Intuicyjnie współpracujący. Człowiek nie jest zakodowany na egoizm
Naukowcy sugerują, że naszym domyślnym ustawieniem jest intuicyjna bezinteresowność.
Daryl Starnes, 70-letni mężczyzna, wszedł do płonącego samochodu, aby uratować uwięzioną w nim 48-letnią kobietę. W wywiadzie stwierdził:
Zrobiłem to, co czułem, że muszę zrobić. W takich momentach nie myślisz o tym, że ktoś robi z tego wielką sprawę.
Będąc w piekarni sześćdziesięciolatek Kermit Kubitz, był świadkiem, jak obcy mężczyzna dźgnął nożem 15-letnią dziewczynę. Kubitz zareagował natychmiast. Sam też został zraniony. Stwierdził potem:
Miałem tylko dwie myśli: po pierwsze, muszę go wyciągnąć za drzwi, a po drugie, o mój Boże, ten facet też może mnie zabić. Skończyłem na plecach z nożem w żebrach. Myślę, że to był po prostu instynkt. Gdyby to była moja córka, zrobiłbyś to dla mnie. Zrobiłbyś to w jednej chwili. A ja zrobiłbym to dla ciebie.
Christine Marty, dwudziestojednoletnia studentka uratowała od utonięcia starszą kobietę, uwięzioną w samochodzie w czasie powodzi. Christine stwierdziła:
Jestem wdzięczna, że mogłam działać i nie myśleć o tym.
Co łączy tych ludzi poza tym, że uratowali komuś życie? Wszyscy oni i wielu innych było uczestnikami badania przeprowadzonego przez Davida Randa i jego współpracowników. Naukowcy badali osoby, które ryzykując swoje życie uratowały życie innym. Reakcje Daryla, Christine i Kermita a także wielu innych wskazują, że podejmując decyzję, robili to intuicyjnie, automatycznie, szybko.
Wyniki badania sugerują, że ludzie nie są tak samolubni, jak lubią powtarzać ci, którzy psioczą na świat, społeczeństwo i upadek ideałów.
Postaram się Wam to wyjaśnić, jako ktoś kto uczył się ekonomii.
Każdy student ekonomii już na pierwszych wykładach poznaje mityczną postać: homo oeconomicus. Homo oeconomicus to model człowieka, którego nikt nigdy nie widział, ale wielu o nim słyszało. Zgodnie z tym modelem ludzie podejmują racjonalne decyzje (tj. są w stanie zebrać i przeanalizować wszystkie informacje niezbędne do tego by dokonać wyboru dostosowanego do ich preferencji). Nie ważne, czy decyzja dotyczy zakupu brukselki czy też ślubu z Krystyną, homo oeconomicus działa racjonalnie. Obok racjonalności tym, co charakteryzuje oeconomicusa jest samolubne dążenie do maksymalizacji. Brzmi drętwo? Teraz wiecie, przez co musiałem się przebijać studiując ekonomię. Samolubne dążenie do maksymalizacji, oznacza tyle, że chcę by było mi najlepiej jak to tylko możliwe, i dążąc do tego celu analizuję tylko moje koszty i moje korzyści, nie przyglądając się innym. Samolubstwo to po prostu nieuwzględnianie tego, jak nasze działania wpływają na innych. Choć model homo oeconomicus jest od dawna krytykowany pozostaje całkiem skuteczny w wyjaśnianiu wielu z ludzkich zachowań. A jednak w niektórych okolicznościach się nie sprawdza; choćby wtedy, gdy stosujemy heurystyki.
Heurystyka – to takie słowo, które w psychologii oznacza tyle co pójście na skróty w procesie podejmowania decyzji. Heurystyki oszczędzają nam czas i wysiłek, sięgamy po nie niezmiernie często, bo w przeciwnym razie bylibyśmy zmęczeni choćby samym przejściem z pokoju do kuchni. Przykładem dość powszechnej heurystyki jest choćby przyjęcie założenia, że żywność naturalna jest zawsze lepsza niż ta zmieniona chemicznie: naturalne równa się zdrowe. Inny przykład to wiara w wiedzę eksperta: skoro tak mówi ekspert to tak jest.
W przypadku zachowań prospołecznych i altruistycznych w ostatnim czasie testuje się tzw. heurystykę społeczną zgodnie z którą, gdy wybory, których dokonujemy przynoszą nam korzyści, stają się one automatyczne i intuicyjne. Działa tu mechanizm: jeżeli coś się sprawdza to po co się nad tym rozwodzić. Natrafiając na typową sytuację nie zastanawiamy się tylko działamy. Dopiero gdy zdarzy się coś nietypowego, wymusza to na nas myślenie refleksyjne; zaczynamy rozważać za i przeciw, analizować koszty i korzyści itp. Myślimy relatywnie długo, deliberujemy, przyglądamy się szczegółom, a w konsekwencji podejmujemy decyzje, które mogą okazać się lepsze niż te zautomatyzowane.
Zbierzmy to wszystko razem: decyzje, których konsekwencje na co dzień przynoszą nam korzyści zwykle stają się zautomatyzowane; szybkie i intuicyjne. Dopiero, gdy natrafiam na coś nietypowego włącza się myślenie.
Jeżeli za każdym razem gdy wybierałem lody smakowały mi te o smaku truskawki, to dziś stojąc przed ladą w lodziarni prawdopodobnie wybiorę gałkę o tym właśnie smaku (to będzie przykład heurystyki). Chyba, że w ofercie znajdą się takie lody, których smaku nie znam, a jest on na tyle intrygujący, że zacznę się zastanawiać i szukać argumentów za tym, by spróbować czegoś innego niż zwykle. Jeżeli tak się stanie włączam refleksyjny obwód w moim mózgu. Dodatkowo, okazuje się, że to co znamy z określonych typów doświadczeń przenosimy na inne. Pozostając przy moim przykładzie: skoro smakują mi lody z truskawkami, to będę sądził, że równie dobrze zasmakuje mi dżem z tych owoców. Myślę tak nawet wtedy, gdy nigdy wcześniej nie jadłem dżemu truskawkowego.
No to wiedząc już czym jest heurystyka, i jak możemy ją wykształcić, wróćmy do naszych bohaterów, którzy uratowali innych ludzi. Myślę, że jeżeli nie jesteś saperem, Batmanem, tudzież ojcem głodnych nastolatków lub spóźniającym się z dostawą kurierem, prawdopodobnie niezwykle rzadko podejmujesz decyzje, których kosztem może być twoje życie. Takie zdarzenia są rzadkie, a to oznacza, że nie mogliśmy nabrać doświadczenia w radzeniu sobie z nimi. Opisani na początku artykułu Christine, Kermit czy Daryl zaryzykowali tym, co mają najcenniejsze, by uratować kogoś, kto nawet nie był ich znajomym. Zadziałali automatycznie. Decyzja nie została poprzedzona refleksją. Tak samo robimy, gdy chodzi o nasze życie – to wdrukowała nam ewolucja; lub gdy jakąś czynność robimy często w ten sam sposób – to z kolei efekt uczenia.
Ryzykowanie życia dla dobra innych to nie jest coś co nam się zbyt często przytrafia, co by sugerowało, że ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani na pomoc innym. Możliwe jest też, że to czego się nauczyliśmy w pewnych sytuacjach (np. pomaganie rodzicom, osobom starszym, czy dzieciom) przekłada się na nasze czyny, gdy jesteśmy świadkami sytuacji zagrażającej życiu innego człowieka.
Dwa ważne wnioski płyną ze współczesnych badań:
Po pierwsze; w sytuacji gdy ludzie mają czas by zastanawiać się nad tym, co chcą zrobić, częściej okazują się działać samolubnie. Z kolei, gdy czas na reakcję jest bardzo ograniczony, zwykle robią coś co jest dobre dla grupy, do której należą. Co to tak naprawdę oznacza? Reakcją pierwotną, automatyczną, jest zachowanie nastawione na dobro innych. Dopiero, gdy zaczynamy się namyślać, liczyć, rozważać, wahać wybieramy opcje bardziej korzystne dla nas a mniej dla grupy. Szczodrość leży w naszej naturze. Jesteśmy zwierzętami społecznymi zaprogramowanymi na współpracę. Zarówno kiedyś, jak i dzisiaj jest to nam konieczne do przetrwania.
Drugi wniosek, który płynie z badań: doświadczając na co dzień korzyści ze współpracy i dbania o innych ludzi, wyrabiamy w sobie automatyczną reakcję na sytuację, w których inni ludzie potrzebują pomocy.
Badacze sugerują, że trybem domyślnym człowieka jest bycie miłym bezinteresownym altruistą. To egoizmu się uczymy. Następuje to szybciej, gdy sprzyja mu środowisko, w którym wzrastamy. Będąc zachęcanym do myślenia głównie o własnych korzyściach i niezauważania dobra grupy szybciej stajemy się samolubni. Choćby badania przeprowadzone wśród dzieci wskazują, że mają one skłonność do dzielenia się z innymi zanim w ogóle, ktoś im opowie o tym, że pomaganie jest dobre i ważne. Jednak wraz z wiekiem zabawki stają się własnością a zabawy są coraz bardziej zindywidualizowane i zorientowane na: „ja”, „moje”, „mnie”.
Życzliwość jest w większości z nas, a to co nam się przytrafia może ją wzmacniać lub osłabiać. Współczesna nauka, również ekonomia, uczy nas, że świadoma pogoń za własną korzyścią, często jest nie do pogodzenia z jej osiąganiem. Dlatego dbajmy o siebie nawzajem. Odkrywajmy swoją prawdziwą naturę.