Fetysz wzrostu gospodarczego. Co jest wliczane i niewliczane do PKB?

John Kenneth Galbraith pisał: zachowania społeczne i ekonomiczne są złożone, a zrozumienie ich charakteru jest dla umysłu męczące. Najgorzej jeżeli kierujemy się w stronę celów, kuszących obietnicą niczym śpiew mitycznych syren. Taką pieśnią jest wizja lepszego życia w kraju o wysokim poziomie PKB.

Fetysz wzrostu gospodarczego. Co jest wliczane i niewliczane do PKB?

Kiedy zapytam Cię jak ci się powodzi w życiu, to do czego się odniesiesz? Zastanowisz się, czy jesteś szczęśliwy? Ocenisz swoje relacje z rodziną? Weźmiesz pod uwagę sytuację materialną? Pozycję społeczną? Wykształcenie? Zdrowie i atrakcyjność fizyczną? Tak robią jednostki, ale gdy oceniamy kraje, za najważniejszy wskaźnik uznaje się Produkt Krajowy Brutto. Każdego dnia nazwa PKB jest odmieniana przez miliony polityków, analityków, dziennikarzy, przedsiębiorców. Wzrost gospodarczy to powód do dumy i wypinania piersi. Spadek trzeba jakoś wytłumaczyć wyborcom.

Ale czy zastanawiałeś się czym on, tak naprawdę, jest? I co, tak naprawdę, mierzy?

Zacznijmy od początku.

PKB to wartość wszystkich towarów i usług końcowych sprzedanych w danym kraju np. w ciągu roku. Przy tym nieważne jest co to za produkty czy usługi. Rozwijające wyobraźnię książki, edukacja, czy leczenie są tak samo liczone jak niszczące nasze zdrowie używki; wynagrodzenia prawników w sprawach rozwodowych, towary, których wytworzenie ciągnie za sobą dewastację środowiska, produkty chroniące nas przed negatywnymi konsekwencjami tego, co sami na siebie sprowadziliśmy. PKB jest bardzo tolerancyjny; produkt to produkt, usługa to usługa.

Współcześnie krytyka PKB wylewa się z bardzo wielu miejsc. Zwraca się uwagę, że miernik ten często nie tylko nie mierzy tego, co dla nas dobre, i przymyka oczy na to co złe, ale też niewiele nam mówi o tym, jak nam się żyje.

Początki PKB wiążą się z okresem Wielkiego Kryzysu w latach 30- tych XX wieku.  Stworzono go by śledzić zmiany zachodzące w gospodarce i wykrywać ewentualne zagrożenia. Od samego początku pomysłodawca produktu krajowego, Simon Kuznets, wskazywał na coś, co umyka uwadze polityków; dobrobyt narodu, niemal w ogóle, nie może być oceniany na podstawie dochodu krajowego. Tymczasem ciągle dominuje metafora wzrostu gospodarczego, jako przypływu unoszącego wszystkie łodzie stojące w porcie. PKB ma nie tylko traktować wszystkich tak samo, ale też wszystkim pomagać. Dlatego jego wzrost stał się świętym Graalem dla rządów ubiegających się o ponowny wybór.

W roku 1968 ubiegający się o prezydenturę senator Robert Kennedy ubolewał, że PKB zawiera w sobie zanieczyszczenie powietrza, reklamy papierosów, zamki montowane w drzwiach by chronić ludzi przed kradzieżami, koszty więzień, gloryfikujące przemoc programy telewizyjne nakierowane na sprzedaż zabawek. A przy tym, mówił dalej Kennedy, produkt krajowy nie uwzględnia zdrowia naszych dzieci, jakości ich edukacji, radości zabawy, nie uwzględnia piękna poezji i siły małżeństw. PKB mierzy wszystko poza tym, co czyni nasze życie wartym przeżycia.

Od wystąpienia Kennedy’ ego minęło ponad 50 lat i niewiele się zmieniło. Wzrost gospodarczy nie tylko jest podstawowym celem polityki państwa, ale też głównym wskaźnikiem jego kondycji. Tymczasem w jego liczeniu niewiele się zmieniło. Ciągle włączamy do niego coś, co trudno nazwać korzystnym i nie doliczamy czegoś, co jest pozytywne.

Przyjrzyjmy się kilku przykładom.

Matka karmiąca dziecko mlekiem z piersi wykazuje się daleko idącą krótkowzrocznością. Owszem dba o zdrowie swojego potomstwa, ale kompletnie nie bierze pod uwagę, że jej zachowanie nie służy wzrostowi gospodarczemu. Mleko z piersi jest … darmowe.  „Darmowe” -  jakie okropne słowo, bleee. Gdy jednak mleko zostanie sproszkowane i sprzedane, gospodarka jest wdzięczna.  Dzieci niekoniecznie. Szczególnie w krajach, w których jakość wody jest tak niska, że rozpuszczone mleko bywa wręcz szkodliwe.

Skoro już jesteśmy przy przykładzie związanym z dziećmi.

Co wybralibyście będąc rodzicami: turlanie się z dzieckiem po trawie czy wspólne wyjście do centrum handlowego? Wybierajcie odpowiedzialnie. Gospodarka sama się nie napędzi, a na pewno nie pomoże jej śmiech towarzyszący beztroskim zabawom,  za które nic nie trzeba płacić.

Zostawmy nieodpowiedzialnych rodziców.

Gdy w 1989 tankowiec Exxon Valdez rozbił się u wybrzeży Alaski przyniosło to wiele oczywistych, negatywnych konsekwencji: zanieczyszczone wybrzeże, zatrucie wody, śmierć tysięcy zwierząt. 250 tysięcy baryłek ropy trafiło do środowiska, miejscowi rybacy utracili źródło dochodów, a odbudowanie środowiska naturalnego trwało dziesiątki lat. A co się stało z produktem krajowym brutto? Wzrósł. Podobnie było w roku 2010, gdy ropa z wież wiertnicznych BP rozlała się po Zatoce Meksykańskiej. Koszt usuwania skutków wycieku był tak olbrzymi, że jego wartość przekroczyła straty.

PKB nie ma wahadła wychylającego się na stronę: minus. Ze swej natury to miara bardzo optymistyczna, która nie uwzględnia takich kosztów jak choćby zanieczyszczenie środowiska. Opiera się na założeniu, że cała działalność gospodarcza jest czymś pozytywnym. A zatem, kiedy wydajemy pieniądze by posprzątać Alaskę, PKB rośnie. Gdy wydajemy pieniądze by chronić się przed rosnącą przestępczością, PKB rośnie. Budujemy mury i więzienia, zwiększamy wydatki na policję i wydajemy więcej na ubezpieczenie, PKB rośnie. Gdy pojawiają się huragany, trzęsienia ziemi, pożary, wypadki samochodowe, wydajemy pieniądze, a zatem … tak zgadliście … PKB rośnie.

No ale jak już rośnie to żyje się nam lepiej? Prawda?

Tak, tak bywa, ale bywa też, że większość efektów wzrostu gospodarczego trafia do kilku osób, tworzących grupę najbogatszych. Reszta musi się nakarmić optymizmem wskaźników gospodarczych. W wielu krajach obserwujemy, że już od dawna, zdecydowana większość społeczeństwa w żaden sposób nie korzysta ze wzrostu gospodarczego, a nierówności dochodowe ciągle rosną. Dane amerykańskie pokazują, że od lat 70 realne wynagrodzenie wielu grup pracowników nie tylko nie wzrosło, ale wręcz zmalało, a tymczasem członkowie zarządów zarabiają dzisiaj ponad 350 krotność średniego wynagrodzenia pracownika w kierowanych przez nich firmach.

Stany Zjednoczone to dobry przykład tego, jakmylące może być wyciąganie wniosku na temat życia obywateli kraju na podstawie wielkości PKB. Amerykanie mają najwyższy PKB na świecie. Olbrzymia gospodarka stawia ten kraj na uprzywilejowanej pozycji zarówno jeżeli chodzi o potencjał rozwojowy, jak i radzenie sobie z problemami. A jednak w momencie gdy to piszę, liczba Amerykanów, którzy umarli z powodu COVID sięga niemal 800 tysięcy. Dla porównania: w Wietnamie, umarło mniej niż 24 tysiące osób. Nawet gdy uwzględnimy różnice w liczbie ludności obu krajów, okaże się, że na jednego umierającego Wietnamczyka przypada dziesięciu Amerykanów. Tymczasem poziom amerykańskiego PKB w przeliczeniu na mieszkańca jest dwudziestopięciokrotnie wyższy niż wietnamski. Skoro rozwój gospodarczy kraju ma przyczyniać się do jakości życia jego mieszkańców to najwyraźniej coś poszło nie tak.

PKB uwzględnia produkowane przez nas samochody i paliwo, w które w nie wlewamy, ale nie bierze pod uwagę emisji spalin i wytwarzanego hałasu. Do statystyk PKB najpierw włączamy przesłodzone napoje i niezdrowe jedzenie, po to by potem dodać pieniądze wydawane na leczenie próchnicy i nadwagi. Podwójna korzyść. Do PKB wliczamy hotele budowane na plażach, ale nie pomniejszamy go o wartość zdewastowanego krajobrazu etc.

A przy tym produkt krajowy nie bierze pod uwagę pracy wolontariuszy, pomocy sąsiedzkiej, opieki sprawowanej przez rodziców nad dziećmi, i przez dzieci nad chorymi rodzicami. PKB gardzi odpoczynkiem. Nie uwzględnia wartości pracy wykonywanej nieodpłatnie w domu. Sprzątanie, gotowanie, opieka nad dziećmi, prasowanie, - wszystko to trafia do statystyk, dopiero, gdy ktoś za to oficjalnie zapłacił. Typowy żart ekonomistów mówi o tym, że jeżeli mężczyzna poślubi swoją sprzątaczkę, a kobieta swojego mechanika, to PKB kraju spadnie. Coś co wcześniej było wykonywane odpłatnie na linii klient- wykonawca, teraz jest świadczone nieodpłatnie między mężem i żoną. A zatem bądźcie odpowiedzialni i pamiętajcie, że niektórych związków zawierać nie wypada.

Stare porzekadło naukowców mówi; liczy się to, co się liczy. A my liczymy wzrost gospodarczy naiwnie przy tym zakładając, że w ten sposób dowiadujemy się, co dzieje się w życiu ludzi. Nie jestem z tych, którzy całkowicie odrzucają pomysł mierzenia produktu krajowego, albo wręcz odrzucenia jego idei jako błędnej. Jednak, stało się dla mnie oczywiste, że PKB to za mało. Jego poziom niewiele mówi nam o tym, jak ludzie rzeczywiście żyją. Wzrost gospodarczy nie może być celem samym w sobie. Ustawiając go na szczycie listy priorytetów zgadzamy się poświęcić: środowisko, prawa człowieka, równość szans, dostępność usług publicznych, opiekę.

Pisząc ten tekst i udostępniając go darmowo okazuję się być ‘niebieskim ptakiem’ – nie przyczyniam się do wzrostu gospodarczego, nie buduję potęgi ekonomicznej mojego kraju, jestem nieproduktywny. To stawia mnie obok nieproduktywnych statystycznie wolontariuszy, ludzi opiekujących się bliskimi, osób gotujących posiłki w domu, i, jakkolwiek to zabrzmi, obok niezniszczonych krajobrazów, ciszy w lesie, czystej wody. Dobrze mi w tym towarzystwie.