Dlaczego ciągle szukamy wymówek?
Trzeba być kreatywnym, by wymyślić dobre usprawiedliwienie. Zatrudniamy nasze mózgi, by poczuć się bezpiecznie i nie stracić wysokiej samooceny. Zapominając przy tym, że to droga donikąd.
Nie daj mi Boże, broń Boże skosztować
Tak zwanej życiowej mądrości,
Dopóki życie trwa, póki życie trwa...
Agnieszka Osiecka: Wielka woda (trzeba mi wielkiej wody)
Słuchaj na Spotify, YouTube, Podbean
Gdy przez kilka lat z rzędu wyruszaliśmy na 3-4 tygodnie do Indii, Kambodży, Laosu by pracować w organizacjach pozarządowych, spełniało się moje dydaktyczne marzenie. Zabierałem studentów tam, gdzie mogli zrobić coś dla innych, dotknąć codzienności życia w biedzie, spojrzeć na rzeczywistość spoza turystycznych folderów, docenić to co mają i stać się wrażliwszymi.
Program, w którym uczestniczyli, skrojony był z myślą o studenckiej kieszeni. Wystarczyło uzbierać niecałe 2 tysiące złotych by spędzić ponad 3 tygodnie w bardzo niezwykłym miejscu. Co roku, gdy zaczynaliśmy organizować wyjazd na pierwsze spotkanie przychodziło wiele osób, znacznie więcej niż mogliśmy zabrać. Gdy jednak nadchodził moment decyzji: „Tak, jadę”; „Nie, nie jadę”, liczba chętnych zdecydowanie malała. Za każdym razem, dosłownie zawsze, miałem problem by zebrać odpowiednio dużą grupę uczestników. Rozmawiałem z tymi, którzy rezygnowali. Schemat był zwykle ten sam:
- Dlaczego nie jedziesz?
- Ta podróż to by było spełnienie moich marzeń. Zawsze chciałem pojechać do Indii, poznać kulturę, zobaczyć kraj, ale nie mogę, mam pracę.
- A co robisz?
I tu zwykle padała odpowiedź w rodzaju: jestem sprzedawcą w sklepie z odzieżą, pracuję w barze, jestem kelnerem. Nie mogę przestać tam pracować.
Ze zrozumieniem kiwam głową.
- OK, rozumiem. To bardzo odpowiedzialne.– mówię na głos.
W środku jednak eksploduję jak postać z kreskówki połykająca dynamit.
Ty popaprańcu, przestań opowiadać bzdury. Prac, takich jak ta, jest tysiące. Jeżeli ci zależy by pojechać nic nie ryzykujesz. Tym bardziej, że nie wiążesz z tą pracą przyszłości. Po skończeniu studiów na uniwersytecie, nikt nie planuje przekładać ubrań w sklepie odzieżowym, pakować kanapki w fast-foodzie ani podawać piwa w barze. Tłumaczysz się i usprawiedliwiasz, bo brak ci determinacji. Nie jest tak, jak próbujesz to sprzedać. Nie jesteś wcale dojrzały i odpowiedzialny. To tylko maska. Nie oczekuj ode mnie zrozumienia. Nie znajdziesz go. Chciałbym zobaczyć jak opowiadasz wnukom: „a wiecie, że jak byłem młody to już PRAWIE poleciałem do Indii, ale musiałem zostać, żeby według kolorów i rozmiarów układać ubrania na półce”.
Słabe co?
Jeżeli was to pocieszy, choć wcale nie jest to moim celem, to zdecydowana większość ludzi wykorzystuje zestaw bieżących wymówek, by nie robić tego co chcą, i o czym, jakoby, marzą. Przerażeni tym, że konieczne jest zaangażowanie, odrętwiali z powodu możliwości niepowodzenia, bezpieczni, ukryci w kokonie. Moszczą się i mamroczą refreny:
O racjonalności („Nie, to nie ma sensu, nie mogę teraz rzucić wszystkiego, co będzie potem, jak będę zarabiać”).
O świetlanej przyszłości („Kiedyś na pewno to zrobię, kiedyś będzie ten czas”).
O złym czasie i złym miejscu („Teraz nie mogę się tym zająć, mam inne sprawy na głowie”.)
Aż się dziwię, że nikt nie wpadł na to by, sprzedawać wytłumaczenia. Popyt nigdy nie zmaleje, a oryginalne i bardziej skomplikowane niż „pies pogryzł mi zeszyt” na pewno znalazłyby nabywców.
A może tak trochę szczerości z samym sobą? Taki eksperyment myślowy. Zamiast się tłumaczyć po prostu przyznaj.
„Boję się spróbować.”
„Jestem leniwy.”
„Nie chcę ryzykować.”
„Umościłem się.”
Takie myśli uwierają. Korzystając z katalogu dyżurnych wymyków możemy uniknąć myślenia o sobie źle. Zamiast coś zrobić wybieramy łatwe drogi. Osiągamy maestrię w wymyślaniu własnych wymówek albo sięgamy po dobre rady od ludzi, dla których szczytem szaleństwa jest spróbowanie lodów o smaku rabarbaru. Przechodzimy na autopilota, dajemy się prowadzić manipulacjom i gierkom naszego umysłu. Lubimy „nie mieć kontroli” bo to zwalnia nas z odpowiedzialności. Życie się wydarza, a my w nim płyniemy. Jedynym sposobem radzenia sobie z nim jest dostosowanie.
„Nie mogę teraz wyjechać, dzieci są za małe.”
„Mam pomysł na biznes, ale nie mam pieniędzy na start.”
„Nie mogę schudnąć. To przez geny.”
Czy te powody nie bywają prawdziwe? Ależ bywają, i często są, ale w którymś momencie stają się one wytłumaczeniem wszystkiego, co nam się przytrafia i/lub nie przytrafia w życiu. To my jesteśmy ofiarą. Cała magia tłumaczenia się polega na tym, że jest nam dobrze z tym jacy jesteśmy. „Nie mogę chociaż chcę” brzmi lepiej niż: „nie chce mi się”. „Jestem odpowiedzialny i racjonalny” lepiej niż „brakuje mi otwartości na nowe doświadczenia, boję się spróbować”.
Generujemy wymówki szybciej i sprawniej niż chińska fabryka podróbki Marvella. A tymczasem ograniczamy siebie, tniemy swoje możliwości, przygotowujemy grządki pod uprawę frustracji. W psychologii wymówki traktowane są jako forma samookaleczenia. Odwracamy uwagę od tego, co ważne, po to by chronić własnego ego. Chcemy uniknąć wstydu i zakłopotania, a w rezultacie tłamsimy motywację i determinację w dążeniu do celów.
Naukowcy przekonują, że konsekwencje korzystania z wymówek, nie zawsze są tak złe, jakby można było przypuszczać, słuchając mów motywacyjnych. Znalezienie wytłumaczenia służy ochronie naszej samooceny, obniża poziom lęku, zmniejsza ryzyko depresji i wzmacnia układ odpornościowy.
Korzyścią z wymyślania wytłumaczeń jest również to, że dzięki nim traktujemy zdarzenia, w których się nie popisaliśmy, jako jakąś formę anomalii. Zwykle jestem boski, ale akurat: dzisiaj miałem zły dzień. W takich przypadkach przenosimy odpowiedzialność, za to co się stało na coś co jest poza nami, co wymyka się naszej kontroli.
No i jeszcze jedno; wymówka zastosowana z wyprzedzeniem nie tylko chroni, ale też wzmacnia postrzeganie sukcesu. Gdy przed meczem będę się skarżył na ból nogi, jestem chroniony, gdy wypadnę źle, ale jednocześnie zasłużę na dodatkowe pochwały, gdy wypadnę dobrze.
Jednak by wymówka działała musi być nie tylko wiarygodna ale i mieć znaczenie dla celu, który chcemy osiągnąć. Jeżeli po tym jak widzimy stulatka, który przebiegł maraton myślimy, że to dlatego że miał więcej czasu na trening, nasze wyjaśnienie jest po prostu szkodliwe. Kłamiemy. Pozbywamy się odpowiedzialności. Zaciągamy hamulec widząc podjazd.
Skuteczność wymówek bierze się z tego, że często są subtelne i przebiegłe. W najgorszym przypadku stanowią formę chronicznego unikania odpowiedzialności. Ich patologiczny charakter wypływa z irracjonalnego strachu, co skutecznie wyklucza jakąkolwiek zmianę na lepsze. Jak zauważa Charles Snyder szkodliwe wymówki tzn. wykorzystujące zmyślone preteksty i wyolbrzymione fakty, stanowią przeszkodę dla zmiany na lepsze. Będąc mistrzem w werbalizacji usprawiedliwień musimy być gotowi na to, że dotknie nas marazm, pesymizm, paranoja i żal w rodzaju: „co by było, gdyby”. To wydaje się nie być idealnym wyborem.
Dwie rzeczy na koniec.
Kiedy piszę o wymówkach nie chodzi mi o to, czym przesiąknięte są książki na temat osiągania celów. Nie jest moim zamiarem przekonywać Cię, że ci którzy mają skłonność do szukania usprawiedliwień, nigdy nic nie osiągną. Nie chodzi o sukces, sławę, awans, pieniądze. Jeżeli tego szukasz, odwiedź księgarnię, i wybierz sobie jakiś bestseller napisany przez wygadanego guru rozwoju osobistego albo idź na szkolenie ze sprzedaży bezpośredniej. Moja opowieść dotyczy rozczarowania i poczucia straty; nieszczęśliwego życia, w którym zabrakło odwagi by spróbować. Przewiń kilka lat do przodu i wyobraź sobie siebie w przyszłości, a wtedy zrozumiesz o co mi chodzi.
Zacząłem ten wpis pisząc o kimś innym. To wygodne i bezpieczne. Tak naprawdę pisałem też do siebie. Tak samo, jak części moich studentów dotyczy to mnie. Nie robię wielu rzeczy, i tworzę historie tłumaczące dlaczego nie. Nie teraz, nie tu, nie z tymi ludźmi, nie …
A przy tym moi studenci są dla mnie natchnieniem. Na początku tego tekstu napisałem o tych, którzy nie pojechali. Ale była jeszcze inna grupa: ci, którzy pojechali. Oni nie stosowali wymówek. Ktoś znalazł nową pracę, ale przyjął ją pod warunkiem, że będzie mógł zacząć po wyjeździe. Ktoś poprosił o urlop, a w razie odmowy był gotowy rzucić papierami. Na marginesie dodam, że po powrocie dostał awans. Ktoś inny specjalnie nie zaliczył roku by być studentem i dzięki temu wybrać się na wyjazd. Mogli znaleźć wytłumaczenie dlaczego nie, ale nie zrobili tego. Kiedy ich teraz spotykam po latach, te wyjazdy to ich najlepsze wspomnienie z czasów studiów.