Kiedy stajemy się dorośli?
Idź i znajdź pracę, usamodzielnij się, poszukaj mieszkania, a potem kogoś, kogo tam umieścisz. Kup patelnię, toster, wazony i podgrzewacz do butelek. Słuchaj wiadomości i oglądaj filmy dokumentalne by wiedzieć, czemu wszystko jest nie tak.
Gdybym tylko wiedział o tym wcześniej.
Pewnego dnia robisz babki z piasku, a za chwilę masz już ulubiony sklep warzywniczy. Dorosłość przychodzi nagle, niespodziewanie, jak wypowiedziana w ciemności, zachrypłym głosem oferta „kup pan cegłę” w Warszawie Tyrmanda.
Dorosłość to moment, gdy sobie uświadamiamy, jak bardzo byliśmy nieświadomi. Kupujemy sałatkę, zamiast frytek. Wiemy, jakie tętno, BMI i ciśnienie krwi ma zdrowy człowiek. Myślimy o zakupie vana i zastanawiamy się, o co nam chodziło z tym czarnym Mustangiem.
Dorosłość to czas, gdy nostalgia niesie nas z powrotem do Wonderland. Stłamszeni, pozbawieni złudzeń wracamy do naszego dzieciństwa, tego cudownego okresu, gdy nie musieliśmy płacić rachunków, umawiać własnych wizyt do lekarza, rozliczać podatków, a emerytura była czymś co zdarza się ludziom, którzy żyją za długo.
Dorosłość to czas, gdy próbujemy sobie przypomnieć, jaki był powód tego, że będąc w przedszkolu protestowaliśmy przeciwko drzemce w środku dnia. Nie znajdujemy nic złego w tym, by wydać dużo pieniędzy na spleśniały ser, pijemy wino z kieliszka, a nasze impulsywne zakupy to akcesoria do łazienki i bajeranckie uchwyty do szuflad.
Dorosły nosi czapkę zimą, a nie latem. Uważa, że bycie cool nie jest nawet w połowie tak ważne jak: „jest mi ciepło i wygodnie”. Bierze udział w konkursach, w których można wygrać blender. Pytany, o to jak leci odpowiada „zalatany jestem”. A piątek, piąteczek, piątunio przestaje być obietnicą, chyba że tym mianem określamy długie spanie i łażenie w piżamie po domu.
Kiedy się pojawia nasza lady D?
W klimatyzowanych salach, wyświetlając slajdy, wyrafinowanie podpierając dłonią brodę w geście imitującym namysł i marszcząc brwi naukowcy zastanawiają się, kiedy człowiek staje się dorosły. Oczywiście na koniec, jak to zwykle bywa, dochodzą do wniosku: „to zależy”. To zależy jaką formę oddzielania dzieci od dorosłych wybierzemy: prawną, kulturową czy biologiczną.
Po pierwsze jest prawo. Ten wyczekany moment; mam osiemnaście lat, dowód osobisty, prawo wrzucania głosu do urny i zawierania umów. Ustalenie wieku 18 jako miary dorosłości, budzi wątpliwości już choćby wtedy, gdy oddamy się wspomnieniom z imprez osiemnastkowych. „Bruno, czemu ubrałeś sukienkę mojej mamy?” „Grażyna, tak bardzo cię prosiłem; zostaw to, to nie jest gitara, tylko szczota do kibla.” Poza testem wspomnień makabrycznych, o tym że 18 rok życia to może nie być najlepszy wiek do oddzielenia młodzieży od dorosłych, przekonują nas liczne badania. Dziś zdecydowana większość osiemnastolatków nie jest w stanie zdobyć i rozwinąć kwalifikacji potrzebnych do funkcjonowania na współczesnym rynku pracy.
Obserwujemy też ciekawe paradoksy. W niektórych stanach U.S. człowiek może kupić alkohol i zginąć w walce przeciwko wrogom ojczyzny, ale nie może wynająć samochodu. Jak już jesteśmy w Stanach… w roku 1933 po zniesieniu prohibicji większość stanów ustaliła, że zakup i spożywanie alkoholu będzie możliwe po ukończeniu 21 lat. Połączono fakty i uznano, że skoro jesteś wystarczająco dorosły by głosować, to możesz też się napić.
Określając, kiedy jesteśmy dorośli, prawo balansuje pomiędzy ochroną dziecka i prawem do uczestnictwa (co z tego, że czasami chodzi o wojny). Paragrafem określona dorosłość zwalnia nas od władzy rodziców, daje prawo do zawierania umów, podejmowania pracy, czynnego uczestnictwa w wyborach, uprawiania seksu; nabycia i konsumpcji alkoholu, kierowania pojazdem itd. Możemy też zostać skazani na dożywocie, a w niektórych krajach na karę śmierci.
Po drugie: normy społeczne. Idź i znajdź pracę, usamodzielnij się, poszukaj mieszkania, a potem kogoś, kogo tam umieścisz (koniecznie na długo). Kup patelnię, toster, wazony i podgrzewacz do butelek. Słuchaj wiadomości i oglądaj filmy dokumentalne by wiedzieć, czemu wszystko jest nie tak. Patrząc z perspektywy społeczeństwa, w którym żyjemy przejście do dorosłości postrzegamy jako zdobywanie odznak sprawności. Kiedyś to był: higienista, strażnik Betlejemskiego Światła Pokoju, rowerzysta, recytator, ptasi opiekun, porządnicki; dzisiaj: samodzielnie zamieszkujący, pracownik, rodzic, stały partner (mąż/żona – to daje więcej punktów w skali dorosłości), podatnik, czytelnik portali informacyjnych. Społeczne oczekiwania mają to do siebie, że nie wchodząc w przewidziane dla nas role zostajemy zdegradowani do; starych panien i kawalerów, lekkoduchów, nieudaczników, leni, pasożytów etc.
Badania pokazują niezwykłą płynność relacji pomiędzy wiekiem, a społecznie egzekwowanymi wyznacznikami dorosłości. Później niż w przeszłości stajemy się rodzicami. Później zaczynamy pracować (co akurat wynika głównie z przedłużającego się okresu kształcenia). Później zawieramy związki małżeńskie, albo żyjemy bez nich. Jedyne co robiliśmy wcześniej niż nasi dziadkowie i rodzice, to szybciej opuszczaliśmy dom rodzinny (choć często nie oznaczało to niezależności finansowej) ale i to się zmienia. W wielu krajach obserwujemy pojawianie się pokolenia bumerangów – dorosłe (czyt. mające słuszny wiek) dzieci wracają pod dach rodziców, bo nie są w stanie się utrzymać i nie żyją / właśnie przestały żyć w stałych zawiązkach. Po raz pierwszy od dawna rośnie też odsetek tych, którzy się nie wyprowadzają i zamieszkują z rodzicami. (Polska to kraj, w którym, póki co, trend ten jest odwrotny, ale i tak jesteśmy w czołówce jeżeli chodzi o odsetek dorosłych (tj. starszych niż 18 lat) dzieci mieszkających w domu rodzinnym.)
Po trzecie: badania mózgu. Według najnowszych badań mózg, a przynajmniej ta jego część która odpowiada za podejmowanie decyzji i krytyczne myślenie, może się rozwijać nawet do 25-30 roku życia. Ostatnie lata tego okresu są kluczowe dla kontrolowania impulsów i podejmowania ryzyka.
Badania wykorzystujące skany mózgu pozwoliły naukowcom wyciągnąć wniosek, że w wieku 18 lat kora przedczołowa człowieka jest rozwinięta zaledwie w połowie.
Kiedy o tym czytałem, zrodziła się we mnie pewna wątpliwość. Biorąc pod uwagę fakt, że kora przedczołowa to ten obszar mózgu, który odpowiada za kontrolowanie impulsów, rozwiązywanie problemów, regulowanie emocji i zachowań, zacząłem się zastanawiać, czy u mnie (a mam znacznie więcej niż 25 lat) proces ten się już zakończył.
Trzy różne podejścia, wielokrotnie więcej wyznaczników dorosłości, i kilka luźnych refleksji na zakończenie.
Refleksja 1.
Jeżeli części mózgu odpowiadające za kontrolowanie impulsów i podejmowanie ryzyka, kształtują się czasami do 30 roku życia, czy to nie oznacza, że należałoby się zastanowić nad odpowiedzialnością młodych ludzi za swoje czyny? Nic nie sugeruję, ale może sąd mógłby łaskawiej spojrzeć na te jednostki, które wzięły kredyt, gdy ich mózgi nie były w pełni wykształcone.
Refleksja 2.
Ciągle słyszę narzekania na dwudziestokilkulatki, bo mieszkają z rodzicami, nie za bardzo palą się do małżeństwa i rodzicielstwa, pozostają zależni finansowo od swoich rodziców i korzystają z ich kontaktów w poszukiwaniu pracy. Mówiąc w skrócie nie chcą być dorośli. To chyba nie jest takie proste. W mojej ocenie wytłumaczenia mogą być trzy:
„all-inclusive for free” – interpretacja wielu rodziców i wychowawców: młodzi zostają z rodzicami bo tak jest im wygodniej, lodówka, wifi i spanko za friko – czego chcieć więcej;
„no pay, no job” – wytłumaczenie stosowane przez młodych dorosłych, zgodnie z zasadą „to nie ja, to warunki są winne” młodzi wskazują, że nie mogą znaleźć pracy, która pozwalałaby im na wyprowadzenie się od rodziców. Wszystkie badania pokazują, że jest to współcześnie wielki problem; bezrobocie wśród młodych jest znacznie wyższe niż wśród osób w średnim wieku, ich dochody są niższe i taka też jest jakość zatrudnienia;
„my choice no responsibility” – młodzi odrzucają pracę, gdy jej warunki są niesatysfakcjonujące, nie chcą kupować samochodów i brać kredytów, wiązać się zobowiązaniami. To wytłumaczenie, do którego niewielu się odwołuje. Drażni wielu starszych, którzy tęsknią za swobodą i niezależnością, jednocześnie wiedząc, że młodzi (czasami na ich koszt) z tego korzystają. Można na to spojrzeć inaczej; młodzi sięgają po to, na co ich rodzicom nie starczyło odwagi lub nie mieli takich możliwości.
Refleksja 3.
To co dziś uważamy za kamienie milowe w drodze do dorosłości zaczęło się tak naprawdę tworzyć ledwie 200 lat temu. A do tego tzw. płynność wchodzenia w dorosłość (najpierw praca, potem mieszkanie, ślub, dziecko) to mit, opowieść snuta przez brodatych mędrców, którzy przy ognisku heroizują swoją młodość.
Refleksja 4.
Jakoś nikt nie zastanawia się, czy proces stawania się dorosłym jest odwracalny. No może poza tymi, którzy oglądali „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Ale tak naprawdę, w realu? Nie twierdzę, że skoro krokiem w dorosłość jest małżeństwo, to rozwód jest wyjściem z dorosłości. Jednak ta chęć poszukiwania szafy przeprowadzającej nas do Narni czy peronu 9 i ¾ pozostaje z nami bez względu na wiek. Jak już jestem w trybie nawiązywania do książek i filmów; to czy mając ponad 40 lat i podejmując pracę w fast-foodzie Lester Burnham („American Beauty”) nie szuka swojej drogi ucieczki z dorosłości jaką znamy? Czy nie tak możemy interpretować jego odpowiedź na uwagę o tym, że nie zatrudniają menedżerów, a jedynie pracowników do prostych zadań: „Good. I'm looking for the least possible amount of responsibility”. A może wcale nie? Może dorosłość jest wtedy, gdy świadomie odrzucamy to czego się od nas oczekuje, i robimy to co sami uważamy za słuszne? I to nie jest bunt i tupanie nóżką w rodzaju "ale mi źle”, albo "wolna miłość". Może to właśnie wybór dorosłego człowieka.