Z laptopem w hamaczku. Cyfrowi nomadzi.
Chcąc być współczesnym koczownikiem przygotuj się na coś więcej niż tylko drinki z palemką i beach party. Przygotuj się na wyzwanie.
Zacznie się listopadową pluchą, lewym prostym poprawią grudniowe mroki, pierwsze liczenie przy rozchlapanej szarości stycznia i lutego, a w końcu knock-out po marcowym „nie wiadomo czym”. Gdyby jeszcze zima była biała. Bałwany, igloo, bitwy na śnieżki. Dzwoneczki dzyn dzyn, dzyn. Teledysk „White Christmas”. Nie, znowu pewnie szare kałuże, szczękające zęby w oczekiwaniu na spóźniony autobus, katar i dobre wymówki by nie pójść pobiegać. Możecie nazwać to defetyzmem, ale wolę bardziej naukowy termin: uczenie się poprzez doświadczenie.
Gdy przede mną pięć miesięcy moczenia w roztopach i zachodów słońca przed odjazdem powrotnego autobusu, są ludzie, którzy piszą tak:
Nina: „podróżowanie i praca na całym świecie to niesamowita przygoda, piszę to w Penang w Malezji, gdzie siedzę przez dwa tygodnie, a potem jadę do Chiang Mai w Tajlandii.
PJ: przez ostatnie 4 lata mieszkałem, gdzie chciałem, surfując codziennie i żyjąc życiem, o jakim zawsze marzyłem.
I jeszcze te instagramowe story; palemki, zarówno te duże, jak i te w koktajlu, błękitny ocean, hamaczek w poszukiwaniu cienia, soczysta papaja, chatka z bambusa.
Proszę, cyfrowi nomadzi, przestańcie. Jak możecie być aż tak okrutni?
Cyfrowi nomadzi to osoby pracujące przez internet tyle, że nie z domu ale z innego miasta czy państwa. Największą grupę nomadów stanowią sfrustrowani trzydziestolatkowie, porzucający korporacje, zabezpieczeni finansowo. Powodem wyboru koczownictwa najczęściej były: brak satysfakcji z wykonywania swojej pracy, kryzys tożsamości albo trudności w związkach. Niektórzy robią to na stałe, zmieniając i dostosowując swój styl życia, inni praktykują coś co określa się jako workaction. Słowo to powstało poprzez połączenie angielskich work i vacation – praca i wakacje w jednym. Workaction dobrze odpowiada naturze nomadyzmu cyfrowego, ale w przekazie, który do nas dociera podkreślany jest ten wakacyjny aspekt koczowniczego stylu życia. Łatwo o tym marzyć, gdy akcent jest vacation a work pozostaje ukryte.
Doświadczenia ostatnich dwóch- trzech lat wielu z nas dały możliwość poznania czym jest cyfrowe koczownictwo w wersji bez baru na plaży i kokosów. Są plusy: elastyczność, czas zaoszczędzony na dojazdach do pracy, i kosztach lunchów. Gdy jednak dodamy do tego przemieszczanie się wszystko nabiera intensywności. Bycie nomadą może oznaczać zwiększenie realnego dochodu. Przeniesienie się z Poznania, gdzie zarobki ledwie starczają na pokrycie kosztów życia, do relatywnie taniej Tajlandii, wielu może pozwolić przejść od poziomu „lunch na mieście raz w miesiącu” do życia pełnego atrakcji kulinarnych.
Do tego dochodzi efekt zmiany – miesiąc miodowy tego co inne, poznanie nowych ludzi, funkcjonowanie w odmiennym środowisku, robienie rzeczy, których wcześniej nie robiliśmy. To pozwala spojrzeć inaczej na wiele aspektów naszego życia.
A może całe to „wędrowanie w poszukiwaniu pastwisk” bo mniej więcej tyle we francuskim oryginale znaczy nomada, to tak naprawdę ukrywanie faktu, że jesteśmy tylko nieco bardziej ekskluzywnymi bezdomnymi?
Pierwszą pułapką, w którą wielu z nas wpada, jest przenoszenie nastrojów i emocji wakacyjnych na oczekiwane doświadczenia. Byłeś na Bali? Było super? Wystarczy zabrać laptopa i zacząć nomadowanie. A próbowaliście kiedyś pracować na plaży? Albo w kolorowym barze, gdzie wszyscy wokół cieszą się wakacjami? Romantyczna wizja utrwalana przez obrazki w mediach społecznościowych – co podkreślają sami nomadzi – to mrzonka.
W książce „Nomadzi. Życie w drodze”, Zuzanna Bukłaha przedstawia ludzi, którzy praktykują nomadyzm. Jeden z bohaterów stwierdza wprost: gdziekolwiek się przenoszę zaczynam od stworzenia sobie miejsca pracy. Kluczowa jest samodyscyplina. Pracuje się tyle samo albo, jak sugerują niektórzy badacze, nawet więcej niż normalnie. Gorący piasek pod stopami jest po, ewentualnie przed, pracą, a nie zamiast niej.
Nomadzi potrzebują wiary i wytrwałości. Na początku nierzadko muszą zmierzyć się z innymi: współpracownikami, przyjaciółmi, rodziną; dla których taki styl życia jest nie do wyobrażenia, niemożliwy i nierozsądny. A to nie wszystko. Chcąc być cyfrowym nomadą przygotuj się, że jeżeli na swoich mediach społecznościowych regularnie będziesz zamieszczać cyfrowe ślady pięknych widoczków i egzotycznego jedzenia, narażasz się na to, że twój pracodawca lub klient zacznie kwestionować twoje zaangażowanie w pracę. Wiem, to niesprawiedliwe, przecież ważne są rezultaty. To prawda, ale ludzka percepcja ma swoje wychylenia, a sprawiedliwość nie zawsze je koryguje.
Bycie nomadą kojarzy nam się z ucieczką od rutyny. Tymczasem psychologowie sugerują, że tym co powinniśmy zrobić po przeniesieniu się na rajską wyspę to wypracować rutynę, która da nam spokój, pewność, poczucie bezpieczeństwa. Tworzenie i kreatywność szczególnie mocno jej wymagają. Zmiana miejsca, praca na ławkach w parku, w kawiarni, na hamaku, na tarasie w hotelu to świetny sposób na sfinansowanie wakacji, ale z pewnością nie pomaga w napisaniu książki czy rozwiązywaniu złożonego problemu programistycznego.
Niezależność, o której tak wielu z nas marzy, nierozerwalnie wiąże się z odpowiedzialnością i niepewnością. Szczególnie dotyczy to dochodu. Bycie nomadą oznacza, że musisz rozwijać swoje umiejętności tak bardzo by rynek nie mógł cię ignorować. Jest też inne wyjście: zacznij od tego, że dasz się dobrze poznać, a potem zostań nomadą. Kiedy w Laosie spotkałem kobietę, która postanowiła zostać cyfrowym koczownikiem, okazało się, że wcześniej przyzwyczaiła swojego pracodawcę do swoich usług (edycja graficzna), a kiedy więź była silna, postawiła na pracę z Azji.
Socjologowie zauważają, że cyfrowy nomadyzm wpisuje się w procesy neokolonializmu. Ponad 40 krajów na świecie, między innymi Meksyk i Hiszpania, wprowadziło wizy dla cyfrowych nomadów. Każdy kto ma ponad 18 lat i potwierdzony dochód, może żyć i pracować w Barcelonie czy Acapulco przez dłuższy czas. W wielu miejscach na świecie tworzenie warunków dla pracy i życia nomadów sprzyja przybyszom i wypiera miejscowych. Nomadzi, ale też zdecydowana większość turystów, nie są zainteresowani miejscem, do którego przybywają a jedynie tym, że jest tam tanio. Zachowanie cyfrowych nomadów w turystycznych miejscowościach często nie różni się od tego, jak zachowują się zwykli turyści. Mieszkają i spotykają się w gronie cudzoziemców, odcinając się w ten sposób od lokalnej kultury, tradycji czy języka. Uprzywilejowanie wynikające z bycia bogaczem z zewnątrz tworzy przepaść między nomadami a lokalnymi mieszkańcami.
Mankamentem, często niedostrzeganym przez zapatrzonych w kolorowe zdjęcia młokosów, jest czas i wysiłek, jaki nomadzi wkładają w przemieszczanie się. Ci, którzy podróżują, znają to doskonale. Nowe miejsce a tam niewygodne łóżko, przerwy w dopływie prądu i w dostępie do internetu, rozłupujące koncentrację odgłosy ulicy. Naprawdę sądzicie, że będziecie pracować na plaży? Przyjrzyjcie się zdjęciom. Na wielu z nich ich autorzy nie mają nawet włączonego komputera. Bądźmy poważni: ile godzin, albo raczej minut, wytrzymacie w efektownej pozie z laptopem w hamaku? A kiedy na zewnątrz świeci słońce to, co widzisz na ekranie?
Po pewnym czasie w stylu życia nomadów wielu z nich zauważa, że praca, którą wykonują, owszem pozwala na płacenie rachunków, ale nie na planowanie kariery. Jak pisze na swoim blogu Alex Pszczółkowski po pewnym czasie nie do zniesienia w długim okresie było nieustanne poczucie niedoskonałości i marnowania czasu.
Na koniec zostawiłem sobie najważniejsze: koczowniczy tryb życia bywa bardzo samotny. Fajnie jest przez kilka dni wakacji poznawać nowych ludzi, nawet jeżeli wiemy, że ich celem jest zarobienie pieniędzy. Ale życie w takich warunkach miesiącami nie sprzyja tworzeniu trwałych relacji. Może na początku przyjaciele, których zostawiamy za sobą będą aktywnie zainteresowani tym co u nas, z czasem to jednak mija.
Szczerze: mam nadzieję, że pisząc o trudnościach, jakich doświadczają cyfrowi nomadzi, nie próbuję Wam i samemu sobie dostarczyć argumentów, rozsądnych że ho-ho-ho, do tego by nie spróbować.