Nie chce mi się nie chcieć. Czy ludzie mają awersję do lenistwa?
Jesteśmy leniwi. Tak bardzo leniwi, że bezczynność nas męczy. Choć wiemy, że nicnierobienie to kat dla naszego samopoczucia, musimy znaleźć powód by się z niego wyrwać. Na szczęście może być błahy.
Dlaczego ludzie pracują? Lista powodów wcale nie jest taka długa; dla pieniędzy, dla sławy, dla rozrywki, by osiągnąć jakiś cel: nauczyć się lub kogoś, dowieźć na miejsce, wspiąć się na szczyt, pokonać przeciwników. Nasze ludzkie, często uwarunkowane rozwojem cywilizacji, powody są mało przydatne do tłumaczenia zachowań zwierząt. A te potrafią się zachować dziwnie. Stojące przed wyborem: wykonać jakąś czynność i otrzymać jedzenie, czy po prostu sięgnąć po żarcie, bez wykonywania żadnej pracy, zwierzęta wolą… pracować. To przeciwieństwo jazdy na gapę; korzystania z hojności innych, gdy samemu nie dajemy nic w zamian. Badania pokazują, że gołębie, wrony, szczury, myszy, makaki, szpaki, szympansy, a nawet myszoskoczki i ryby bojowniki, wolą jedzenie otrzymywane za coś, niż tak po prostu, za darmo. Przykładowo, szympans mający w bliskim zasięgu miskę owoców, zamiast zwyczajnie po nie sięgnąć, wolał wykonać proste zadanie tj. pociągnięcie dźwigni, by w zamian otrzymać dokładnie taką samą miskę owoców. Zwierzaki chcą coś robić. Póki co, jedynym potwierdzonym badanymi stworzeniem żywym, które wyłamuje się z tego schematu jest Felis domesticus, udomowiony gatunek ssaka z rzędu drapieżnych, czyli po prostu kot domowy. Myślę, że kociary i fani filmów o Garfieldzie nie są zdziwieni. Koty zachowują się dokładnie tak, jak większość badaczy zakładało. Ich postępowanie opiera się na daleko posuniętej zasadzie maksymalizacji efektywności; jak największy efekt przy jak najmniejszym nakładzie. A zatem: mój ludzki niewolniku, gdy przynosisz miskę z jedzeniem nie stawiaj jej za daleko, bo nie wiem czy będzie mi się chciało przestać drzemać by coś zjeść. Wkładanie wysiłku po to by dostać papu, gdy można je mieć za darmo, nie tylko źle komponuje się z kocią naturą, ale jeszcze wydaje się psuć pozytywny obraz leniwych chwil, za jakimi tęsknimy.
Zarobieni, goniący, zmęczeni łatwo ulegamy romantycznym wizjom lenistwa. Włosi ukuli nawet termin: dolce far niente – jak pięknie jest nic nie robić, albo inaczej: słodka sztuka nierobienia niczego. Jeżeli myślisz, że lenistwo jest nagrodą za ciężką pracę, dla Włocha będziesz po prostu stranieri - obcy. Obiecywanie sobie kieliszka wina po napisaniu posta na blogu to nic innego, jak warunkowanie psa Pavlova: posmakuję, ale muszę zasłużyć. Nie jest nadużyciem dobre leniuchowanie podnieść do miana sztuki, jak to robią Włosi. To umiejętność, której trzeba się nauczyć. Tylko poprzez cierpliwe praktykowanie można stać się wystarczająco dobrym. Bo, choć ludzie tęsknią i pragną bezczynności, jednocześnie przyznają, iż jest ona trudna do zniesienia. To każe mi dziś inaczej niż w dzieciństwie spojrzeć na strofy wiersza napisanego przez Jana Brzechwę. „Na tapczanie siedzi leń, nic nie robi cały dzień”, to nie krytyka, ale docenienie człowieka będącego w procesie nabywania nowej umiejętności. Co? Pewnie uważacie, że za bardzo popłynąłem? Doczytajcie do końca a może zmienicie zdanie.
Jak często zdarza Wam się dzisiaj myśleć: chciałbym mieć czas aby po prostu się lenić? W wyobraźni wszystko działa sprawnie: jeżeli tylko nie musielibyśmy pracować bylibyśmy szczęśliwsi. Moglibyśmy doświadczać tych wszystkich zdrowych i niezdrowych, ale zawsze przyjemnych rzeczy, na które dzisiaj brakuje nam czasu i energii. Takie podejście nie najlepiej jednak tłumaczy: dlaczego wielu emerytów, nawet nie mając przymusu finansowego, pracuje? Dlaczego zdecydowana większość osób wygrywających na loterii, choć ogranicza ilość pracy, to z niej nie rezygnuje? Dlaczego biorąc urlop Polacy robią remonty? (Nie, no może ten ostatni przykład nie był trafiony.)
Szukając odpowiedzi na tak sformułowane pytania trafiamy na plażę. Szczerze, ile godzin wytrzymasz nie robiąc nic? Leżąc w pozie smażonego skwarka? Ile dni przetrwasz gdy codziennie rano pojawi się lazur nieba i nie pozostaje nic innego tylko znowu pójść na plażę? Choć zdarza mi się marzyć o tym, by przez jakiś czas móc sobie beztrosko poleżeć, kiedy w końcu się to udaje bardzo szybko znajduję powody by coś robić. Cokolwiek.
„Nic nie robić — powiedział kiedyś Oscar Wilde — jest najtrudniejszą rzeczą na świecie, najtrudniejszą i najbardziej intelektualną”.
Powodem może być niechęć do bezczynności. Ludzie szukają i chwytają się choćby najbardziej błahych powodów by wykonać jakąś czynność. Tak przynajmniej można wyczytać w czasopismach naukowych. Badania naukowców ze Stanów i z Chin w sprytny sposób pozwoliły pokazać, że wybieramy lenistwo zamiast aktywności, ale tylko wtedy, gdy nie mamy powodów by się czymś zająć. Dostarczanie choćby mało istotnej pobudki może wystarczyć do tego by zacząć działać.
A co zrobili naukowcy? Poprosili studentów by wypełnili ankiety. Między wypełnieniem pierwszej i wypełnieniem drugiej mieli do dyspozycji 15-minutową przerwę. I tu pojawiły się dwie opcje: jedna możesz oddać ankietę w tym samym budynku, w którym ją wypełniałeś. Decydując się na to, po prostu siedzisz i czekasz 15 minut. Druga; idziesz się przejść do innego budynku i tam oddajesz swoją ankietę, a następnie wracasz; cała droga tam i z powrotem zajmie ci 12-15 minut. Za oddanie ankiety dostawało się cukierki. I to właśnie te cukierki były kluczowe dla celu eksperymentu. Gdy w obu miejscach oferowano za ankietę ten sam rodzaj słodyczy, spacerowanie wydawało się być zajęciem dla naiwniaków: po co gdzieś łazić, skoro tu i tam czeka nas dokładnie ta sama nagroda. W takich warunkach na spacer zdecydował się tylko co trzeci badany. Gdy jednak oferowane słodycze były inne w każdym z miejsc na spacer wyruszyło dwa razy więcej badanych. Inny rodzaj cukierków sprawił, że spacerowanie znalazło uzasadnienie: stało się pretekstem do uniknięcia bezczynności.
W drugim eksperymencie naukowcy chcieli się dowiedzieć, jak zmuszanie do aktywności bezczynnych osób, wpłynie na ich szczęście. Studenci nie mieli wyboru. Wszystkich wysłano na spacer i okazało się, że byli oni szczęśliwsi, niż ci, którzy w pierwszym eksperymencie, przez 15 minut, nie ruszając się z miejsca, bezczynnie czekali. Te i wcześniejsze badania pokazują, że ludzie wiedzą o tym, że nierobienie niczego może prowadzić do nieszczęścia, a jednak wybierają to, co wcale nie jest dla nich najlepsze.
Rozwiązania mające na celu eliminowanie z naszego życia bezczynności są już wykorzystywane w praktyce. Będąc świadomym tego, jakim zagrożeniem dla samopoczucia jest bezczynne czekanie, niektóre lotniska eksperymentują ze zwiększaniem odległości między bramkami a miejscem odbioru bagażu; dzięki temu pasażerowie zamiast czekać, spędzają dużą część czasu na chodzeniu.
Tym, co się udało badaczom w omawianych badaniach, było zidentyfikowanie sprzeczności: człowiek ma w sobie dwa niepasujące do siebie pragnienia; uzasadnioną lękiem przed bezczynnością chęć bycia zajętym oraz potrzebę posiadania powodów do bycia zajętym. Ujmę to inaczej: bezczynność jest tym, czego chcemy unikać, ale nie będziemy dobrowolnie wybierać aktywności nie mając dobrego uzasadnienia. Homo sapiens nie chce siedzieć w miejscu, ale sam z siebie nie wyruszy w podróż. Aby to zrobić musi mieć powód. Może być błahy i wątły, ale musi być. Przecież jesteśmy racjonalnymi zwierzętami z przerośniętą korą mózgową, dlatego jak już coś robimy to w jakimś celu. Tylko głupcy spalają kalorie bez żadnego powodu.
Nie po raz pierwszy naukowcy udowadniają, że ludzie chcą coś robić. Kiedyś już pisałem o tym, że pożądanie aktywności jest sposobem na uciekanie przed nudą. Ludzie byli gotowi zadać sobie ból by uniknąć nicnierobienia. Chęć bycia czymś zajętym widać świetnie gdy oczekujemy w kolejce do lekarza; niektórzy są tak zdumieni wymuszoną bezczynnością, że zaczynają czytać instrukcje BHP. Mamy też oczywiście inne, nazwijmy je pozytywnymi, powody do aktywności. Robię coś bo uważam to za dobre, bo lubię to robić, bo czuję się dzięki temu doceniony, bo lubię zróżnicowanie doświadczeń.
A Ty dlaczego czytasz tego bloga?