Nikt nie wygrywa, choć niektórzy biorą więcej. Efekt Mateusza
Ludzie, którzy cieszą się nieproporcjonalnym uznaniem za swoją pracę, zyskują, podczas gdy inni, nieznani, których praca jest często równie wartościowa, walczą o uznanie.
Wyobraź albo przypomnij sobie grę komputerową. Niech to będzie coś prostego: na przykład wyścig po torze. Zwykle w trakcie rozgrywki gracze mogą zbierać monety, serduszka, skrzynie, albo potki –mikstury, których spożycie daje jakąś korzyść. Zbieranie znajdek i dropów, albo mówiąc bliższym mi językiem bumerów „fantów” - daje graczowi jakieś określone korzyści. Może pojechać szybciej albo skoczyć nad przeszkodą. Może wzmocnić silnik albo odporność karoserii na zgniatanie. Może znaleźć skrót albo trampolinę. Bez względu na to, co zbierze gracz zyskuje buffa - chwilową lub stałą przewagę nad innymi uczestnikami wyścigu. I najważniejsze: ten, kto jedzie pierwszy ma największe szanse na znajdki a dzięki ich zbieraniu powiększa swoją przewagę nad innymi. Dlatego ktoś, kto już na początku pozostał z tyłu, często nie ma szans na to by dogonić czołówkę.
Twórcy gier wykorzystują mechanizm, który w pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku opisał słynny amerykański socjolog Robert Merton. Zauważył on, że ci którzy już na starcie osiągają choćby niewielką przewagę, mają nieproporcjonalnie większe szanse na zwycięstwo w wyścigu. Merton nazwał ten fenomen „efektem Mateusza”. Nazwa nawiązuje do Biblii. Łączy się ze słowami napisanymi przez ewangelistę Mateusza:
„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”.
Merton zauważył, że ludzie, którzy w którymś momencie swojego życia znaleźli się na uprzywilejowanej pozycji będą z tego korzystać, co prowadzi do zwiększania różnic między nimi a tymi, którzy mają mniej.
Pieniądze, zaszczyty, stanowiska częściej i z większą łatwością trafiają do tych, którzy już mają pieniądze, zaszczyty, stanowiska. Przewaga rodzi przewagę. Widać to choćby w edukacji – gdzie dzieci nieco lepiej czytające w pierwszych latach szkoły często osiągają więcej nawet na poziomie uniwersytetu. Widać to w Internecie- gdzie osobom, które już mają wielu followersów łatwiej jest zdobyć kolejnych fanów. Widać do w budowaniu sieci kontaktów – im większa sieć tym szybciej rośnie. Przykłady, również te potwierdzone badaniami, można mnożyć.
Jak to działa opowiem na przykładzie. W pewnym mieście niektóre szkoły stały się bardziej popularne niż inne. Początkowo miały niewielką przewagę, jak choćby odrobinę lepszych nauczycieli lub bardziej zaawansowane programy nauczania. Jednak z czasem ta przewaga się powiększała. Szkoły z lepszymi nauczycielami przyciągały więcej dobrych uczniów, przez co ich średnie wyniki rosły. W efekcie zyskiwały w wielu obszarach. Nauczyciele chcieli pracować w najlepszych szkołach. Uzyskujący dobre wyniki uczniowie gwarantowali dalszy napływ kandydatów. Rosnąca renoma przekładała się na dodatkowe środki finansowe i inwestycje w nowoczesny sprzęt. A to wszystko sprawiało, że te szkoły stawały się jeszcze atrakcyjniejsze dla uczniów, ich rodziców i nauczycieli.
Inny przykład.
Merton wskazywał, że jeżeli dwóch naukowców niezależnie od siebie dokona tego samego odkrycia, większe uznanie zyska ten, który wcześniej był bardziej rozpoznawalny. Podobnie naukowcy, którzy zdobyli pieniądze na swoje badania, przy ubieganiu się o kolejne granty będą traktowani lepiej niż ci, którzy wcześniej nie uzyskali żadnych środków, i to pomimo tego, że jakość ich pracy nie jest wcale lepsza.
Dobrze ilustruje to opowieść Johna Haldane’a – angielskiego genetyka. Zgłosił się do niego hinduski student S.K. Roy z propozycją eksperymentu, którego celem było ulepszenie odmian ryżu. Haldane był sceptyczny, ale wyraził zgodę na przeprowadzenie badania. Eksperyment okazał się triumfem. Haldane powiedział, że Roy zasługiwał na 95 procent uznania, ale nigdy go nie otrzymał. Nikt go nie znał a on sam nie miał nawet tytułu doktora.
Zaproponowany przez Mertona termin „efekt Mateusza” miał się przyczynić do wyjaśnienia dlaczego „bogaci stają się bogatsi” – ale nie tylko o pieniądze i majątek w nim chodzi. Dotyczy on większości wymiarów naszego życia. Widzimy go w sporcie, edukacji, sytuacji materialnej etc. Ci, którzy mają dużo możliwości i zasobów na początku, z czasem zdobywają ich nieproporcjonalnie więcej, przez co ich przewaga nad innymi znacząco rośnie.
W nauce efekt Mateusza jest postrzegany jako swoista patologia. Nierzadko sprawia, że kilka osób wręcz monopolizuje środki rozdzielane na badania. Są jednak tacy, jak choćby filozof Michael Strevens, którzy twierdzą, że efekt Mateusza jest czymś pożądanym. Głoszą oni, że to co otrzymujemy: pieniądze, nagrody, granty, czy stanowiska – zależy od tego, jak bardzo przyczyniamy się do dobra społeczeństwa. Nie ma nic dziwnego, w tym, że ktoś, kto jako pierwszy, stworzył nową metodę leczenia, nie tylko zarobił więcej niż inni, ale też dostaje więcej pieniędzy na kolejne badania. Nagradzanie ludzi za ich talenty i wcześniejsze dokonania jest lepsze niż kierowanie się innymi kryteriami, takimi jak pochodzenie czy koneksje. Kusi by uznać, że tak się to właśnie odbywa.
Nie ma tu miejsca na to, by tutaj rozważać ograniczenia, jakie ciągnie za sobą merytokracja – zainteresowanych odsyłam do książki Michaela Sandela „Tyrania merytokracji”. Dziś zauważę tylko: fakt, że ktoś posiada jakiś talent, który daje mu przewagę nad innymi, jest wynikiem loterii genetycznej. Zrządzeniem losu jest też to, że talent, który posiadam jest pożądanym w społeczeństwie i w czasie, w którym przyszło mi żyć. Gdyby najlepszy w historii koszykarz Michael Jordan urodził się we Francji w czasach Ludwika XIV prawdopodobnie nigdy byśmy o nim nie usłyszeli. W końcu, trzeci powód dla ograniczenia rządów merytokracji, który powtarzam za Sandelem to: „merytokratyczny kryzys” – tendencja obserwowana wśród ludzi sukcesu do zachłystywania się własnymi osiągnięciami i pogardzania innymi, którym się w wyścigu nie powiodło.
Na koniec powrócę do gier komputerowych, od których zacząłem. Współcześni developerzy gier coraz częściej wyłapują umiejętności, które dają przytłaczającą przewagę nad innymi. Czasami wprowadzają do gry tzw. nerfa, osłabienie, które ma na celu przynajmniej częściowe wyrównanie szans.
Łatwe.
W realu jednak pozostajemy z pytaniem:
Jak rozwiązać problem nieproporcjonalnego zdobywania przewagi przez niektórych ludzi?
Ja nie wiem. A ty?