30-dniowe wyzwanie - lek na listopadową szarość

Wiele wskazuje na to, żen systematyczne robienie małych rzeczy rozbudza entuzjazm, zwiększa motywację i wiarę w siebie.

30-dniowe wyzwanie - lek na listopadową szarość
Photo by Estée Janssens on Unsplash

Bezbarwność.

Jednostajność.

Monotonia.

Nijakość.

Powszedniość.

Szarzyzna.              .

Smętność.

Prozaiczność.

Klisza.

Sztampa.

Schemat.

To tylko niektóre z synonimów słowa rutyna. Są też inne. Mniej wprost, choć daleko od poezji:  budzik, szczoteczka do zębów, krawat, kawa, samochód, ekran, klawiatura, terminy, samochód, szwedzkie meble, kolacja, serial w necie, szczoteczka do zębów, budzik.

Samo wymienianie tych słów boli?

Mnie też.

Dlatego, co roku w listopadzie, sobie, moim studentom, ale też wszystkim, którzy chcą do nas dołączyć, proponuję wyzwanie. Przez 30 dni róbcie coś, na co zawsze mieliście ochotę.

Nie żebym był uprzedzony, ale tak na serio, chodzi o Li-sto-pad. Pierwszy miesiąc ponurej pogody, gdy w tle pozostają jeszcze wyblakłe wspomnienia lata. Spadają liście i miary naszego nastroju. Cofamy zegary a każdy dzień jest krótszy od poprzedniego. Trudno wstać z łóżka a po powrocie z pracy marzy się by do niego powrócić. Chwilę po tym, jak ze sklepów znikają wieńce i znicze, pojawiają się irytujące czerwone Mikołaje, „White Christmas” i „dzwonią dzwonki sań”.  A gdzie jest „November rain” Guns N’ Roses? - ja się pytam.

Duńscy naukowcy wskazują, że każdego roku to właśnie w listopadzie następuje 11 procentowy wzrost liczby osób ze zdiagnozowaną depresją. Według the Seasonal Affective Disorder Association, w listopadzie co piąty Brytyjczyk doświadcza znaczącego spadku nastroju, któremu towarzyszy letarg, brak motywacji i … tego się nie spodziewałem… zrzędliwość. Również Google misery index – wskaźnik pokazujący zainteresowanie, jakim w wyszukiwarce cieszą się takie słowa jak: depresja, lęk, ból, stres, zmęczenie – pokazuje, że liczba wyszukiwań zdecydowanie wzrasta właśnie w listopadzie (drugi szczyt przypada na marzec).

Listopad będzie, jaki będzie, ale minie, pewnie niezauważony. Dlatego dzisiaj namawiam Was abyście zrobili coś, by wykorzystać te 30 dni. Wyjdźmy razem z rutyny, dodajmy do swojego dnia element, który sprawi, że poczujemy satysfakcję. Pozbądźmy się czegoś, czego zawsze chcieliśmy się pozbyć.

Moja propozycja:

pomyślcie o czymś, co chcecie zmienić w swoim życiu i zróbcie to przez 30 dni. Zacznijcie dzisiaj, jutro, albo 1 listopada. Nieważne, czy to dotyczy waszej duszy, serca, zdrowia, nauki, pracy, czy odpoczynku. Po prostu zróbcie to w listopadzie razem z Ekonomią Szczęścia.

Trzydziestodniowe wyzwanie, to coś małego. Zmiana, którą chcecie wprowadzić w swoim życiu. Może chodzić o to by coś ograniczyć. Kawę? Alkohol? Słodycze? Prędkość? Może też chodzić o to by coś dodać; medytacje? Szekspira? Naukę języka? Lekcje pianina?

30 dni to idealny okres na to, by z czymś się zmierzyć – wystarczająco długi by wytrwać i na tyle krótki, by nie czuć się przytłoczonym. Róbcie coś systematycznie  a jest szansa, że uczynicie to nawykiem, jak mycie zębów. 30-dniowe wyzwanie wymaga konsekwencji i zaangażowania, czyli tego, co niezbędne do realizowania swoich celów. Przez 30 dni możecie zrobić naprawdę dużo, nawet napisać powieść. Pomyślcie, jakie to by było miłe, móc potem mówić o sobie: pisarka, pisarz; zamiast po prostu nauczycielka, urzędnik, pracownica administracji.

Kto wie, może Wam się spodoba? Wielu moich studentów po zakończeniu listopadowego wyzwania robi kolejne; grudniowe, styczniowe itd.

Tu zaczyna się ta nielubiana przeze mnie część, gdy muszę napisać, o tym, że naukowcy nieprzerwanie potwierdzają coś, co dla wielu z nas jest oczywiste.

Po pierwsze, wybaczcie, jeżeli to Was nie dotyczy, ale większość z nas ma trudności z mobilizacją, wytrwaniem w postanowieniach, w realizacji wyzwań, które trwają miesiącami, a nawet latami. No, sami sobie odpowiedzcie: jak bardzo motywuje was myślenie, że to co zaczynacie dzisiaj, będzie trwało jeszcze  w maju przyszłego roku. Tak, wiem, że to i tak krócej niż czekanie na operację łękotki finansowaną przez NFZ, jednak dla mnie brzmi równie zniechęcająco.

Po drugie, tu się narażę mówcom motywacyjnym, w relatywnie krótkim wyzwaniu, nie chodzi o to, by osiągać jakiś zmieniający życie cel. Ucząc się języka przez 30 dni, nie będę biegle się nim posługiwał. Pisząc książkę w 30 dni, prawdopodobnie dostarczę popelinę. Proces znaczących zmian zwykle wymaga czasu, a często też wysiłku. Jednak robiąc coś przez miesiąc możemy osiągać ambitne cele krótkoterminowe. Samo wytrwanie w systematycznym robieniu czegoś takiego jak bieganie, po to żeby w ciągu miesiąca przebiec 120 kilometrów, albo medytowanie przez 15 minut dziennie, pamiętając przy tym, że wcześniej nigdy nam się nie udawało, to jest prawdziwe wyzwanie.

Po trzecie, po 30 dniach, jak pokazują doświadczenia moje i moich studentów, wiele osób nie przestaje. Część z nich kontynuuje to co zaczęła, część sięga po inne wyzwanie, a część robi i jedno i drugie. Od kilku lat koresponduje z kimś, kto podczas wyzwania zaczął uczyć się hiszpańskiego i nie przestaje do dziś. Obserwuje też moich byłych studentów, którzy biegają maratony, a zaczynali truchtać kiedyś  w listopadzie.

Po czwarte, realizowanie wielkich wyzwań, jak na przykład przygotowanie się do wejścia na Aconcaguę, co w najlepszym razie zabiera nam miesiące, a w mniej idealnym scenariuszu lata, może być dla wielu z nas nużące. Dlatego, 30 dni daje tyle frajdy. Po tym okresie możemy to porzucić i zacząć coś nowego. Robienie przysiadów przed śniadaniem, no ile można. Nawiązując metaforycznie do ludzkiego ciała powiedziałbym, że zmiana i zróżnicowanie pozwalają nam pracować nad różnymi grupami mięśni. Nie stajemy się, jak niektórzy biegacze, mocni w nogach i wątli w górnych partiach.

W końcu po piąte, 30 dni wystarczy, by samemu sobie odpowiedzieć, na to czy to, co postanowiliśmy robić, jest dla nas pociągające.

Oczywiście można też znaleźć głosy, również te po stronie naukowców, które sugerują, że 30 dni to może być za krótko. Na co? Na to by zmienić swoje nawyki. Miesięczne wyzwanie pomaga rozpocząć pozytywne zmiany, ale nie gwarantuje ich trwałości. Badania sugerują, że czas potrzebny do tego, by zachowanie stało się automatyczne, nawykowe, waha się od 18 do 255 dni, a średnia to 66 dni.

W porządku; nie gwarantuję Wam zmiany nawyków po 30 dniach, ale gwarantuję, że jeżeli nie zaczniecie od trzydziestu dni to nie dotrzecie do sześćdziesięciu.

A zatem, zróbmy to razem.

Jak?

Kilka wskazówek

Nie wybierajcie zbyt trudnych zadań. Chodzi o to by wprowadzić małą zmianę w swoje życie, a nie kompletnie je zmienić. Zróbcie coś, co Was pociąga, ekscytuje, jest dla Was ważne. Zapisujcie to, co robicie. To pomaga. Dobrze jest by, jeżeli to możliwe, zapisać swoje zamierzenie w sposób wymierny: 10 minut dziennie, 10.000 kroków, 20 stron, 5 słówek, 100 pompek itd. - to ułatwia organizację.

Co można zrobić?

Codziennie zróbcie coś miłego dla swoich bliskich. Odstawcie kawę, alkohol, cukier itp.

Czytajcie; powieści, poezję, filozofów czy naukowców – 20 minut każdego dnia. Uczcie się gotować nowe potrawy. Róbcie zdjęcia, każdego dnia jedno zdjęcie miejsca, w którym akurat jesteście. Wyłączcie gry w telefonie. Przestańcie skrolować sociale. Uczcie się włoskiego, wcześnie chodźcie spać, nie jedzcie po 19. Ćwiczcie: 40 pompek, 100 przysiadów, 5 minut deski. Biegajcie po lesie (100 kilometrów w ciągu miesiąca), pływajcie (8 kilometrów). Nauczcie  się grać na gitarze „Stairway To Heaven" - Led Zeppelin. Medytujcie 30 minut dziennie. Zadzwońcie do wszystkich, którym obiecaliście, że się odezwiecie. Malujcie obrazy. Róbcie na drutach. Lepcie garnki z gliny. Odkładajcie 10 złotych dziennie. Jedzcie warzywa, owoce, witaminy. Piszcie artykuły, książki, listy, wiersze czy opowiadania. Spacerujcie, przez pół godziny dziennie, codziennie.

Znajdźcie coś dla siebie.

Po prostu to zróbcie.

I jeszcze jedno: zrobicie albo nie, listopad minie i tak. Niech przynajmniej mija sensownie.

Dołącz do grupy FB 30 dniowy challenge z Ekonomią Szczęścia


[PM1