Gdzie są moje myśli? O konsekwencjach błądzenia umysłu.
Umysł człowieka uwielbia się szlajać. Bez celu, bez powodu, o tak sobie. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie wyniki badań, wskazujących, że nieintencjonalna wędrówka myśli niesie za sobą pogorszenie nastroju. Umysł błądzący to umysł nieszczęśliwy, choć bywa też twórczy.
Co robi nasz umysł, kiedy okoliczności nie zmuszają go do pracy? Zakłada nogę na nogę, drzemie i czeka, aż usłyszy trąbienie na pobudkę? Niekoniecznie. Codzienne doświadczenia wskazują, że nie mając konkretnego zadania do wykonania umysł człowieka lubi błądzić. Swobodnie i łatwo przeskakuje między myślami. Jadąc samochodem rozważam za i przeciw wakacyjnego wyjazdu, wspominam rozmowę z przyjacielem, zastanawiam się nad tym co muszę zrobić w pracy. Dobrze znana droga nie wymaga ode mnie koncentracji, więc myśli pałętają się gdzieś z dala od miejsca, w którym jestem. Nie zawsze nawet zdaję sobie sprawę, gdzie trafiają. Zapytany nie umiałbym odpowiedzieć na pytanie wyśpiewywane przez The Pixies „Where is my mind?”. Przyziemna, codzienna, rutynowa, wymagająca niewielkiej uwagi czynność, pozwala szarym komórkom i neuronom zająć się czymś innym; swobodnym hasaniem. Niestety tak jest również wtedy gdy to co wykonuję wymaga ode mnie skupienia. Błądzące myśli pozostają niezależne od tego, jakie bodźce do nas docierają. Opublikowane w „Science” badania Daniela Gilberta i Matthew Killingswortha pozwalają przypuszczać, że przez 50% czasu między obudzeniem a zaśnięciem nasz umysł wędruje. Często nawet nie zauważamy, gdy to się wydarza. W jednej chwili piszę artykuł a już za moment łapię się na tym, że zastanawiam się nad przebiegiem wakacyjnej eskapady. Wszechobecność i niezwykła powtarzalność tego zjawiska sprawia, że wielu badaczy uznaje błądzenie umysłu za stan dla niego naturalny. Punkt wyjścia. Bazę. To intencjonalne, ukierunkowane, odbywające się pod świadomą kontrolą skupianie uwagi jest, no cóż może nie wynaturzeniem, ale pewną ekstrawagancją.
W ostatnim czasie problem mind wandering trafił do czasopism naukowych. Jak się okazuje, błądzenie myśli zdarza się podczas niemal każdej czynności poza …uprawianiem seksu. Najczęściej przytrafia się nam w trakcie pracy, oglądania telewizji, odpoczynku i … rozmowy. Nasz mózg zajmuje się nim unikając frustracji nudnych zebrań, pustki dłużących się wykładów czy banalności krojenia marchewki. Kierowana instynktem przetrwania nasza świadomość oddala się od aktualnego miejsca przebywania, porzuca postrzeganą rzeczywistość i wyrusza w podróż niesiona strumieniem wewnętrznych bodźców. To rodzaj marzeń, które pozostają nieintencjonalne, nie służą jakiemuś celowi, a przy tym powstają spontanicznie i bez wysiłku.
Choć wydaje się, że uciekanie myślami od mdłych i nużących doświadczeń codzienności, to jakaś forma ratowania swojego samopoczucia wyniki badań przeprowadzonych sugerują, że jest dokładnie odwrotnie. Zbierając dane za pośrednictwem aplikacji w smartfonach, dzięki czemu uzyskiwano informacje na temat tego, co dana osoba odczuwa w danym momencie, badacze udowodnili, że błądzenie myśli często prowadzi do pogorszenia nastroju. To przeczy intuicji i podkopuje zasady logiki ale takie są wyniki badań. Swój artykuł opublikowany w Science badacze kończą zdaniem: ludzki umysł jest umysłem błądzącym, a błądzący umysł jest umysłem nieszczęśliwym. Umiejętność myślenia o tym, co się nie dzieje to osiągnięcie poznawcze, które ciągnie za sobą koszty emocjonalne.
Czytacie to a wasze myśli gdzieś uciekają? Wracajcie i bądźcie czujni. Czytanie to czynność, podczas której często przydarza nam się spuścić myśli ze smyczy, by sobie swobodnie pohasały. Wydajność naszego umysłu maleje; zapoznajemy się z tekstem ale go nie rozumiemy i gorzej zapamiętujemy. Wędrówka myśli sprawia też, że mamy problemy z tworzeniem i odtwarzaniem modeli, gorzej wypadamy w testach inteligencji, wydłuża się też czas, jaki potrzebujemy by zrozumieć słowa, które czytamy lub słyszymy. Okazuje się nawet, że błądzenie umysłem jest w większym stopniu odpowiedzialne za nasze złe samopoczucie niż czynność jaką wykonujemy. Pozwólcie, że powtórzę: skupienie uwagi na czynności lub ukierunkowanie myśli podczas jej wykonywania chroni nas przed jej banalnością. Robienie czegoś miłego, jak choćby jedzenie pierogów u babci, nie da nam zadowolenia, gdy nasz umysł zajęty jest swobodnym wędrowaniem.
Pozwalając umysłowi błądzić ryzykujemy, że poczujemy się gorzej. Intencjonalnie wywołując i ukierunkowując myśli, mamy szansę poczuć się lepiej.
Czy błądzenie myśli zawsze jest złe?
Oczywiście, że nie.
Badania naukowe i anegdoty z życia sławnych ludzi sugerują, że niekontrolowanie swoich myśli może prowadzić do pozytywnych efektów.
Wałęsając się bez celu przez zakamarki naszego umysłu docieramy tam, gdzie gromadzą się i drzemią strzępy rzadko odświeżanych informacji. Uśpione, zapomniane, czują się niepotrzebne jak pomijane przez wszystkich maile o RODO. Uwalniając myśli dajemy sobie szansę na to, by skojarzyć ze sobą fragmenty informacji, w sposób, którego wcześniej nie praktykowaliśmy. Wykorzystując skrawki zgromadzonej uprzednio wiedzy pobudzamy naszą kreatywność. Docieramy tam, gdzie nigdy dotąd nie bywaliśmy.
Nie zaskoczy nikogo fakt, że spuszczanie myśli z uwięzi to czynność, której namiętnie oddają się zawodowi pisarze. Z wywiadów, jakie z nimi przeprowadzono wynika, że najbardziej twórcze pomysły często pojawiały się właśnie wtedy, gdy nie myśleli o niczym konkretnym. Ciekawe jest jednak, że podobne doświadczenia mają ludzie funkcjonujący, jak się wydaje, na drugim końcu skali namacalności i empirii: fizycy. Okazuje się, że „moment: Aha to jest to” często pojawiał się podczas niepowiązanej z bieżącymi czynnościami wędrówki myśli. Pomysły, które się wtedy tworzyły, okazywały się być zarówno kreatywne jak i ważne. A przy tym, uwalniane myśli, nierzadko prowadziło do znajdowania wyjścia z impasu, w jakim fizycy czy pisarze znaleźli się w trakcie swojej pracy.
Sławny jest przykład Henri Poincare’a dotyczący momentu, kiedy do głowy przyszedł mu pomysł tworzący fundament geometrii nieeuklidesowej. Poincare wspomina: „weszliśmy do omnibusa wybierając się na jakąś wycieczkę; w chwili gdy postawiłem stopę na stopniu, przyszedł do mnie pomysł, choć wcześniej nic w moich myślach nie przygotowywało ścieżki dla niego.”
Coś podobnego przytrafiło się Tomowi Waitsowi, o czym opowiadała Elizabeth Gilbert: „Tom przez większość swego życia był uosobieniem współczesnego umęczonego artysty, próbującego kontrolować i radzić sobie z tymi niekontrolowanymi kreatywnymi impulsami, które działy się w jego wnętrzu. (…) Pewnego dnia jechał autostradą w Los Angeles. Podczas jazdy usłyszał nagle urywek melodii, która wpadła mu do głowy tak, jak często robi to inspiracja, nieuchwytna i kusząca, pożądana i wspaniała. Pragnie jej, ale nie ma jak uchwycić. Nie ma papieru, ołówka, nie ma dyktafonu. Zaczyna czuć, jak ten dawny niepokój zbiera się w nim, "Zgubię tę melodię i będzie mnie to prześladować do końca życia; nie jestem dość dobry, nie potrafię." Zamiast panikować, zwyczajnie się zatrzymał. (…) Spojrzał w niebo i rzekł: "Przepraszam, nie widzisz, że prowadzę samochód? Czy wyglądam, jakbym mógł teraz napisać piosenkę? Jeśli chcesz zaistnieć, przyjdź w bardziej odpowiednim momencie, kiedy będę mógł się tobą zająć. Jak nie, to idź dręczyć kogoś innego. Idź dręczyć Leonarda Cohena".
Legendy, anegdoty i moje własne doświadczenia (pomysły przychodzące podczas biegania, kąpieli pod prysznicem, czy posiłku) a także badania naukowe wskazują, że to co psychologowie nazywają „inkubacją”, - nagły przypływ weny, niespodziewany napad inspiracji, rodzi się, gdy nasze umysły przez jakiś czas były intensywnie zajęte poszukiwaniem rozwiązań. Mówiąc wprost: efekt wow, eureka!, czy choćby „no jasne, to jest pomysł” ujawnia się, gdy włożyliśmy dużo wysiłku mentalnego w poszukiwanie rozwiązania. To tak jakby nasz mózg zapraszał nas: „zrób ile możesz teraz, a resztę zostaw mnie, przyjrzę się i zobaczę co da się zrobić”. Tak po prostu błądząc myślami nie zbliżamy się do fundamentów geometrii nieeuklidesowej, ani nawet do rozwiązania problemu myszy na strychu. Nowatorskie rozwiązanie, choć bywa efektem szlajania się myśli, musi być poprzedzone intensywną pracą mentalną.
Poza kreatywnością jest jeszcze coś co sprawia, że błądzenie myśli jest dla nas korzystne. Niedawne badania wskazują, że gdy nasz umysł zmienia się we Włóczykija, mózg emituje fale alfa, co świadczy o tym, że odpoczywamy. Bycie skupionym i produktywnym nie jest możliwe bez chwil wytchnienia. A zatem nieprzerwanie szukając panaceum dla naszych trudności i koncentrując się na swoich celach, możemy przegapić coś istotnego, co z kolei ma szanse ujawnić się, w trakcie swobodnej wędrówki myśli. Pomyślcie o tym, gdy następnym razem będziecie pracowali nad znalezienie kreatywnego rozwiązania. Wydeptane ścieżki często nie prowadzą do najbardziej pożądanych miejsc.