Sygnalizowanie cnoty. Dlaczego wylewanie lodu na głowę nie czyni mnie dobrym człowiekiem?
Swego czasu sygnalizowanie cnoty stało się jednym z głównych kandydatów do nagrody Słowa Roku. Mówienie o sygnalizowaniu to dobry sposób by przypomnieć sobie, że robienie rzeczy jest znacznie ważniejsze niż gadanie o nich.
Aby zwiększyć społeczny zasięg akcji charytatywnej uczestnicy Ice Bucket Challenge wylewali sobie na głowę wiadro wody z lodem. Zasada jest prosta: robię filmik jak wylewamy sobie lód na głowę, wpłacam pieniądze na konto fundacji i nominuję następną osobę. Ice Bucket to, póki co, najpopularniejszy challenge na świecie. 17% mieszkańców Wielkiej Brytanii wzięło w nim udział. Fundacja go organizująca odnotowała niezwykły przypływ środków. Jednak byłby on jeszcze większy, gdyby każdy, kto brał udział w akcji rzeczywiście wpłacił pieniądze, a nie tylko ograniczył się do wylewania wody na głowę i umieszczania filmików na YouTubie. Wpłaciła mniej niż połowa wszystkich uczestników.
Czym więc poza higieną włosów kierowali się ci, którzy pominęli etap zabawy, w którym uczestnik sięga do portfela? No cóż, powodem było: sygnalizowanie cnoty.
Sygnalizacja kojarzy mi się z pociągami: gwizdek i „Odjazd!”, albo ze zmianą świateł na skrzyżowaniu. Jednak w naukach społecznych czy w biologii to po prostu przekazywanie informacji. Paw rozkłada swój równie piękny co niepraktyczny ogon, by przekazać samicom wiadomość: jestem wzorowym reproduktorem. Niektóre gatunki antylop energicznie podskakują w miejscu wysyłając drapieżnikom informację: “jestem silna, zdrowa i szybka, goniąc mnie spocisz się a i tak mnie nie złapiesz”. W plemionach zbieracko-łowieckich nastoletni łowcy rozdają większość swoich zdobyczy, by w ten sposób ogłosić światu, albo po prostu ładnym dziewczynom: „Jestem sprawnym łowcą. Mam wiedzę, siłę, koordynację, wytrzymałość i odwagę. Po prostu fajny jestem." Poczynione wśród plemion Hadza w Tanzanii obserwacje antropologów sugerują, że ten mechanizm działa. Skutecznym łowcom częściej udaje ożenić się z najbardziej płodnymi i pracowitymi kobietami.
A więc skąd to całe halo wokół sygnalizowania cnoty? Dlaczego coś, co jest na świecie dłużej niż jej majesty królowa angielska, wzbudza zainteresowanie mediów?
Kluczem, wytrychem, łomem jest: nieszczerość. W ostatnim czasie sygnalizowanie cnoty nabrało silnie negatywnych konotacji. Kojarzy się z obłudą, ukrywaniem prawdziwych myśli, manipulacją nakierowaną na zdobywanie poklasku.
Niezwykłym eksperymentem naturalnym ujawniającym, jak działa mechanizm napędzający skłonność do sygnalizowania cnoty, były ostatnie wydarzenia związane ze śmiercią George'a Floyda w USA i rozprzestrzeniające się po całym świecie wyzwania do walki z rasizmem i poszukiwania sprawiedliwości. W ciągu kilku tygodni hasło Black Live Matter stał się rozpoznawalne nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie. Niczym tornado ludzie w wielu krajach zrzucali z pomników dawnych handlarzy niewolników i tych, którzy na ten handel pozwalali.
Oburzenie, powszechny sprzeciw wobec niesprawiedliwości, solidarność z ofiarami; wszystko to zmieniło krajobraz dyskusji na temat rasy i podziałów w społeczeństwie. Praktycznie każda wielka firma wydała oświadczenie na temat niezgody na rasizm i poparcia wszelkich działań zmierzających do równości. Pojawiły się oficjalne oświadczenia, zgrabne i przekonujące posty w mediach społecznościowych i darowizny na cele charytatywne. W wielu przypadkach wszystko sprowadza się do tak zwanych sojuszników optycznych. Skupianiu się na powierzchni, na pokazaniu siebie tak jak chcemy być postrzegani, bez żadnego zastanowienia jak rzeczywiście poradzić sobie z sytuacją. A że akurat teraz na topie jest rasizm ...
Cudownie byłoby ponarzekać na bezduszne firmy wykorzystujące istotne kwestie do kreowania własnego wizerunku. Wydarzenia związane z Black Live Matter pokazują jednak coś więcej: niezwykle piękną w swej naiwności wiarę w to, że umieszczając czarny kwadracik na swoim Instagramie mam swój udział w rozwiązywaniu kwestii rasizmu.
Sygnalizowanie cnoty to często świadome przykrywanie zgnilizny kolorową folią. Dyskusje polityczne są tak tym przesiąknięte, że w efekcie większość z nich jest o niczym.
Ale nie tylko politycy, firmy, inni; my też to robimy. Uznanym przez profesjonalistów sposobem na sygnalizowanie cnoty jest zaczynanie zdania od „nienawidzę”. „Nienawidzę samochodów z napędem na cztery koła” –ma znaczyć mniej więcej tyle, że w przeciwieństwie do właścicieli paliwożernych potworów, ja jestem troskliwym i świadomym konsumentem. Daj wyraz wzburzeniu, a może uda ci się zamaskować wewnętrznego bufona. Może nikt nie zauważy, jak starasz się odwrócić uwagę od tego co naprawdę chcesz powiedzieć. Słuszny gniew i jawna pogarda kamuflują prawdziwą intencję, odwracają uwagę odbiorcy od tego, iż tak naprawdę chcę podbudować swój wizerunek na zewnątrz.
Sygnalizowanie cnoty to bardzo ryzykowna zabawa. Badania pokazują, że oceniając zachowanie innych znacznie bardziej surowi jesteśmy wtedy, kiedy odkryjemy egoistyczną motywację do robienia dobrych rzeczy niż wtedy, gdy ktoś po prostu nie robi nic. Jeżeli naszym najbardziej radykalnym posunięciem jest zastosowanie nakładki na zdjęciu profilowym na Facebooku, sami prosimy się o to by ktoś zakwestionował szczerość naszych intencji.
Czasami chciałbym by wszystko było proste; złe charaktery z czarnymi obwódkami wokół oczu a z drugiej strony puszyste jednorożce biegnące w radosnych podskokach po tęczy. Z jednej strony ludzie z sercem na dłoni, uczciwi i zaangażowani, pełni dobrych chęci by robić coś słusznego. Z drugiej zepsuci do cna, moralnie upośledzeni manipulatorzy. Przyglądając się jednak sygnalizowaniu cnoty nieco bardziej wnikliwie dostrzegam pomiędzy dwoma skrajnościami wiele przestrzeni, do której trafia większość z nas.
Spróbujmy zrozumieć. Dlaczego tak wiele osób daje wyraz poparciu jakiejś kwestii w mediach społecznościowych? Cynik mógłby powiedzieć: bo to nic nie kosztuje. Im większy koszt związany z sygnałem i im większa potencjalna kara za bycie przyłapanym na wysyłaniu nieuczciwego sygnału, tym większa jest nasza wiarygodność. A tu siedząc przy kompie: polajkuję, zrobię sobie nakładkę na zdjęcie profilowe, a może nawet udostępnię posta.
Klik i zrobione.
Sprawa rasizmu rozwiązana, poparcie dla ruchów demokratycznych udzielone, oburzenie z powodu zachowania policji wyrażone, no to zobaczmy, o czym pisze ciocia Genowefa.
Facebook, Twitter, Instagram – sprzyjają i ułatwiają publikowanie treści, których przekaz sprowadza się do stwierdzenia „to prawda ludzie doświadczają wiele złego, ale to ja jestem współczujący, miły, wielkoduszny, nieskazitelny. Czy aby na pewno zauważyłeś, że kieruje mną dobro, troska, nieposzlakowana moralność i miłość bliźniego?”
Pewnie często tak właśnie jest.
Nie przeczę.
Sprawa wydaje się jednak bardziej skomplikowana, a jej istota wychodzi poza ekonomiczną kalkulację. Kluczowe wydają się tutaj być zasady zachowań społecznych. Po pierwsze wiemy doskonale, że ludzie dostosowują swoje poczynania do działań i opinii innych. Po drugie, i nie jest to niczym rzadkim, w wielu kwestiach nie mamy wyrobionego zdania. Nie wiemy, co myślimy, czasami po prostu nie myślimy, na dany temat, ale czujemy się wywołani do odpowiedzi. Więc odpowiadamy. Nie mając własnych przemyśleń i wniosków sięgamy po opinie ludzi, których najgłośniej słychać i których opinia jest najbardziej popularna.
A zatem często sygnalizujemy cnotę podążając za stadem; bee, bee.
Z sygnalizowaniem cnoty jest jeszcze kilka innych problemów.
Po pierwsze, niektórym z nas jest to potrzebne by uwierzyć w siebie. Oburzenie, zwykle słusznie, wzbudza sygnalizowanie cnoty, którego główną motywacją jest chęć wpłynięcia na to, jak inni nas oceniają. Niczym biblijni faryzeusze uczynki swe popełniamy, bo chcemy by inni nas widzieli. Możemy jednak używać sygnalizowania cnoty by zmienić to, jak myślimy o sobie. W takim przypadku robię coś dobrego a potem mówię o tym głośno w ten sposób udowadniając sobie, że jestem dobrym człowiekiem.
Po drugie, łatwo jest kogoś skrzywdzić. Trudność odróżnienia sygnalizacji pięknej od paskudnej bierze się stąd, że to oceniający sam przypisuję ocenianemu powód zachowania. To samo zachowanie może być postrzegane zarówno jako skandaliczne, wtedy gdy podejrzewamy obłudę, jaki i szlachetne, gdy przypiszemy mu pozytywne intencje. Jest też trzecia opcja, będąca kombinacją dwóch poprzednich; gdy w naszej ocenie ktoś robi coś dobrego (na przykład pomaga innym), ale też przy okazji próbuje coś ugrać dla siebie.
Problem polega na tym, że oceny dokonują ludzie o mocno zakrzywionej percepcji rzeczywistości. Dla nich wszystko co robisz może być formą sygnalizowania cnoty; próbą zrobienia wrażenia, udawaniem. Lubisz czytać książki? Robisz to by wyglądać na mądrego. Pomagasz innym? To tylko po to by zrobić wrażenie na dziewczynach.
Po trzecie, a może ze zła wynika coś dobrego? Nawet nieszczere sygnalizowanie cnoty nie musi być moralnie jednoznaczne. Gdy robimy coś pod publiczkę, chcemy pokazać innym jacy jesteśmy dobrzy, w ostateczności jednak może to motywować nas do robienia czegoś dobrego. Sygnalizowanie cnoty i wynikająca stąd korzyść dla reputacji, okazują się sprzyjać działaniom prospołecznym.
Robię coś w co naprawdę wierzę choć przede wszystkim chcę zostać zauważony i doceniony. Albo: nie wierzę w to co mówię lub robię, ale tylko mówiąc lub robiąc mogę tworzyć mój image człowieka dobrego, zaangażowanego, pełnego współczucia etc. W obu przypadkach na końcu może być coś dobrego. A przy tym sygnał, ten nie do końca szczery, może przeciągnąć ludzi na dobrą stronę mocy.
Zamiast zakończenia
Czasami brakuje mi odwagi, by pisać tak jak niektórzy choćby komicy, dlatego odwołam się do Anthony’ego Jeselnika, który w 2015 roku wygłosił monolog:
„Gdy ludzie widzą coś strasznego, co wydarzyło się gdzieś na świecie, biegną do Internetu. Biegną do mediów społecznościowych, FB, Twitter czy co tam mają, i wszyscy piszą dokładnie tą samą rzecz: moje myśli i modlitwy są z ludźmi… w Aurora; moje myśli i modlitwy są z rodzinami w Bostonie… Wiesz ile to jest warte? F*cking nothing (tego pozwoliłem sobie nie tłumaczyć). Mniej niż nic. Ty i ja możemy dać swój czas, pieniądze, współczucie. Wszystko jednak co robisz to powiedzenie: „Nie zapomnij o mnie dzisiaj, nie zapomnij o mnie, wiele odjechanych szaleństw jest dzisiaj w mediach, ale nie zapominaj jak bardzo JA jestem smutny.”
Cokolwiek wyniknie z hałasu wokół sygnalizowania całe to zamieszanie to dobry sposób by przypomnieć sobie, że robienie rzeczy jest znacznie ważniejsze niż mówienie o nich.
A przy tym, zgoda: obłuda, nieszczerość, hipokryzja mamy tego za dużo i słusznie krytykujemy osoby sygnalizujące cnoty. Czasami jednak zastanawiam się co jest gorsze? Udawanie, rozkładanie pawiego ogona, odgrywanie roli czy może cynizm stojących obok, oceniających, zdroworozsądkowych sędziów?