Czy rozmawianie ze sobą jest normalne?
Jedną z zalet mówienia do samego siebie, jest to, że przynajmniej wiesz, że ktoś Cię słucha. Jednak jak się okazuje jest ich znacznie więcej.
Pamiętacie tę scenę w „Notting hill” gdy Spike wychodzi do dziennikarzy zgromadzonych przed domem z niebieskimi drzwiami. Ubrany w same slipki pozuje przez chwilę po czym wraca do mieszkania, staje przed lustrem i zaczyna ze sobą rozmawiać:
„Jak wyglądałem? Nieźle, całkiem nieźle. Wybrałem dobre slipki. Dziewuszki lecą na szarości. Zgrabne, jędrne pośladki”
Spike reprezentował sprośnego, zgnuśniałego, nienachalnie inteligentnego kolesia. Do takiego oryginała mówienie do siebie pasuje jak ulał.
Wielu z nas jednak zastanawia się, na ile to pasuje do nas?
Może ponosi mnie wyobraźnia, ale czy w większości domów o poranku nie daje się słyszeć czegoś w rodzaju „gdzie ja to położyłem”, „a tu cię mam, a wszędzie szukałem”, „zawsze jak się spieszę to nie mogę znaleźć kluczy”, „znowu się spóźnię”. Oralnie, werbalnie i całkiem głośno zadajemy sobie pytania: „o czym to ja myślałem?”, karcimy się „ale ze mnie dureń”, wydajemy sobie polecania „no to odkręcamy tutaj i..” poddajemy w wątpliwość zasady rządzące naszym życiem „nie wierzę”.
Pomimo tego, że mówienie do siebie przytrafia nam się często, odczuwamy skrępowanie, gdy inni nas na tym przyłapią. Podobnie: sami też czujemy się nieswojo, gdy ktoś w naszym towarzystwie zaczyna otwarcie prowadzić wewnętrzny dialog. Przypomnijcie sobie co myśleliście, gdy w tramwaju inny pasażer tłumaczył sobie coś na głos albo komentował to, co widzi na zewnątrz. Określenia w rodzaju dziwak, ekscentryk, pomyleniec, to te najdelikatniejsze, z tych które nam przychodzą do głowy. Osoby mówiące do siebie nierzadko są postrzegane jako będące niespełna rozumu, niestabilne, obłąkane. To dlatego, kiedy łapiemy się na tym, że gadamy do siebie na głos, pojawia się niepokój o własną kondycję umysłową, a przynajmniej, że możemy przez innych być postrzeganymi, jako ci, którzy takowej nie posiadają.
W książce „The voices within” Charlesa Fernyhougha możemy przeczytać, że mówienie do siebie jest nie tylko całkowicie normalne, ale też służy ważnym funkcjom poznawczym. Po części jego rola wynika z magii i mocy słów , które umożliwiają nam tworzenie świata wychodzącego poza to, co odczuwane zmysłami. Kiedy powiem: „żyrafa skacze ze spadochronem” – mózg wytworzy mentalny obraz żyrafy nawet jeżeli to zwierzę nie znajduje się w naszym otoczeniu. Dziś wielu badaczy tego zagadnienia twierdzi, że rozmawianie ze sobą jest jedną z najlepszych rzeczy, jaką możemy dla siebie zrobić.
Przyznajcie, żebym nie był sam w tej refleksji, pomysł że rozmawianie z samym sobą może prowadzić do pozytywnych konsekwencji wydaje się ocierać o głupotę: bo w końcu, co interesującego możemy sobie powiedzieć? Tymczasem mówienie do siebie jest wykorzystywane choćby w terapii, której celem jest zmiana myślenia, sposobu interpretowania a w efekcie też zachowań. Wskazuje się, że kierując wypowiedź do samego siebie możemy łatwiej się uczyć i uzyskiwać większą wydajność, zarówno mentalną, jak i fizyczną.
Generalnie rozróżnia się trzy rodzaje powodów dla których mówimy do siebie samych: instruowanie, motywowanie i ocenianie. Instruowanie sprowadza się do tego, że mówimy sobie, jak coś należy wykonać. Motywowanie ma służyć mobilizacji przy wykonywaniu zadań wymagających wysiłku a także wzmocnieniu pewności siebie. Ocenianie to z kolei po prostu wyraz oceny tego co się wydarzyło w przeszłości lub wydarza teraz.
Psychologowie sportowi udowodnili, że instruowanie poprzez rozmowę z samym sobą pozwala osiągać lepsze wyniki przy wykonywaniu czynności wymagających precyzji ruchowej. Mniej skuteczne jest gdy chodzi o zadania wymagające siły czy wytrzymałości. W tym z kolei przypadku może się sprawdzić motywujące mówienie do samego siebie. Ponadto mówienie sobie jak należy coś robić zwiększa naszą szybkość uczenia się nowych rzeczy. Podkreśla się przy tym, że aby instrukcje były skuteczne muszą być krótkie i precyzyjne; nie chcemy przecież sami siebie zanudzić.
Korzyści mówienia do siebie są obserwowane również poza sportem. Niektóre z nich mogą być zaskakujące. Zanim o nich opowiem, pozwól, że zapytam: szukając kluczy chodzisz po mieszkaniu, mrucząc do siebie coś w rodzaju: Gdzie one są? Gdzie ja je położyłem? Zawsze to samo…. To dobra metoda radzenia sobie z sytuacją, ale jak pokazują badania Gary’ego Lupyana i Daniela Swingley’a lepiej dla Ciebie, gdy będziesz na głos nazywać to czego szukasz. A zatem zamiast „Gdzie one są?” powiedz: „Gdzie są klucze?”. Nie mów: gdzie ja go położyłam?, tylko: Gdzie ja położyłam telefon? Psychologowie zauważyli, że wypowiadanie na głos określonych słów, może prowadzić do zmian w trwających procesach percepcyjnych. Mówiąc prościej: nazwij to czego szukasz, a twoje zmysły, w tym przypadku wzrok, będą lepiej tego wyszukiwać.
Mówienie do samego siebie pozwala nam nabrać dystansu do tego, co właśnie doświadczamy. Nazywając rzeczy po imieniu zyskujemy bardziej obiektywne spojrzenie, wychodzimy też poza odczuwane emocje i odruchy. W jednym z badań udowodniono, że osoby, które mówiły do siebie tuż przed wystąpieniem publicznym, lepiej radziły sobie ze stresem i robiły lepsze wrażenie na odbiorcach.
Nie dziw się też gdy w sklepie usłyszysz, jak ktoś przechodząc obok powie: jeszcze chrzan, ketchup i oregano. Rozmawianie ze sobą sprzyja bowiem zapamiętywaniu. A niedawne badania sugerują też, że usłyszenie swojego wewnętrznego głosu wspiera samokontrolę; Michoń, przestań już pisać, kto będzie czytał takie długie artykuły.
Już kończę, już.
Tylko jeszcze dwa krótkie akapity, bo to interesujące.
Badanie tego, jak ludzie rozmawiają ze sobą jest niezwykle trudne, jednak póki co udało się ustalić, że najważniejsze jest: co i jak mówimy. Możemy być dla siebie mili i uprzejmi. Możemy się motywować, zachęcać, poprawiać, instruować. Jednak wewnętrzna rozmowa może być też autodestrukcyjna „ale ze mnie przegryw”, „nic nie potrafię zrobić dobrze”, „nie dam rady” i może być efektem izolacji społecznej, samotności ale też oznaką choroby lub zaburzeń takich jak choćby schizofrenia. Znacznie częściej jednak jest korzystna; sprzyja uczeniu się nowych rzeczy, zapamiętywaniu, pomaga się motywować.
A zatem gadajmy do siebie bez obaw i ograniczeń, nie od razu zaczniemy wyglądać jak gollum Sméagol z „Władcy Pierścieni”, który zachwyca się swoim skarbem.