Gdyby oni wiedzieli… życie z syndromem oszusta

Maya Angelou pisze: „Gram ze wszystkim w grę, a oni wkrótce mnie znajdą” Einstein opisywał siebie jako „mimowolnego oszusta”, którego praca nie zasługuje na uwagę, jaką się jej poświęca. Ich osiągnięcia są rzadkie, ale sposób myślenia o sobie okazuje się być powszechny dla ludzi odnoszących sukcesy

Gdyby oni wiedzieli… życie z syndromem oszusta

Wymieniany wśród najwybitniejszych pisarzy fantasy i science fiction Neil Gaiman powiedział kiedyś:

Pierwszym problemem każdego, nawet ograniczonego sukcesu, jest niezachwiane przekonanie, że coś ci uchodzi na sucho i że inni w każdej chwili mogą to odkryć”.

Gaiman, jak to pisarz, tworzy wokół tego wymyśloną opowieść. Wyobraża sobie, że pewnego dnia, kiedy najmniej się tego spodziewa „policja oszustw” zapuka do jego drzwi i ujawni całą prawdę. Wtedy okaże się, iż wcale nie jest takim dobrym twórcą, jak to się innym ludziom wydaje. Zauważcie tylko, że mówi to człowiek, który opublikował sześćdziesiąt siedem książek i komiksów, zyskując uznanie czytelników i krytyków na całym świecie. Ktoś, kogo lista nagród jest dłuższa niż lista zawstydzających porażek naszej reprezentacji piłkarskiej. Ktoś kto, w roku 2023 znalazł się na liście magazynu Time 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Czy to nie wydaje się wam niedorzeczne? Jak ktoś o takiej sławie i renomie może wątpić w swoje umiejętności i jakość tego co robi?

Gaiman doświadcza czegoś co nazywamy syndromem oszusta; lęku „przed zdemaskowaniem”, ujawnieniem, tu cudzysłów, „prawdy”. Każdy, kto został dotknięty syndromem oszusta żyje w przekonaniu, że nie jest wystarczająco dobry w tym, za co jest doceniany. Odczuwa lęk przed ujawnieniem braku kompetencji i wiedzy. Obawia się, że nie okaże się tak mądry i biegły, jak postrzegają go inni ludzie. Opisywany syndrom dotyka osób, które osiągają sukces. Robią coś, co jest doceniane. Zdają egzaminy, mają dobre rezultaty w pracy, realizują niezwykłe, w ocenie innych ludzi, projekty. A jednak mimo ewidentnych osiągnieć, czują się jak szarlatani, oszuści, zręczni manipulatorzy, których dokonania są efektem przypadku, i których niekompetencja nie została jeszcze ujawniona.

W używanej w badaniach naukowych skali impostoryzmu (impostor – to po angielsku oszust/ szarlatan) pojawiają się takie zwroty, jak:

Czasami boję się, że inni odkryją prawdę, kim naprawdę jestem.
W niektórych sytuacjach czuję się, jak oszust.
Boję się, że inni odkryją, jak bardzo brakuje mi wiedzy i umiejętności.

Osoba dotknięta syndromem oszusta, to nie jest ktoś, kto czuje się źle, bo jego, czy jej intencją jest oszukanie innych. Skłamiesz mamie gdy zapyta, kto wyjadł ciasto przeznaczone na święta, albo szefowi wyjaśniając powód spóźnienia, i poczujesz się źle. No cóż, wszyscy znamy to uczucie. Jest nieprzyjemne, szczególnie, gdy cenimy i lubimy osoby, które oszukujemy. Syndrom oszusta to jednak co innego; to taki codzienny dyskomfort, nerwowa barwa pokrywająca nasze myśli, gdy jesteśmy doceniani, ale czujemy, że na to nie zasługujemy.

Choć dzisiaj mówimy o syndromie oszusta, pierwotnie zostało to opisane jako Impostor Phenomenon zjawisko/ fenomen oszusta. Tak nazwały to dwie psycholożki Pauline Clance i Suzanne Imes. Badając ponad 150 kobiet badaczki zaobserwowały, że pomimo obiektywnych sukcesów, wiele kobiet pozostaje przekonanych, iż nie posiadają wiedzy i kwalifikacji, potrzebnych do sprawowania swojej funkcji. Nie są tak dobre, jak inni ludzie na tych samych stanowiskach. Autorki badania, opisują to jako: „wewnętrzne doświadczanie fałszu intelektualnego”.

Gdy dostajesz się na prestiżowy uniwersytet ludzie dookoła robią na tobie wrażenie mądrzejszych i lepszych niż ty. Nabierasz przekonania, że wszedłeś tu drzwiami dla służby. Wślizgnąłeś się ukradkiem i póki co, nikt nie zauważył, że nie powinno cię tu być. Jesteś tu bo inni nie znają prawdy, ale oni się dowiedzą. Już wkrótce. Aktorka Natalie Portman w mowie wygłoszonej w 2015 roku na Uniwersytecie Harvarda wspomina:

„Dziś czuję się podobnie jak wtedy, gdy przyjechałam do Harvard Yard jako studentka pierwszego roku w 1999 roku. Czułam, że popełniono jakiś błąd, że nie jestem wystarczająco inteligentna, aby być w tym towarzystwie, i że za każdym razem, gdy otwieram usta, muszę udowadniać, że nie jestem tylko głupią aktorką. Dostałam się na Harvard tylko dlatego, że byłam sławna. Tak widzieli mnie inni, tak ja widziałam siebie".

Portman ukończyła psychologię na Harvardzie, a jej profesorowie opisywali ją, jako pilną, zdeterminowaną i inteligentną studentkę. Ona tak o sobie nie myślała.

Syndrom oszusta stanowi swego rodzaju udoskonaloną wersję samozwątpienia. Wygrywam, osiągam sukces, zdobywam uprzywilejowaną pozycję, ale tłumaczę to szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przypadkowym zdarzeniem lub brakiem rzeczywistej konkurencji. Powodem jest więc błąd w matrixie, coś innego niż mój talent, ciężka praca i zdobywane przez lata umiejętności.

Syndrom oszusta jest dość powszechny a przy tym nie jest uznawany, za chorobę psychiczną. Niektóre szacunki mówią o tym, że 70% ludzi na świecie, przynajmniej raz w życiu doświadczyła myśli charakterystycznych dla opisywanego syndromu, a 30% millenialsów czuje go regularnie.  Od dawna wiemy też , że poczucie bycia oszustem znacznie częściej dotyka kobiet niż mężczyzn. Paskudna ironia. Badanie dwóch amerykańskich socjolożek, Jessici Collett i Jade Avalis pokazało, że kobiety w akademii często spowalniają tzn. przechodzą z bardziej na mniej wymagające stanowiska. Wbrew temu co się powszechnie myśli okazuje się, że powodem wcale nie była chęć osiągania równowagi między pracą i rodziną, ale przekonanie, że, choć inni uważają inaczej, one wiedzą, że nie posiadają kwalifikacji odpowiednich do tego, by wykonywać swoją pracę. Przy okazji tego badania, okazało się też, że praca z wybitnymi specjalistkami, nie wzmacniała w doktorantkach przekonania, że one też mogą w przyszłości być takie same. Wcześniej myślano, że pracując z odnoszącą sukcesy profesorką, doktorantki znajdą swój wzór do naśladowania i uwierzą, że będąc kobietą, mogą odnosić sukcesy w nauce. O paskudna ironio losu. Częściej zdarzało się, że doktorantki postrzegały swoje mentorki jako posiadające niezwykłe moce superwomen, i nabierały przekonania, że one same nie są w stanie tego osiągnąć.

Przekonanie o byciu szarlatanem, może przyjmować różne oblicza. Ktoś, kto wychował się na zapadłej wsi, ma wrażenie, że nigdy nie zdobył obycia, jakim emanują inni podczas eleganckiego przyjęcia. Ktoś, kto napisał wiele książek i artykułów naukowych, drży, gdy kolejna trafia do księgarń będąc przekonanym, że właśnie teraz wyjdzie na jaw jego brak wiedzy i kompetencji. Człowiek, który odbył daleką podróż, przez co zewsząd spływają do niego słowa uznania, pozostaje przekonany, że nie zrobił nic nadzwyczajnego, a są gdzieś obok inni, którzy robią rzeczy ze wszech miar niezwykłe.  Syndrom oszustwa zawiera w sobie frustrującą prawdę, że prawdziwi oszuści i głupcy rzadko go doświadczają. Dla nich każdy wyraz uznania, jest zasłużony. To tak, jak twierdzenie, że jestem świetny, po tym, jak grupa w której prace się nie angażowałem, zdobyła nagrodę.

Powodem doświadczania syndromu nierzadko jest przekonanie, że otaczający nas ludzie są lepsi od nas. Wrażenie na nas robią ich kompetencje, wiedza i umiejętności. Tylko, że  siebie samego znamy od środka, innych znamy od zewnątrz. To jedna z największych tragedii człowieka. Nieprzerwanie jesteśmy świadomi naszych obaw, lęków, wątpliwości i pragnień. Wszystko, co wiemy o innych to to, co sami zaobserwujemy lub to, co nam o sobie powiedzą. Strumień informacji jest raczej ściśle regulowanym strumyczkiem. To inni, w dużej mierze redagują przekaz, jaki do nas trafia. Nie wszyscy są podobni do osła w Shreku, który swoje lęki nosi, jak odzież wierzchnią.

O ironio, odczuwanie syndromu oszusta wydaje się być udziałem ludzi nierzadko wybitnych, którzy są wyróżniani, osiągają sukces, cieszą się uznaniem. Co gorsza zdobywanie kolejnych wyróżnień nie tylko nie sprawi, że przestają się czuć niewystarczająco kompetentni. Jest gorzej. Im bardziej inni nas doceniają, tym więcej powodów do tego, by czuć się szarlatanem. Powtarzające się sukcesy zwykle nie przerywają demonicznego cyklu. A  szaleńcze wysiłki i prowadzone w głowie kalkulacje, których celem jest zapobieganie odkryciu własnej niedoskonałości, ostatecznie tylko wzmacniają nasze przekonanie o byciu nieadekwatną, oszukańczą wersją siebie.

Co ja mogę na ten temat powiedzieć teraz, gdy do księgarń trafia moja nowa książka? Dziesięć, dziewięć, osiem… Odliczanie w zabawie w chowanego się zaczęło. Mam nadzieję, że dobrze się schowałem.