale im się nie powiodło. Społeczna hipnoza.. Policzę do trzech, a kiedy się obudzisz, przestaniesz myśleć, że człowiek nie może się mylić.
Perfekcjoniści w pracy to już gotowy produkt procesu. Jego początek jest w rodzinie i szkole. Chwalimy nasze dzieci za bycie mądrym. Może dlatego, że chcemy wierzyć, że mądrość to po rodzicach, a może chwalenie ma po prostu podwyższyć ich samoocenę. Tymczasem naukowcy ujawniają, że chwalenie dzieci za ich mądrość niesie za sobą niepożądaną konsekwencję: dzieci zaczynają unikać wykonywania trudniejszych zadań, boją się niepowodzenia. Nie dają sobie rady z dysonansem: jestem mądry a nie umiem tego zrobić. Dlatego robią to, co już umieją, tysiąc razy te same puzzle, te same ćwiczenia, te same rysunki. Znacznie lepiej pod tym względem wypadają dzieci chwalone za wkładany wysiłek. Ich lęk przed niepowodzeniem jest mniejszy. A dodatkowo przekonane o swojej mądrości dzieci nie tylko przeceniają to, jak dobrze wykonują swoje zadania, ale też są gotowe oszukiwać, by uniknąć upokorzenia przyznania się do błędu.
Specyficznym środowiskiem, dorosłymi, którym w dzieciństwie powtarzano, jacy są mądrzy, jest uniwersytet. Profesorowie wiedzą i tyle. To jest niekwestionowalne. Pragnienie mienia racji sprawia, że często nie pytamy o to co jest prawdą, ale o to, co myślą ci, którzy będą słuchać tego co mówimy. Na szczęście wiele największych umysłów się temu oparło, nawet za cenę „bycia szalonym”. Czasami odnoszę wrażenie, że geniusz wielu naukowców nie bierze się z tego, że często mają rację, ale z tego, ile razy popełnili błędy w dochodzeniu do prawdy.
Tak jak każde z przyjemnych doświadczeń bycie osobą, która ma rację, nie jest czymś czym możemy się cieszyć cały czas. W naszej kulturze akademickiej gorzkie, jak lekarstwo w zębie, są zwroty: „przepraszam, nie miałem racji”, „przyznaję, że o tym nie pomyślałem”, „myliłem się”. Jeżeli w ogóle mamy z nimi do czynienia, to często poprzedzają one część zdania, która pojawia się po słowie „ale….”.
Myliłem się, ale miałem niedokładne dane.
Nie pomyślałem o tym wcześniej, ale kto mógł się tego spodziewać.
Nie mam racji, ale ty też się mylisz.
„Ale” to słowo niezwykłe. Niczym niezawodny cenzor wymazuje to, co przed nim. Choć słyszą „jesteś cudowny” trafiający do friendzone wiedzą, że sednem przekazu jest to, co pojawia się po słowie ale…. Tak robimy i my, profesorowie.
Kathryn Schulz, opisująca siebie jako: „wrongologist” (badacz popełniania błędów) zauważa, że to nie popełnienie błędu sprawia, że czujemy się źle, ale świadomość, że go popełniliśmy. Myślimy, że nasze przekonania odzwierciedlają rzeczywistość. Jeżeli inni się z nami nie zgadzają, to albo są zwykłymi ignorantami; nie wiedzą tego co my wiemy (Zaraz ci to wytłumaczę mój ty głupolku), albo, gdy jednak wiedzą to samo co my, są po prostu idiotami. Jest jeszcze trzecia możliwość: są biegli w temacie, znają prawdę, ale przekręcają ją dla własnych korzyści.
Psychologowie uczą nas, że doświadczanie błędów:
· Uczy pokory. Nikt inny nie wysłucha naszej opowieści lepiej niż ktoś, kto sam popełniał błędy;
· Bierze się z sukcesu. Choć sukcesy są miłe, sprawiają, że nasza wiara we własną nieomylność puszy się i rozrasta, wymaga od czasu do czasu spuszczenia powietrza.
· jest źródłem empatii, dostrzegamy, mniej oceniamy, rozumiemy;
· buduje odporność. Uczymy radzić sobie z niepowodzeniami.
Ten tekst nie jest po prostu zaproszeniem do niedbałości i nie ma też sprawić, że pokochamy porażki. Co to to nie. Dając sobie prawo błądzenia mamy szanse na to by szukać innych dróg, testować, wybierać świadomie, opierać się na doświadczeniu a nie założeniach. Nie chodzi o to, że nie będziemy popełniać błędów. Chodzi o to by je oswoić.
Kiedy zacząłem pisać bloga byłem przekonany, że ekonomiści, psychologowie, pedagodzy a wreszcie doświadczeni autorzy, zgładzą mnie zarzutami o niedoskonałości wiedzy, niewłaściwej formie, pomyłkach stylistycznych. To nie minęło. Nie lubię, nie chcę, boję się. Tak samo jak Ty.