Niedzielny koszmar, poniedziałkowy blues

Niedzielne popołudnie, przedsionek tygodnia, przedsmak ponurej rzeczywistości. Wielu z nas drży na samą myśl o poniedziałku.

Niedzielny koszmar, poniedziałkowy blues

Ostatnie godziny weekendu. Grill, spacer po lesie, ulubiony serial, zabawy z dziećmi albo popołudniowa drzemka; gdy zza rogu, bezszelestnie, pojawiają się one. Idą pewnie, jak VIPy na imprezie. Trzymają się razem, gotowe zmącić spokój, wlewając w serce strach, zatruwając myśli. Obawy, niechęci, wyrzuty sumienia, wspomnienia niemiłych twarzy, czekające na nas zadania i terminy - Sunday scaries, - niedzielne lęki.

Może was to nie dotyczy, może należycie do tych nielicznych, którzy cieszą się na myśl o powrocie za biurko ale wielu ludzi ich doświadcza.  Wyniki badań przeprowadzonych wśród 2000 użytkowników Linkedin z USA i Kanady sugerują, że niedzielnych lęków doświadcza czterech na pięciu pracowników. W szczególności dotyczy to millenialsów i osób z pokolenia Z. Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że wiele zawodów, szczególnie produkcyjnych i usługowych, ma tylko śladową reprezentację wśród użytkowników Linkedina, to i tak wyniki pozostają niepokojące. Tym bardziej, że  podobne uzyskano w Wielkiej Brytanii, Niemczech i w Australii.

Niedzielne obawy, są rodzajem tego, co psychologowie określają jako: podwyższony lęk antycypacyjny  - obawa przed czymś, co ma dopiero nastąpić. Osoby go doświadczające martwią się tworząc w głowie negatywne scenariusze przyszłych zdarzeń. A to skutkuje niepokojem, wzrostem drażliwości, problemami z zasypianiem etc. W niedzielne popołudnia pracownicy martwią się przede wszystkim ilością pracy, która na nich czeka; problemami z pogodzeniem spraw zawodowych z osobistymi, oraz koniecznością radzenia sobie z zaległościami.

Jednym z powodów tego, że Sunday scaries w ostatnim czasie zyskały na znaczeniu jest uelastycznienie wykonywania pracy. U części osób, które mogą pracować zdalnie z domu, nastąpiło przejście od pożądanej elastyczności do codzienności uzależnionej od pracy. W efekcie niedzielny wieczór staje się czasem sprawdzania maili, czytania raportów czy planowania zadań. Lęki narastają szczególnie intensywnie tuż po godzinie 17:00. Widać to w wyszukiwarkach Google. Późne niedzielne popołudnia znaczone są poszukiwaniami haseł związanych z depresją, smutkiem, samotnością i brakiem sensu.

Innym powodem podwyższenia lęków antycypacyjnych jest dostępność do różnych form komunikacji elektronicznej. Pomimo dnia wolnego od pracy pracownicy dostający maila od swoich przełożonych czują się zobowiązani do odpowiedzenia, albo, gdy szybka reakcja nie jest konieczna, zaczynają myśleć o tym, co ich czeka w nadchodzących dniach. W 2018 roku jednostka badawcza w Microsoft przeprowadziła badanie zwyczajów dotyczących wysyłania maili przez amerykańskich menedżerów. Wykorzystano w tym celu anonimowe dane z  poczty elektronicznej i aplikacji używanych do spotkań online oraz informacje pochodzące z działów HR w kilku dużych firmach. Okazało się, że każda godzina aktywności szefa w internecie to dodatkowe 20 minut pracy dla jego bezpośrednich podwładnych poza normalnym czasem pracy. Podobne badania przeprowadzono wśród Brytyjczyków pracujących w mediach; tam też wskazano, że przygnębienie odczuwane w niedzielne popołudnia zwykle miało swoje źródło w mailach, które otrzymali w weekend i czuli się zobowiązani by na nie odpowiadać.

Niedzielne wieczory wydają się być „końcem wolności”, w końcu od powrotu za biurko dzielą nas już tylko godziny, w dodatku w dużej mierze wypełnione snem. Zdarza się tak myśleć również osobom lubiącym swoją pracę. Za chwilę zacznie się poniedziałek, któremu już nawet Księga Rekordów Guinnessa oficjalnie nadała status najgorszego dnia tygodnia . Poniedziałkowi oczywiście się należy. W naszej kulturze to zwykle dzień oznaczający początek. Zauważmy jednak, że o ile dla jednych może się to wiązać z uczuciem niepokoju – znowu to samo 3K, kierat, krawat i kawa – dla innych to okazja na nowy start. Z badań dowiadujemy się, że w poniedziałek najczęściej zaczynamy ćwiczyć, rzucamy palenie albo przechodzimy na dietę. To jest też dzień dzwonienia do lekarzy by umówić się na od dawna odkładaną wizytę. W porównaniu z resztą dni to właśnie w pierwszy dzień tygodnia kupujemy najwięcej przez internet.

Owszem myśl o poniedziałku, a de facto o początku nowego tygodnia pracy, może być dołująca, ale wydaje się mobilizować. Tak przynajmniej sugerują badania firmy RedBooth. W poniedziałki pracujemy najefektywniej, to wtedy nadrabiamy zaległości, i to wtedy mamy w sobie energię zgromadzoną przez weekend. Paradoksalnie też częściej odczuwamy stres  nie w pierwszy, ale w kolejne dni tygodnia, gdy dostrzegamy, iż brakuje nam czasu na wykonanie naszych zadań.  Obserwowany od niedawna efekt produktywnego poniedziałku sprawił, że w publikacjach branżowych wprost radzi się menedżerom by nie planowali spotkań w poniedziałki. Szkoda byłoby bowiem odrywać pracowników od pracy właśnie wtedy, gdy są najbardziej produktywni.

Obok wszystkiego tego, co związane z pracą, jest jeszcze coś, co może sprawiać, że niedzielne popołudnia dla wielu z nas nie są czasem odpoczynku i relaksu. Pozwólcie, że posłużę się cytatem jednej z moich ulubionych postaci. Kot Garfield, zwykł mawiać:

Nienawidzę poniedziałków. Lubiłbym je gdyby zaczynały się później.

O co mu chodzi?

Leniwy kot, który nie ma obowiązków.

Nie chodzi do pracy ani do szkoły. Skąd więc u niego niechęć do poniedziałków? Nie ma zaległości, zbliżających się terminów. Nie odczuwa stresu mailingowego. Twórca postaci Garfielda Jim Davis wyjaśnia; dla Garfielda, tak jak każdego z nas poniedziałek jest po prostu przypomnieniem, że na nasze życie składają się tygodniowe cykle. Poniedziałek to znak, że znowu będzie tak samo jak zwykle.  Brzmi znajomo?