Cena ludzkiego życia w czasie pandemii
Pandemia stanowi przyczynek do tego by ocenić, jaka jest rzeczywista cena, którą rządy są gotowe zapłacić za życie swoich obywateli.
Ile jest warte ludzkie życie? Ono nie ma ceny. To zbyt złożone by decyzję przed jaką stajemy sprowadzać tak po prostu do wyboru pomiędzy ludzkim życiem a gospodarką. Jednakże dyskusja na ten temat się toczy, a proponowane przez rząd rozwiązania, które mają na celu ratować nasze zdrowie niezmiennie są analizowane z punktu widzenia kosztów dla gospodarki. „Jak wprowadzenie lockdownu wpłynie na gospodarkę?”– poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie jest przedmiotem prac wielu doradców rządowych i analityków na całym świecie. Tymczasem pandemia stanowi przyczynek do tego by ocenić, jaka jest rzeczywista cena, którą rządy są gotowe zapłacić za życie swoich obywateli.
W każdym z dotkniętych wirusem krajów rządzący stawali wobec konieczności podjęcia decyzji o wprowadzeniu rozwiązań zmierzających do przeciwdziałania/spowolnienia wzrostu zachorowań. Poza nielicznymi wyjątkami, nie dotyczyła ona tego czy ale kiedy. Wybór momentu to trudna decyzja. Z jednej strony interwencje rządów takie jak lockdown mają potencjał ku temu, by ratować ludzkie życie – im szybciej wprowadzone, tym lepsze efekty; mniej zarażeń i zgonów. Z drugiej, niosą za sobą koszty gospodarcze; a to oznacza, że im później wprowadzone i krócej utrzymywane tym lepiej dla gospodarki. Pierwszy z brzegu przykład: zamknięcie szkół i przejście na nauczanie zdalne. Ograniczenie liczby kontaktów przyczynia się do spowolnienia wzrostu zakażeń, jednocześnie jednak zmniejsza ilość kapitału ludzkiego gromadzonego przez dzieci, blokuje wielu rodzicom możliwość wykonywania pracy zawodowej, zwiększa ryzyko przemocy domowej etc.
W tym kontekście nasuwa się pytanie: ile jesteśmy gotowi poświęcić by ratować życie człowieka? Oczywiście, to pytanie nie jest nowe i zadaje się je również w czasach nienaznaczonych pandemią, ale właśnie teraz wydaje się ono mieć szczególne znacznie.
Ile jest warte statystyczne życie?
Wycenić wartość życia, wyrazić ją w pieniądzach… ale jak to? Całkowicie naturalne jest, że mamy wątpliwości. Oczywiście, i to nie podlega dyskusji, wartość życia człowieka jest niewymierna. A jednak w ekonomii, w biznesie, w transporcie i w polityce posługujemy się tzw. wartością statystycznego życia (VSL – value of statistical life). Wyraża ona w pieniądzach to jak dużo mieszkańcy danego kraju byliby skłonni zapłacić by ochronić lub wydłużyć (np. o rok) życie. Oblicza się ją na kilka sposobów. Najprostszy z nich polega na pytaniu dużej grupy badanych, ile byliby skłonni wydać by uratować kogoś przed śmiercią. Inne metody są pośrednie i polegają na ocenie, ile konsumenci są gotowi zapłacić za produkty zmniejszające ryzyko śmierci np. w samochodach; albo jaką część swojego wynagrodzenia pracownik gotów byłby poświęcić dla zwiększenia bezpieczeństwa w pracy. W zależności od metody i kraju oraz celów dla których jest robiona wycena ludzkiego życia wyniki są różne. W Stanach Zjednoczonych VSL wynosi średnio 10 mln dolarów, w Wielkiej Brytanii 2,35 miliona, w Australii 3,5 mln, w Niemczech 8 mln USD. W Polsce nie ma oficjalnej wartości VSL, ale według szacunków Marka Giergicznego z Uniwersytetu Warszawskiego wartość statystycznego życia to około 2,2 miliona dolarów. Z kolei Agata Jaździk-Osmólska w swojej pracy poświęconej bezpieczeństwu ruchu drogowego obliczyła, że VSL mieści się w przedziale między 4,4 i 7,2 miliona złotych.
Ile warte jest noszenie masek?
Dyskusja na temat ograniczeń wprowadzanych w związku z pandemią pozostaje zdominowana przez kwestie gospodarcze. O ile niektóre z działań (np. wprowadzenie nakazu noszenia masek w miejscach publicznych) niosą ze sobą mało dotkliwe konsekwencje dla pojedynczych osób i całych gospodarek, o tyle skutki innych (np. nakaz pozostawania w domu) są olbrzymie. Spójrzmy na PKB. Tylko w II kwartale 2020 roku PKB w Polsce spadł o 8,2 proc., w Hiszpanii 22,1 proc. a w Wielkiej Brytanii 21,7 proc. Koszty gospodarcze znalazły się w centrum zainteresowania polityków, mediów i większości społeczeństwa. Stanowią główny argument przeciwko wprowadzaniu ograniczeń w związku z pandemią. A co by było gdybyśmy przez pryzmat kosztów, wyrażonych w pieniądzach spojrzeli na decyzje o niewprowadzaniu ograniczeń?
Przygotowane przez University of Washington prognozy wskazują, że do 1 lutego 2021 roku w Polsce z powodu wirusa umrze 30 563 osób. Jeżeli zniesiemy wszystkie ograniczenia dotyczące poruszania się i zachowywania dystansu społecznego liczba to wzrośnie do 85 tys. Z kolei zachowując ograniczenia i wprowadzając obowiązek noszenia masek możemy zmniejszyć liczbę ofiar do 14 440. (W dniu 12-10-2020 liczba potwierdzonych zgonów z powodu COVID-19 w Polsce to 3.039). A zatem mamy szansę uratować przed śmiercią ponad 26 tys. osób. To tylko statystyczne projekcje, niemal na pewno się nie sprawdzą, jednakże pozwalają na szacowanie rzeczywistych kosztów niewprowadzania ograniczeń.
Jeżeli mówimy o kosztach wprowadzenia ograniczeń policzmy jakie będą koszty ich niewprowadzania. Brak nakazu noszenia maseczek może skutkować tym, że z powodu wirusa umrze 16 123 osób. Jeżeli wartość statystycznego życia w Polsce to 4,4 mln. zł. (przyjąłem najniższą z oszacowanych wartości) to oznacza, że koszt braku nakazu noszenia masek wyniesie co najmniej 71 miliardów zł. (Niewiele mniej niż polski rząd przeznacza na ochronę zdrowia w ciągu roku) W przybliżeniu to jest wartość pieniężna korzyści wynikających z wprowadzenia nakazu, przy założeniu jednak, że wskaźniki zarażeń nie poszybują w górę, kiedy ograniczania zostaną złagodzone.
Podejmując decyzje ekonomiści porównują (szacowane) korzyści i (szacowane) koszty. Wprowadzając obostrzenia np. wymagające zachowania dystansu społecznego musimy się liczyć z tym, że część osób straci zatrudnienie, zmniejszy się aktywność gospodarcza, mniej podatków zostanie zapłaconych, a rząd będzie musiał więcej wydać na świadczenia społeczne. Jednocześnie jednak liczba zarażonych będzie rosła wolniej, tak samo jak liczba pacjentów i koszty związane z opieką nad nimi. A co najważniejsze, m.in. dzięki nieprzeciążeniu służby zdrowia i zapewnienia wystarczającej liczby urządzeń podtrzymujących życie; umieralność z powodu wirusa zmaleje lub wzrośnie ale wolniej.
Gospodarcze koszty lockdownu przemawiają do wyobraźni z powodu swojej wysokości, ale przede wszystkim z powodu swojego twardego, wyrażonego w konkretnych liczbach charakteru. Po stronie korzyści jest ludzkie życie i choć nie czuję się komfortowo by je wyceniać uznałem, że warto to zrobić, by unaocznić rzeczywiste konsekwencje zaniechań. Wielu naukowców robi to samo.
Odraczanie lockdownu, było warto?
W opublikowanym niedawno badaniu zespół kierowany przez Bena Balmforda z Univeristy of Exter Business School badacze obliczyli, ile osób umarło z powodu odsunięcia w czasie wprowadzenia lockdownu w 9 różnych krajach. Wyniki analiz wskazują, że gdyby lockdown został wprowadzony trzy dni wcześniej, niż to się odbyło w rzeczywistości, to w Stanach Zjednoczonych uratowanych byłoby ponad 51 100 osób, w Wielkiej Brytanii 20 tysięcy, we Włoszech 18,1 tysiąca, ale np. w Nowej Zelandii zaledwie 37(!), a w Danii 300 osób.
A co by się stało, gdyby lockdown został wprowadzony trzy dni później niż to rzeczywiście miało miejsce? Te trzy dni to 500 więcej ofiar w Danii, 7,7 tys. w Belgii, 7,9 tys. w Niemczech. Z kolei we Włoszech z powodu wirusa zmarłoby 29 tysięcy osób więcej, w Wielkiej Brytanii 32 tysiące, a w USA 90 tysięcy.
Liczba szacowanych ofiar jest oczywiście pochodną liczby mieszkańców danego kraju, ale jednocześnie zależy od tego, kiedy wprowadzono lockdown. Im wcześniej tym mniej osób zostało zarażonych, ale jednocześnie bardziej dotkliwe skutki gospodarcze. Im później tym większe ryzyko wzrostu liczby zarażonych a przez to też, liczby osób umierających z powodu wirusa; i mniejsze skutki gospodarcze.
Zestawiając ze sobą liczbę uratowanych i koszty gospodarcze (spadek PKB) możliwe stało się oszacowanie, na jaką stratę gotowe były rządy by uratować swoich obywateli. Cena życia w państwach, które najszybciej wprowadziły lockdown: Korea i Nowa Zelandia, była najwyższa; odpowiednio 6,682 i 3,450 miliona dolarów. Spośród badanych krajów najmniej za życie swoich obywateli zapłaciły Włochy (59 tysięcy), Wielka Brytania (67 tysięcy) oraz Stany Zjednoczone (87 tysięcy). Dla ostatniej grupy krajów przedstawione szacunki są znacznie niższe niż tzw. wartość statystycznego życia. Przykładowo szacunki rządu federalnego w USA mówią o tym, że VSL wynosi 10 mln. USD.
W niektórych krajach unikanie kosztów gospodarczych: wymiernych, namacalnych a przede wszystkim niemal natychmiastowych okazuje się znowu przeważać nad dobrem ludzi. Chcąc uniknąć dużych kosztów i decydując się na opóźnienia we wprowadzaniu lockdownu rządy odrzuciły możliwość uratowania wielu osób. Zanim jednak uderzymy w moralne werble warto pamiętać, że decyzje są podejmowane zanim coś się stanie; gdy zakres tego co niewiadome jest duży. Ocena, taka jak ta sformułowana w artykule, pojawia się ex post, gdy wiemy jakie były konsekwencje podejmowanych decyzji.
W jednym z campusów uniwersyteckich widziałem tabliczkę „calculus” (obliczeniowcy) a pod nią drugą „real people” (prawdziwi ludzie). Ten widok przypomina mi się zawsze, kiedy próbuję wyrazić w liczbach coś, co pozostaje nieobliczalne. W polityce najczęściej liczy się to co można policzyć. Czasami, tak jak teraz, warto to jednak uczynić, by obraz zdominowany przez dane gospodarcze nie przysłonił reszty. By to co wyrażone w twardych danych nie zdominowało tego co najważniejsze. W Polsce, tak jak i w innych krajach, wraca pytanie o wprowadzenie ograniczeń. Każda decyzja niesie za sobą koszty i to nie tylko te widoczne na rachunkach narodowych.