Jak prawo kształtuje nasze postawy?
Rządzą nami stanowione przez prawo nagroda i kara, rozkosz i pokuta, mandat i pragnienie prędkości. To prawda, ale w paragrafach, kodeksach i dekretach jest coś jeszcze; pierwiastek kształtujący nasze wyobrażenie na temat tego, co jest dobre a co jest złe.
Klasyka. Wprowadzamy przepis i oczekujemy, że zmieni zachowanie. Ban na posiadanie broni; likwidacja przydomowych arsenałów. Mandat za rzucanie śmieci; czyste ścieżki w parkach i zapełnione kosze. Podręcznikowo w ekonomii sprowadzamy wiele decyzji do stwierdzenia: jeżeli oczekiwany koszt jakiegoś zachowania jest większy niż oczekiwana korzyść, to po prostu tego nie robimy. Wysłuchujemy podszeptów złego, ważymy argumenty dobrego, dokonujemy matematycznej analizy i cyk, już wiemy co mamy zrobić. Przepisami próbujemy zamienić jakieś postępowanie innym, z jakiegoś powodu bardziej pożądanym: wprowadzając podatek od cukru, sprawiamy, że część osób sięgnie po wodę zamiast przesłodzonej pokusy. Zgodnie z tą samą zasadą rozwiązania prawne mogą przyczyniać się do osiągania celów w sposób banalny: rozbudzając strach przed karą lub rozpalając pożądanie nagrody. Ale mogą też robić to pośrednio: zmieniając postawy dotyczące zachowań. A to, o ironio, działanie pośrednio i subtelnie nierzadko okazuje się skuteczniejsze niż prostackie walenie pałą albo karmienie czerwonym korzeniem z rodziny selerowatych.
Regulacje prawne mogą nadać jakiejś czynności wymiar moralny: zmienić coś co jest ogólnie uważane za nieszkodliwe, albo szkodliwe tylko dla tego, kto to robi; w zachowanie podłe i odrażające. Jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku w reklamach papierosów, ojciec bawił się z dzieckiem mając szluga w ustach, co po latach z rozrzewnieniem wspominał jego syn siedząc w wygodnym fotelu i, a jakże, zaciągając się ćmikiem o zapachu wylewanego asfaltu.
Palenie było postrzegane, jako coś akceptowalnego, może lekko drażniącego płuca palacza, ale nic poza tym. Było w dechę. Dopiero rozwiązania prawne w rodzaju zwyczajowego podatku od grzechu, nie tylko zniechęcały ale też dyskredytowały wciąganie w siebie 70 rakotwórczych substancji chemicznych zawartych w dymku z papierosa. Prawdziwy przełom nastąpił jednak, gdy wbrew powszechnym postawom, w wielu krajach wprowadzono regulacje zakazujące palenia w miejscach publicznych. W Irlandii skutki były uderzające: i nie chodzi tylko o to, że ludzie przestali palić w knajpie, oni przerobili swoje myślenie. Nawet palacze. Tuż przed wprowadzeniem zmian nieco mniej niż połowa nikotyniarzy zgadzała się, że nie powinno się palić w miejscach pracy i restauracjach, a tylko co ósmy zgadzał się na zakaz palenia w pubach. Po wprowadzeniu zakazu, 83% irlandzkich palaczy uznało to za dobre lub bardzo dobre rozwiązanie. Skutki widać było jeszcze szerzej: nie tylko w knajpach i na przystankach autobusowych. Nieformalny, ale wymuszany ścierą od naczyń zakaz palenia zaczął obowiązywać w dużej części irlandzkich domów. Marznięcie przed pubami (prawo wprowadzono w styczniu) nie wywołało buntu, a zamiast tego poprzestawiało zastałe i zakurzone układy oceny moralnej w głowach mieszkańców Zielonej Wyspy.
dowody zgromadzone w badaniach sugerują, że aby nakłonić innych do czegoś, warto stosować delikatne impulsy, lekkie wskazania pożądanego efektu, pozostawiające ludzi w przekonaniu, że robią coś co jest zgodne z ich własnym wyborem
Podobnych przykładów jest więcej. W roku 1975 szwedzki rząd wprowadził prawo nakazujące używanie pasów bezpieczeństwa przez pasażerów siedzących na przednim siedzeniu. Przed wprowadzeniem tylko 30% Szwedów zapinało pasy, kilka miesięcy po wprowadzeniu było to 85%. Nowa regulacja okazała się całkiem efektywna w zmienianiu ludzkich zachowań. Szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę, że jej wprowadzenie nie spotkało się z owacją na stojąco. Gdy kilka lat wcześniej przeprowadzono badania: zdecydowana większość Szwedów uważała, że pasy są niewygodne, a ich zapinanie to tylko uciążliwy przymus. Badani wyrażali też daleko idący sceptycyzm co do tego czy wprowadzenie obowiązku coś rzeczywiście zmieni. I tu niespodzianka, w 1976 roku, niecały rok po uchwaleniu nowego prawa, Szwedzi rzadko uznawali pasy za niewygodne i upierdliwe, a przy tym byli przekonani co do ich efektywności.
Ten przykład dobitnie pokazuje, że ocena jakiegoś elementu naszej codzienności może się zmienić, wraz ze zmianą prawa. Ale przepisy, regulacje, uprawnienia potrafią więcej: zmieniają to jak oceniamy innych, ich postawy i zachowania. W roku 2009 Norwegia zdelegalizowała prostytucję, z dnia na dzień płacenie za seks stało się przestępstwem. Tamtejsi prawodawcy nie ukrywali, że jednym z powodów zmiany w prawie, było sprawienie by społeczeństwo miało negatywne nastawienie do prostytucji. I to się udało. Dziś dominuje bardzo negatywny stosunek nie tylko do uprawiania prostytucji ale też do osób, z niej korzystających. Żeby nie ograniczać się do Skandynawii: w Stanach po wprowadzeniu przepisów zezwalających na małżeństwa osób tej samej płci zmiany w postawach wobec osób nieheteroseksualnych znacznie przyspieszyły. W ciągu 12 lat uprzedzenia antygejowskie zmniejszyły się mniej więcej dwukrotnie szybciej niż w okresach poprzednich. To wskazuje, że ustawodawstwo rządowe może kształtować postawy nawet tam, gdzie są one zakorzenione w przekonaniach religijnych i politycznych.
W jednym z badań wykazano, że Niemcy mieszkający na terenach byłego NRD silniej wspierali potrzebę interwencji państwa niż Niemcy z zachodnich landów. Często wchłaniamy normy społeczne i przepisy prawa, by po jakimś czasie traktować je jak swoje własne.
Jakie są powody?
Pierwszym wytłumaczeniem może być dysonans poznawczy. Nie lubimy, gdy towarzyszy nam sprzeczność między tym, co myślimy a tym, co robimy. Trudno nam rozkoszować się tortem, gdy jesteśmy przekonani, że potrzebujemy diety. Gdy więc, ktoś wprowadza przepis o obowiązku zapinania pasów mamy do wyboru albo czuć dyskomfort za każdym razem gdy wsiadamy do samochodu, albo uznać, że te pasy wcale nie są takie złe.
Drugie wytłumaczenie; przepisy prawa pozwalają nam dostrzec, że tkwimy w błędnych wyobrażeniach, na temat tego co jest dobre a co jest złe. Zwykle, kiedy uznajemy coś za dobre albo złe, nie zastanawiamy się nad tym, dlaczego tak jest. Przepisy prawne wymuszają na nas konfrontację z naszymi mentalnymi przyzwyczajeniami, w ostateczności doprowadzając do ich zmiany.
Trzecie wytłumaczenie; prawo może być formą komunikatu, to do czego skłaniają nas przepisy jest pożądane i aprobowane społecznie.
Dla tych, którzy nie zgadzają się z główną tezą tego tekstu, jest też dobra wiadomość.
Wprowadzasz prawo i myślisz, że ludzie je zaakceptują i przyjmą jako swoje? Wstrzymaj sny, przerwij rojenia. Paradoks polega na tym, że możemy uznać wprowadzoną regulację za uzasadnioną a jednocześnie jej nie akceptować. Mieszkańcy niektórych miejscowości aktywnie sprzeciwiają się zakazowi palenia węglem, a jednocześnie zgadzają się, że używanie kopciuchów skutkuje zanieczyszczeniem powietrza i wywołuje problemy zdrowotne.
Czasami obserwujemy też odwrotny mechanizm: zakaz wywołuje pragnienie robienia czegoś, co jest zakazane. Nazywam to efektem Adama i Ewy, ale w psychologii nosi nazwę reaktancji; zmuszanie ludzi do robienia albo unikania czegoś może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego. Nigdy nie widziałem tylu ludzi spacerujących po lesie, jak wtedy gdy na początku pandemii wprowadzono zakaz wejścia do lasu. Prawo sprowokowało zachowania, których próbowano się pozbyć. Idąc tym tropem; marzy mi się wprowadzenie zakazu czytania książek.
W porządku to nie zawsze jest tak, że prawo zmienia postawy i zachowania. Niemniej jednak, dowody zgromadzone w badaniach sugerują, że aby nakłonić innych do czegoś, warto stosować delikatne impulsy, lekkie wskazania pożądanego efektu, pozostawiające ludzi w przekonaniu, że robią coś co jest zgodne z ich własnym wyborem. Przekonywanie i informowanie może przynosić korzyści, ale skuteczniejszym wydaje się być wskazanie pożądanego kierunku poprzez zapis w kodeksie. Przepisy o zakazie palenia w miejscach publicznych silniej wpłynęły na nasze myślenie o szkodliwości papierosów niż lata kampanii informacyjnych.
Cała sztuczka ze zdobywaniem poparcia dla określonych postaw polega na przekonaniu odbiorców, że to co proponowane to tak naprawdę ich własny pomysł. Oczywiście, że to nie zawsze się uda. Musi być spełnione wiele warunków, wśród których zaufanie do rządzących należy do najważniejszych. Jednak, gdy się nad tym zastanowić, to my ludzie, dajemy się prowadzić i chcemy być prowadzeni. Nauka pokazuje jedynie, że potrzeba nam czegoś subtelniejszego niż nadmiernie bezpośrednie: beeeee chodźcie za mną, beeeee.