Porażka porażki. Dlaczego NIE uczymy się na błędach?

To czy uczymy się na błędach zależy nie tylko od tego, czy skupiamy się na tym, co nam się nie powiodło, ale też od tego, czy znajdziemy w sobie motywację do nauki. Z tym ostatnim bywa ciężko…

Porażka porażki. Dlaczego NIE uczymy się na błędach?
Photo by Roark at Pixbay

Zawiera w sobie ocenę i wartościowanie.

Jej synonimem jest klęska, plajta, przegrana, niepowodzenie.

Jej przeciwieństwem tryumf, sukces, zwycięstwo.

Może być osobista, życiowa, ogromna, miłosna, zawodowa czy prestiżowa.

Łączy się z bólem, goryczą, cierpieniem, rozczarowaniem.

Odczuwamy przed nią lęk.

Przeżywamy ją.

Przyznajemy się do niej, choć tego nie lubimy.

Słowniki wskazują, że jej nazwa pochodzi od porazić tj. uderzyć, zadać cios, pokonać, dotknąć (chorobą.

Porażka. Oto i ona.

Często zdarza nam się słyszeć inspirujące hasła o tym, że uczymy się na błędach, a niepowodzenia to nic innego, jak tylko kamienie milowe w naszej drodze do sukcesu, w dodatku niewątpliwego. Zarumienieni z ekscytacji wsłuchujemy się w historię tych, którym na początku się nie udało, a potem, niezrażeni niepowodzeniami, osiągnęli niebywały sukces. Steven Spielberg trzy razy nie dostał się do szkoły filmowej. Tim Ferris, autor bestsellera 4 godziny tydzień pracy, 25 razy spotkał się z odmową ze strony wydawców. Sylvester Stallone był odrzucany 1500 razy bo nikt nie chciał jego scenariusza i jego jako aktora do filmu Rocky. To wszystko prawda. Albo pijarowa ściema.

photo by the Blowup at Pixbay

Choć badania naukowców i doświadczenia wielu ludzi wskazują, że w procesie uczenia się i dążenia do celu porażki są nie tylko ważne, ale i konieczne, to nie można po prostu powiedzieć, że uczymy się na błędach. Mało tego, większość z nas, nie tylko nie chce się na nich uczyć, ale też nierzadko z ich doświadczania wyciąga niewłaściwe wnioski.  Piszą o tym choćby Laurne Eskreis-Winkler i Ayelet Fishbach w artykule opublikowanym niedawno w Perspectives on Psychological Science.  Autorki zauważają, że popełnianie błędów często nie przynosi nam żadnych korzyści. Dzieje się tak, gdyż porażka rani nasze ego, stoi w sprzeczności z naszymi wyobrażeniami o sobie samym i dlatego, zamiast wyciągać z niej naukę, sięgamy po sprawdzone metody wypierania, umniejszania znaczenia lub po prostu ignorowania niemiłych doświadczeń.

Zastanów się jak reagujesz wtedy, gdy coś nie poszło zgodnie z twoimi oczekiwaniami?  Jeżeli jesteś człowiekiem, który reprezentuje większość populacji świata to chcesz myśleć o sobie dobrze. Ja i ty chcemy wierzyć, że posiadamy kompetencje i zdolności do tego by radzić sobie z różnymi zadaniami. Niepowodzenie ściąga nas w dół. Niczym kornik wgryza się w monolit naszej samooceny. Niszczy obraz mądrego kolesia i inteligentnej babki, który sprzedajemy na zewnątrz. Widać to w wynikach badań.  W eksperymentach, w których zmanipulowano uczestników tak, by byli przekonani, że im się nie powiodło, ich poziom wiary w siebie wyraźnie zmalał.

My sobie nie radzimy, ale chętnie dokarmiamy innych twierdzeniami o tym, że niepowodzenie to ważna lekcja. Stworzyliśmy w tym celu kilka, dziś już mocno wyświechtanych sloganów.

Nie poszło ci w sytuacjach matrymonialnych.

„Nie ta, to inna; tego kwiatu to pół światu”.

Zawaliło się w pracy?

„Nie martw się, ktoś na pewno pozna się na twoich talentach” albo ‘”oni na ciebie nie zasługują”.

Nie zdałeś egzaminu?

„Jakiś popapraniec z tego twojego profesora, jak można wymagać na egzaminie czegoś czego nie było na slajdach”.

Badania psychologów edukacji i zarządzania coraz częściej sugerują, że uczenie się z niepowodzeń nie jest automatyczne. Istnieją ku temu przynajmniej cztery powody:

Po pierwsze; porażka jest niemiła, i prowadzi do wznoszenia emocjonalnych i poznawczych barier.  Umysł reaguje na nią, starając się odwieść nas od podejmowania kolejnych prób.

Oszczędź sobie bólu – kusi.

Najlepiej będzie dla ciebie – mówi czule – gdy przestaniesz wierzyć, że coś możesz zrobić.

To jednak nie wszystko.

Mózg razi nas na wiele sposobów.

Obok zmniejszania wiary w siebie, obniżania oceny swoich kompetencji, podwyższania postrzeganej trudności zadania i wywoływania poczucia bezradności, mózg może jeszcze wywołać nieświadomy lęk przed porażką. Próbowałem, nie udało się, nie będę próbować kolejny raz.

Kiedy, pryszczatym wypłoszem będąc, na szkolnej dyskotece uderzałem do Gosi z ósmej B, by poprosić ją do tańca i dostałem kosza, zaczynam tworzyć sobie wymówki, albo wręcz inicjować nowe postawy w rodzaju: dyskoteki są dla cieniasów. Następnym razem nie poproszę nie tylko Gosi. Nie podbiję też do innych dziewczyn. Oczywiście nie dlatego, że się boję odmowy. Co to to nie. Po prostu nie lubię tańczyć.

Po drugie; zdarza się, że tak bardzo zależy nam na tym, by dobrze się oceniać, że niepowodzenie sprawia, iż zmniejsza się postrzegana atrakcyjność tego, co chcielibyśmy osiągnąć.  Eksperymenty Hallgeira Sjastada i współpracowników pokazały, że osoby, które nie radziły sobie z wykonywanymi zadaniami, mniej ceniły potencjalny sukces. Naukowcy nazwali ten fenomen „efektem kwaśnych winogron”- a sprowadza się on do umniejszania wartości nieosiągalnych celów i nagród. To samoobrona naszego umysłu.

Czasami mechanizm ochronny może okazać się na tyle sprawny, że staniemy się sabotażystami. Zauważono, że nierzadko osoby lękające się egzaminu, robią coś, co ma na celu zmniejszenie szans na powodzenie. Na przykład idą na imprezę. To sprytny zabieg chroniący naszą samoocenę. Jeżeli nie zdam, po tym jak się uczyłem i wypoczęty poszedłem na egzamin, to będę źle myślał o samym sobie. Ale jeżeli nie zdam po tym, jak o czwartej nad ranem szedłem na parkiet przy dźwiękach koko bongo, to mam gotowe, chroniące moje ego wytłumaczenie; na kacu trudno się pisze.

Po trzecie; informacje na temat powodu porażki bywają nieprecyzyjne. Jeżeli dostajesz dobrą ocenę zaczynasz łączyć to z tym ile zaangażowania, czasu i energii kosztowało Cię wykonanie zadania. Wierzysz, że gdy następnym razem będziesz mieć do wykonania coś podobnego, to wkładając odpowiednio dużo wysiłku możesz zrobić to, co planujesz.

A co się stanie, gdy dostajemy złą ocenę? Badania pokazują, że w pierwszej kolejności szukamy wytłumaczeń poza sobą. Zwalamy winę na ilość pracy, zmęczenie, inne obowiązki. Wątpimy czy uczyliśmy się tego, co było trzeba. Przychodzi też myśl, że może po prostu nie umiemy czegoś robić. W takich przypadkach nie wiemy co dokładnie poszło źle. A w konsekwencji nie wiemy też, co trzeba zmienić i poprawić, by następnym razem było dobrze.

Po czwarte: liczy się motywacja. Konieczne jest by zrozumieć, iż aby niepowodzenie miało dla nas jakieś pozytywne konsekwencje nie wystarczy, że poświęcimy mu uwagę. Musimy być zmotywowani do uczenia się. Chwila autorefleksji; kiedy przytrafia mi się niepowodzenie, to jakie myśli przychodzą mi do głowy? Myślisz: „a może rzucić to wszystko? Dać sobie spokój? Nie nadaję się do tego?, a może odwrotnie: ‘dobra, teraz nie wyszło, ale dlaczego? Co mogę zrobić lepiej by jednak wychodziło?. Kluczowe w uczeniu się z porażek jest to, jaką motywację tego rodzaju zdarzenie w nas wywoła. A wyniki badań w tym zakresie nie są zachęcające. Okazuje się, że niepowodzenie często zmniejsza nasze zaangażowanie w osiąganie celów. Szczególnie źle radzimy sobie wtedy, gdy winę za to co nam się przytrafia przypisujemy sobie. Wiele teorii motywacji wskazuje, że negatywna informacja zwrotna obniża naszą wiarę w osiąganie jakichkolwiek celów.

Podsumujmy

Nie uczymy się z niepowodzeń, bo:

· nie chcemy robić czegoś, czego robienie doprowadziło do niepożądanych uczuć;

· umniejszamy wartość tego, czego nam się nie udało osiągnąć;

· nie do końca rozumiemy, co było źródłem porażki, przez co nie wiemy się co należy poprawić;

· nie znajdujemy w sobie motywacji do tego by się uczyć.

A jednak, przyznam się Wam, ja jestem wyznawcą potrzeby niepowodzeń. To nie znaczy jeszcze, że ją lubię, że jej szukam, że jej pożądam. Nie jestem masochistą, ani zadającym sobie świadomie ból cierpiętnikiem. Po prostu nie wierzę w opowieści ludzi, którzy jej nie doświadczyli. Nie wierzę, że można robić coś ważnego i nigdy się nie mylić.

Interesuje mnie też to, jak sobie z nią radzić. W tym zakresie nauka podpowiada coś, co filozofowie pisali i mówili już dawno temu.

Po pierwsze, mówią psychologowie, to tak jak w tradycji buddyjskiej, musimy nauczyć się życzliwości i współczucia dla samego siebie. Podchodzę do siebie łagodnie, jestem wyrozumiały. Powstrzymuję się od srogich osądów. Nie sięgam od razu po mentalną włosienicę, nie batożę się za błędy.

Po drugie, skupiam się na tym, co mogę zmienić. To z kolei stoicyzm. Robię wszystko co możliwe, ale nie winię się za coś, na co nie mam wpływu. Gdy mam zadanie do wykonania, wyróżniam to, co zależy ode mnie. Na tym się skupiam. W tym zakresie staram się być lepszy.