Dlaczego zdobycie srebra może być gorsze niż zdobycie brązu?
Rywalizacja sportowa to laboratorium do testowania sprawności, szybkości, siły i wytrzymałości ludzkiego organizmu. W tym laboratorium przeprowadza się jeszcze inne rodzaje testów, i nie, nie chodzi w tym tekście o niedozwolony doping.
Każdy z nas jest w pewnej mierze naukowcem. Codziennie, wielokrotnie i bezwiednie odczytujemy znaczenie grymasów, reagujemy na skrzywienia, stawiamy hipotezy i wyciągamy wnioski na temat sensu określonej konfiguracji mięśni. Nie dajemy się łatwo oszukać. Bez użycia świadomości umiemy odróżnić prawdziwy uśmiech od tego udawanego. Badamy. Zdarza się jednak, że wyciągamy wnioski, w które nam samym trudno uwierzyć. Ktoś uśmiecha się, gdy naszym zdaniem powinien być smutny; ktoś się krzywi, choć przecież sałatka warzywna teściowej jest fantastyczna. Nasze oparte na intuicji oczekiwania zawodzą. Nierzadko to samo doświadczenie towarzyszy pracy naukowców.
Nieintuicyjnym jest oczekiwanie, że zajęcie drugiego miejsca na mecie, daje mniej radości niż bycie trzecim.
Wyniki badań bywają nieintuicyjne.
Tuż po olimpiadzie w Barcelonie, zespół psychologów kierowany przez Victorię Medvec analizował mimikę sportowców stojących na podium. Mina każdego medalisty oceniana była na skali od 1 – „agonia”, do 10 – „ekstaza”. Oceniający przyglądali się zdjęciom wykonanym tuż po ogłoszeniu wyników; wtedy średnia dla srebrnych medalistów wyniosła 4,8 a dla brązowych 7,1; ponad 2 punkty więcej. Badano też zdjęcia zrobione podczas ceremonii wręczenia medali. Okazało się, że euforia towarzysząca zdobyciu brązowego medalu zmalała do 5,7 ale i tak była wyższa od zbliżającego się do agonii samopoczucia zdobywców srebrnych krążków (4,3).
Od czasu igrzysk w Barcelonie paradoks srebrnych medalistów był badany wielokrotnie, a jego kwintesencją stała się wykrzywiona twarz McKayli Maroney, amerykańskiej gimnastyczki, która popełniając błąd podczas zawodów olimpijskich zajęła drugie miejsce.
Badane przez współczesnych nam naukowców zjawisko nie jest niczym nowym. W XIX wieku pisał o nim amerykański filozof i psycholog William James:
„Mamy więc paradoks człowieka zawstydzonego na śmierć, ponieważ jest drugim bokserem lub drugim wioślarzem na świecie. Nie ma znaczenia to, że był w stanie pokonać całą populację świata minus jeden, stanął do walki by pokonać tego jednego, i tak długo, jak tego nie dokona, nic innego się nie liczy”. (tłum. z oryginału PM)
James nie przez przypadek jest nazywany jednym z ojców współczesnej psychologii. Uwypuklając niezadowolenie z bycia drugim, wskazał, na coś, co jest dziś fundamentalną zasadą w wielu naukach społecznych: obiektywne osiągnięcia liczą się mniej, niż to, jak się je interpretuje. Dla kogoś, kto był nastawiony na zwycięstwo, bycie jednym z najlepszych na świecie, nic nie znaczy.
Bycie drugim na podium, to bardziej bycie za kimś, niż bycie przed innymi.
Nauka dostarcza nam trzy różne wytłumaczenia tego paradoksu.
Po pierwsze; psychologowie społeczni zauważyli, że ocena tego co nam się przytrafia, w dużej mierze zależy od wyniku porównań z innymi. Gdy będąc uczniem dostanę mierny, to mogę to uznać za słaby wynik, ale jeżeli z tego samego sprawdzianu, wszyscy w klasie dostali niedostateczny, hmmm… czy w takim przypadku mierny nadal jest mierny?
Po drugie, ocena wyniku zależy od tego, czego tak naprawdę się spodziewaliśmy. Cieszę się uzyskując więcej niż to, czego oczekiwałem. Ktoś kto oczekiwał dziesięcioprocentowej podwyżki a dostał dwunastoprocentową, ucieszy się bardziej niż ktoś, kto spodziewał się piętnastoprocentowej. Radość jest tym większa im bardziej na plus jest różnica pomiędzy tym co oczekiwane a tym, co osiągnięte. I odwrotnie: im różnica bardziej na minus tym więcej smutku i złości. Widać to wyraźnie na uśmiechniętych twarzach underdogów, słabeuszy osiągających sukces; oraz wykrzywionych w smutnym grymasie facjatach murowanych faworytów, którzy odpadają już w eliminacjach.
Po trzecie; bycie srebrnym medalistą może przynosić mniej satysfakcji niż bycie medalistą brązowym z powodu tzw. myślenia kontrfaktycznego. Jego fenomen zawiera się w porównywaniu tego co doświadczamy z tym, co mogłoby się wydarzyć.
Sportowiec stojący na drugim stopniu podium pomyśli: gdybym tylko był nieco szybszy, troszkę silniejszy, gdybym wtedy nie zwolnił, teraz byłbym mistrzem. Zdobywając srebro szykujcie się na myśli w rodzaju: „jestem pierwszy spośród wszystkich przegranych, przegrany numer jeden, nikt kto przegrał nie był przede mną”.
Srebro wydaje się być liche, gdy złoto było w zasięgu. To tłumaczy dlaczego, po zdobyciu srebra polska zapaśniczka Roksana Zasina mówiła:
nie jestem zła, tylko rozczarowana;
a podczas ceremonii wręczenia medali na olimpiadzie w Tokio, brytyjski pięściarz, Ben Whittaker, zamiast założyć srebrny medal na szyję, schował go do kieszeni.
Im bliżej ktoś był zwycięstwa tym łatwiej myśleć, co by było gdyby, i trudniej cieszyć się z bycia drugim.
Dlatego, na przykład możemy z całą pewnością stwierdzić, że problemu z myśleniem kontrfaktycznym nie miał słynny szwajcarski skoczek Simon Ammann. W czasach gdy Adam Małysz seryjnie wygrywał wszystkie zawody, na jednej z konferencji Ammann, który zajął drugie miejsce, stwierdził, że to bardzo miłe uczucie być zwycięzcą. Gdy dziennikarze zwrócili mu uwagę, że przecież był drugi a nie pierwszy, Amman ze spokojem odparł: Małysz się nie liczy, jest Małysz i skoczkowie, a ja wygrałem ze wszystkimi skoczkami, więc jestem pierwszy.
Koncepcja myślenia kontrfaktycznego przydaje się też, gdy chcemy wytłumaczyć zadowolenie brązowych medalistów. Ktoś stojący na trzecim stopniu podium również może myśleć co by było gdyby, tyle, że alternatywą dla niego nie jest miejsce wyżej a miejsce niżej. Gdybym był trochę wolniejszy nie miałbym żadnego medalu. Gdybym popełniła błąd byłabym czwarta.
Victoria Medvec, która jako pierwsza badała ten problem, powiedziała w jednym z wywiadów, że wraz z upływem czasu rozczarowanie srebrnych medalistów maleje, ale często nigdy nie mija. Opisała jednego ze sportowców:
„Dziś ma 91 lat, ale wciąż żywo pamięta myśli które miał gdy nie zdobył złota”.
Tak sobie myślę, że mi to nie grozi. To dobra strona bycia walczącym o przetrwanie, a nie o medale.