Narcyzm konwersacyjny; dlaczego lubimy mówić o sobie?

Dzieci w przedszkolu, ludzie w konfesjonale, uczestnicy reality shows, miliony tik-tokerów i gadających głów - badania pokazują to, co wielu z nas już dawno zaobserwowało: lubimy gadać o sobie.

Narcyzm konwersacyjny; dlaczego lubimy mówić o sobie?

Zaczerpnięte z internetu:

· Mój chłopak ciągle mówi o sobie. Jest bardzo miłym facetem. Jednak w jakiś sposób udaje mu się zmienić każdy temat tak by mówić o sobie.

· Za nami 4 spotkania, a ona przez 80% czasu gada tylko o sobie. Mnie praktycznie o nic nie pyta, nie interesuje się tym co u mnie itd.

Znacie to? A może lepiej: znacie ich? Po tym, jak po raz pierwszy tego terminu użył socjolog Charles Derber nazywamy tych ludzi narcyzami konwersacyjnymi. To osoby, które tak kierują rozmową by wytłumić w niej to, co związane z rozmówcą, i nakierować ją na siebie. Łatwo nam zauważyć to u innych. Spokojnie i bez stresu czytam artykuły o millenialsach, którzy są leniwi, roszczeniowi, narcystyczni, bardziej niż inne pokolenia nakierowani na sławę, a to wszystko w czasie, gdy żyją na koszt rodziców. Jak to określił kiedyś magazyn TIME, to pokolenie ja, ja, ja.

Nie jestem millenialsem.

Mnie to nie dotyczy.

Nie tak prędko.

Jeżeli jesteś homo sapiens to bardzo możliwe, że twoim ulubionym tematem rozmów z innymi mogą być twoje (!) własne przemyślenia i doświadczenia.

Jeżeli jesteś homo sapienes to jest dość prawdopodobne, iż 40% tego co mówisz służy informowaniu innych o swoich własnych doświadczeniach.

Co tam, że większość badań poświęconych dobrej rozmowie sugeruje, że by być dobrym rozmówcą to przede wszystkim należy słuchać. Narcyz konwersacyjny to ktoś, kto konsekwentnie kieruje rozmowę tak, by dotyczyła jego lub jej. Przenosi jej ciężar na te tematy, które dotyczą jego samego i nudzi się wszystkim innym.  To nawyk. Jeżeli ja albo ty jesteśmy narcyzami robimy to nieświadomie, nie zauważamy tego, albo, mniej subtelnie, nie obchodzi nas to.

Kto jeszcze pamięta opowiadanie Oscara Wilde’a Nadzwyczajna rakieta”?

—Jak więc mówiłam—kontynuowała Rakieta—mówiłam… O czym to ja właściwie mówiłam?
—Gadałaś o sobie—odburknął Ogień Rzymski.
— No tak, oczywiście! Wiedziałam, że byłam w trakcie przedstawiania czegoś bardzo interesującego, gdy mi tak niegrzecznie przerwano.

Kompleks niższości czy samouwielbienie? A może winny jest odbiorca, który nie poświęca zbyt wiele uwagi słowom narcyza. Sięgamy po pierwsze z brzegu wytłumaczenia. Nauka dorzuca nam jeszcze inne.

W pewnym eksperymencie wykorzystującym rezonans magnetyczny zaobserwowano, że mózg bardziej aktywizuje się, gdy osoby badane mówiły o sobie, niż wtedy gdy mówiły o innych, albo o rzeczach bezpośrednio z nimi niepowiązanych. Diana Tamir i Jason Mitchell, udowodnili, że ujawnianie osobistych informacji jest dla nas bardzo przyjemne; szczególnie wtedy, gdy inni uważnie słuchają. W takim przypadku uruchamia się system dopaminowy, czyli te obszary mózgu, które są powiązane z nagrodą i motywacją. To samo dzieje się,  gdy czerpiemy przyjemność z wygrywania pieniędzy, zażywania narkotyków, czy jedzenia słodyczy. W efekcie chcemy więcej. W jednym z eksperymentów niektórzy badani decydowali się  zrezygnować z części pieniędzy, które dostawali za udział w badaniu, jeżeli dzięki temu mogli mówić o sobie. Im więcej „ja”, ”mnie” w mojej wypowiedzi, tym więcej dopaminowych koktajli w głowie.

Poczynione przez naukowców odkrycia sugerują, że ludzka skłonność do przekazywania informacji na temat własnych doświadczeń może mieć swoje źródło w nagrodzie powiązanej z ujawnieniem samego siebie. A zatem, przyznam, że byłoby to dla mnie bardzo rozczarowujące, może być tak, że gdy ktoś opowiada nam o swoich tajemnicach, robi to z innego powodu niż bliskość między nami. Może być tak, że nie skłania go do tego też chęć budowania relacji opartej na zaufaniu. Jest mniej lirycznie bardziej prozaicznie. W całym tym opowiadaniu swoich tajemnic może chodzić o to by mózg dostał chemicznego shota. Liczy się przyjemność? Na szczęście można to wytłumaczyć inaczej. Mówienie o sobie, tak samo jak seks czy jedzenie cukru, jest przyjemne bo ostatecznie czemuś służy. Odkrywamy się przed innymi, zawierzamy im nasze sekrety, by zwiększać wzajemną sympatię i wzmacniać łączące nas więzi. Ewolucja zadbała by przyjemnym dla nas było to, co nierzadko decydowało o możliwościach przetrwania, a dzisiaj jest jednym z głównych źródeł szczęścia człowieka. Opowiadanie o sobie, może też pozwolić nam odkryć, co inni o nas myślą a dzięki temu stanowić punkt początkowy do zmiany i rozwoju.

Wspomniany już przeze mnie  Charles Derber w książce The Pursuit of Attention sugeruje, że walka o uwagę jest jednym z zajęć, którym ludzie oddają się w życiu społecznym. Uwaga ze strony innych jest niczym pieniądz w gospodarce. Ludzie jej pragną i cierpią, gdy są jej pozbawieni. Konkurujemy o nią, a jej uzyskiwanie, jest potwierdzeniem osiąganego sukcesu. Łatwo zatem wyjaśnić, dlaczego cztery na pięć postów w mediach społecznościowych dotyczy albo samego postującego, albo jego myśli. Co za ponury obrazek…ach ci ludzie, nigdy nie przestaną mnie rozczarowywać. Zanim jednak wzniesiemy się nad innych by z obłoku „mnie to nie dotyczy” z pogardą przyglądać się narcystycznemu społeczeństwu warto zrobić trzy rzeczy: przyjrzeć się swoim rozmowom z innymi, prześledzić swoje wpisy na mediach społecznościowych, no i zadać sobie pytanie: jak często uprawiamy „egosurfing”. To tylko moja intuicja, ale myślę, że nie ma kogoś, kto mając dostęp do internetu przynajmniej raz nie wpisał własnego imienia i nazwiska, do popularnej wyszukiwarki tylko po to by zobaczyć, co na swój temat może znaleźć w sieci.

No, dość już mojego mówienia o mnie. A ty? Co o mnie myślisz?

Konkurowanie o uwagę – pisze Derber – sprawia, że stajemy się sobie obcy, a nasze relacje z innymi tracą ludzki wymiar. Wszystko to w walce o rozpoznawalność i szacunek. Może dlatego, każdy z nas zna kogoś, dla kogo nierozmawianie o nim, czy o niej, jest kwintesencją marnotrawienia czasu. Ale my sami? Nie, oczywiście, że nie! My słuchamy, interesujemy się, zadajemy pytania, chcemy dowiedzieć się czegoś od innych. Witam na spotkaniu anonimowych narcyzów konwersacyjnych, może na początku powiem coś o sobie.

Nasze wyobrażenia na swój temat, mogą nijak się mieć do tego, jacy rzeczywiście jesteśmy.

Taki prosty przykład.

Co odpowiesz komuś, kto skarży się, że ma trudności z zasypianiem?

Jeżeli twoja reakcja pójdzie w kierunku: ja śpię doskonale; odkąd kupiłem te nowe poduszki termoelastyczne, zasypiam natychmiast i budzę się rano wypoczęty. O to naprawdę boskie uczucie… bla, bla, ja, moje, bla bla, ja. – to możesz śmiało zacząć się przejmować. Dobry rozmówca zapyta raczej: od jak dawna masz problemy z zasypianiem? Jak sobie radzisz w ciągu dnia? Powiedz coś więcej.

Narcyz konwersacyjny zwykle stosuje, coś co możemy określić jako: reakcja przeniesienia uwagiang. shift response.

Wiesz myślę o tym, by kupić nowy komputer

Serio? Ja też o tym myślę. Wczoraj oglądałem nowości Della. Niektóre z nich świetnie będą się nadawały do moich celów.

Tymczasem, w komunikowaniu chodzi o komunikaty wspierające; ang. support response,

Chcesz kupić komputer? A jakie modele rozważasz?

W tym miejscu podkreślę: mówienie o sobie, nie jest niczym złym. Cała tajemnica kryje się jednak w tym, żeby zainteresować się drugą osobą, a nie w pierwszej kolejności starać się pokazać, jak bardzo sami jesteśmy interesujący. Obserwuję to choćby wśród naukowców, takich jak ja. Podczas różnego rodzaju spotkań, narad, konferencji nierzadko towarzyszy mi refleksja, że wiele osób nie słucha, co mówią inni. Zamiast tego zdają się wykorzystywać czas czyjeś wypowiedzi na przygotowanie wystąpienia, które im samym pozwoli zabłysnąć. Tymczasem rozmowa, jest jak gra w tenisa. Potrzeba drugiej osoby, i reakcji na to, co ona robi. Chcesz mówić o sobie?

W porządku.

Idź poodbijać piłeczkę o ścianę. Chcesz rozmawiać, zagrać z drugim człowiekiem, reaguj na jego serwy, bekhend i forhend.

Mogę Was zarzucić merytorycznymi i wzniosłymi argumentami za tym, by unikać narcyzmu w rozmowach.

Wymienię kilka:

  • ciągłe skierowywanie rozmowy na mówienie o sobie skutkuje spadkiem zadowolenia z samej rozmowy;
  • osłabieniem zaufania wobec innych oraz pogorszeniem więzi emocjonalnej z drugą osobą.
  • Czujemy, że nasze uczucia i potrzeby nie są dostrzegane i respektowane.

Dlatego długotrwałe doświadczanie obecności narcyzów wywołuje stres i obniżone poczucie własnej wartości.

Brzmi mocno, prawda?

Mogło Was jednak nie przekonać.

Dlatego, na koniec, dodam jeszcze jeden argument za tym, by unikać konwersacyjnego narcyzmu.  To moja prywatna, niepotwierdzona badaniami obserwacja: narcyzi są po prostu nudni.