Pieniądze dla madki z bombelkiem? O postrzeganiu wzajemności na przykładzie 500+
Stereotypowy obraz korzystających z 500+ jako osób leniwych i nieodpowiedzialnych nie odzwierciedla rzeczywistości. Dlaczego jego powielanie szkodzi nam wszystkim?
Obraz, który wynosimy z internetowych dyskusji wokół 500+ jest czarno-biały. Jesteśmy „MY” – pracujący, płacący podatki, odpowiedzialnie podejmujący decyzje o posiadaniu potomstwa, dbający o swoje dzieci, i są ONI, patologia, patole, patusy, roszczeniowi, leniwi, kombinatorzy, zawodowi bezrobotni, których największą ambicją jest by żyć nie pracując. Nam zabierają, im dają. Jak to pisał jeden z internautów:
„Człowiek jedzie do pracy, wraca i widzi "elyte" spod sklepu. Wiecznie przy produkcie piwo podobnym. Zasiada do zleceń, wykonuje dodatkowe swoje prace, jeszcze robi coś społecznie. Te ku.. siedzą i pasożytują. Czasem mam chęć im strzelić po ryju. Oni pójdą na wybory, bo rząd da.”
Wypowiedzi utrzymywane w tym tonie są bardzo powszechne: „To jest rozdawnictwo i wspomaganie patologii. Pomoc powinna być dla tych, którzy pracują, a nie dla nierobów”, „efekt 500+ jest: mnoży się patologia, lenie od małego nauczone dziadowania i postawy mnie się należy z MOPS-u”
Wyśmiejmy ich, upokorzmy, jednocześnie dowartościowując samych siebie. To typowa strategia budowania własnej tożsamości. W tych wypowiedziach można jednak dostrzec coś więcej, oburzenie z powodu zburzenia fundamentów każdego społeczeństwa; zerwanie zasady wzajemności.
Czymże ona jest? Wzajemność to traktowanie innych tak samo, jak oni traktują nas. Oznacza to, że nagradzamy tych, którzy przyczyniają się do naszego dobra, a karzemy tych, którzy nas krzywdzą albo wykorzystują, nawet jeśli to dla nas kosztowne. Nasza skłonność do odwzajemniania wykształciła się ewolucyjnie. Wiemy to, ponieważ stosowanie zasady wzajemności zostało zaobserwowane nie tylko u ludzi, ale także u innych gatunków naczelnych. Na przykład, badania przeprowadzone przez Fransa de Waala i Lesleigh Luttrell wykazały, że makaki i szympansy również przejawiają silną wzajemność pozytywną, niezależnie od pokrewieństwa, bliskich relacji czy płci.
Generalnie uznaje się, że większość darów powinna być, w jakiś sposób, odwzajemniona. Wyjątkiem od tej reguły są takie dary, jak: krew czy organ (np. nerka) ratujący życie. Jednakże nawet w tych okolicznościach w literaturze wspomina się o wzajemności odwleczonej w czasie. Dawca wierzy, że gdy sam będzie potrzebował pomocy to inni mu pomogą, tak jak on pomaga teraz.
Ten krótki wstęp do teorii wzajemności pozwala nam zrozumieć, dlaczego na forach internetowych o 500 a teraz też 800+ pisze się o „patusach” a nie o osobach doświadczających trudności. W ocenie piszących nie zasługują na szacunek, ci którzy dobrowolnie nie odwzajemniają. Normą jest bowiem, że ktoś kto otrzymuje pomoc bierze na siebie zobowiązanie odpłacenia komuś, kto mu jej udzielił. Jeśli wierzymy, że inni rozumieją, iż dostarczanie pomocy ma swoje koszty i są przynajmniej skłonni oddać społeczeństwu coś pozytywnego, będziemy gotowi ich wspierać.
W przypadku, gdy świadczeń udziela państwo nie ma bezpośredniej relacji darczyńca-obdarowany, jak w najprostszej relacji wzajemności. Niemniej jednak, uznajemy to za w pełni uzasadnione, że osoby płacące podatki mają oczekiwania wobec osób korzystających ze świadczeń finansowanych z tych środków. Płacący oczekują, że obdarowani będą zachowywać się w określony, społecznie użyteczny sposób.
To dlatego, jak wynika z moich własnych badań, wśród Polaków dominuje przekonanie, że na wsparcie ze strony państwa zasługują głównie osoby przyczyniające się do dobra ogółu. Przykładowo: jesteśmy dużo bardziej skłonni pomagać bezrobotnemu, który wcześniej pracował i płacił podatki, niż komuś, kto też jest bezrobotny ale wcześniej pracował na czarno. Podobnie: więcej jest wśród nas osób, które dałyby 500+ imigrantowi pracującemu w Polsce niż Polakowi, który pracuje za granicą.
Wykonywanie pracy zawodowej i płacenie podatków w kraju, w którym się mieszka, jest powszechnie postrzegane jako główny sposób wspierania społeczeństwa. Dlatego większość Polaków uznaje, że będąc legalnie zatrudnionym zdobywa się moralne prawo do tego, by oczekiwać większych korzyści od państwa (czyli od reszty społeczeństwa) niż ci, którzy sami nie zarabiają. Taka opinia jest powszechna nawet wśród tych, którzy nie pracują: emerytów, rencistów i studentów.
Badania pokazują również, że praca zawodowa i płacenie podatków nie są jedynymi działaniami zasługującymi na odwzajemnienie. Rodzice, którzy wychowują dzieci, mogą liczyć na wzajemność, choć nie tak silną jak w przypadku osób pracujących. Na przykład połowa badanych uważa, że kobieta, która nie pracowała zawodowo ale wychowywała dzieci, powinna mieć takie samo prawo do emerytury jak ta, która pracowała.
Uznajemy kogoś za godnego odwzajemnienia z powodu ponoszonych przez niego kosztów Obowiązuje tu zasada: jeśli ponosisz koszty, wykonując coś pożytecznego dla innych, zasługujesz na odwzajemnienie. Chcemy też odwzajemniać się osobom, które przyczyniają się do dobra społeczeństwa. Nie byłoby zasługi rodziców, gdyby nic ich to nie kosztowało, i wtedy, gdyby rodzenie i wychowanie dzieci nie przynosiłoby korzyści całemu społeczeństwu.
Pozwólcie, że na koniec wrócę do tego, od czego zacząłem; do internetowych dyskusji piętnujących osoby, wykorzystujące system świadczeń społecznych. Twierdzę, że są szkodliwe. Tak, owszem ujawniają brak wzajemności, pasożytnictwo, życie na koszt innych. Jednocześnie jednak tworzą nieprawdziwy obraz świata podkopując wzajemne zaufanie i pogłębiając podziały. Dzieje się tak, bo nasze postrzeganie nas zawodzi. Czytając komentarze w internecie łątwo jest nabrać przekonania, że to co jest opisywane zdarza się częściej niż w rzeczywistości. Poza tym, do sieci trafiają też raczej wyrazy złości i frustracji niż zgody i uznania. Zdecydowanie częściej przeczytamy o madkach, które odkąd jest 500+ przeszły trzy operacje plastyczne i regularnie robią sobie tipsy niż o rodzicach, którzy dzięki pomocy państwa mogą dokształcać swoje dzieci i pojechać z nimi na wakacje.
Chętnie sięgamy po stereotypy, bo to uzasadnia nasz gniew. Nie mogę się złościć, że pieniądze z moich podatków idą na pomoc chorym, dzieciom czy nawet na ratowanie zagrożonych gatunków, dlatego poszukuję winnego. Dodatkowo mając w głowie negatywny stereotyp osoby pobierającej świadczenia, znajdziemy w sieci raczej wypowiedzi je potwierdzające, niż te z nimi sprzeczne. A tym, którzy twierdzą, że wszystkie te historie o patusach to prawda, bo sami takich znają albo widują, powiem tak: zawsze gdy coś obserwujemy, wydaje się nam to znacznie bardziej powszechne niż jest w rzeczywistości. Łatwiej przyjdzie nam, do głowy obrazek Sebika kupującego piwo, niż Sebastiana szukającego pracy by utrzymać swoje dzieci.
Mam nadzieję, że sens mojej wypowiedzi jest jasny. W tym tekście nie opowiedziałem się ani za ani też przeciw 500+. To po prostu nie było jego tematem. Chciałem jedynie pokazać, że zaufanie w to iż inni odwzajemnią dobro z naszej strony, jest zbyt ważne, by po prostu niszczyć je wdając się w pełne wypaczonych argumentów dyskusje.