Bogaty? Ja? Nie!

Bycie bogatym jest przede wszystkim w naszych głowach. Pieniądze na koncie tego nie zmienią.

Bogaty? Ja? Nie!

Skorzystam z braku bezpośredniego kontaktu, i zadam Ci niewygodne pytanie, którego dżentelmenom zadawać nie wypada:

Czy jesteś osobą bogatą?

Poczekaj! Nie odpowiadaj! Spróbuję zgadnąć.

Odpowiesz coś w rodzaju: „Nie. Może i (czasami) starcza mi do pierwszego ale bogaty to na pewno nie jestem. Inni są bogaci, ale ja nie.”

Zgadłem?

Będę z Tobą szczery.

Ja wcale nie zgadywałem. Spodziewałem się takiej odpowiedzi.

W roku 2019 CBOS przeprowadziło badania na temat postrzegania bogactwa. Zapytani o to, ile jest w Polsce bogatych osób, badani najczęściej odpowiadali, że bogaty jest co dziesiąty Polak. Najciekawsze jednak jest to, że nikt, dosłownie: NIKT z badanych osób, nie uznał siebie za osobę bogatą. Owszem znamy bogatych, połowa ma wśród rodziny lub znajomych jedną lub kilka takich osób, ale my sami bogaci nie jesteśmy.

Rozpowszechnione przekonanie, że nie jesteśmy bogaci, nie jest polskim wynalazkiem, wyrazem kompleksów czy ukrytej obawy o budzenie zawiści u innych. Badania przeprowadzone w USA wskazują, że tylko 1% Amerykanów uważa się za bogatych. Nawet ci zarabiający ponad 100 tysięcy dolarów rocznie (dwukrotnie więcej niż wynosi średnia) widzą się raczej w klasie średniej niż wśród bogatych.

Z reguły umieszczamy się w środku. (Strasznie tam tłoczno.) Biednymi zwykle nie jesteśmy, a bogatymi są po prostu ci, którzy mają więcej od nas. Powodów dlaczego tak myślimy może być wiele ale dzisiaj zajmę się trzema: porównania z innymi, próba społeczna i poziom niezaspokojonych potrzeb.

Porównania z innymi  to mentalna pułapka.

Wpadając w nią natrafiamy na bardzo praktyczny problem na drodze do bycia bogatymi tj. co roku publikowane listy najbogatszych ludzi na świecie. Uśmiechający się klawiaturą białych zębów najbogatsi biznesmeni, sportowcy i artyści, do spółki z najwyżej wynagradzanymi menedżerami przypominają nam jak bardzo zostaliśmy w tyle. Zawsze się znajdzie ktoś, kto przypomni nam, że do naprawdę bogatych ludzi to nam daleko.

Problemem w tym ujęciu jest to, że nie ma czegoś takiego jak w pełni obiektywna miara bogactwa. Mówisz, że nie jesteś bogaty, ale czy wiesz, że nawet zarabiając minimalny dochód masz więcej niż zdecydowana większość naszych przodków, którzy żyli do połowy 20 wieku? Czy zdajesz sobie sprawę, że w dowolnym dyskoncie możesz kupić wino, którego jakość przewyższa trunki wypijane przez Ludwika XIV? Porównania mają to do siebie, że niemal zawsze znajdziesz kogoś, kto ma więcej. Amerykanie zarabiający mniej niż 30 tysięcy za bogatych uznają osoby zarabiające 100 tysięcy. Ci, którzy zarabiali 100 tysięcy uważali, że ludzie bogaci zarabiają 500 tysięcy. A co mówią milionerzy z Doliny Krzemowej? „Dziś dwa miliony dolarów to nie to samo co kiedyś. Żeby być bogatym trzeba zarabiać sześć.”

Bogactwo jest w naszych głowach. To dobra wiadomość. Widać to w badaniach Modern Wealth Survey. Zdaniem Amerykanów aby być bogatym w 2021 roku konieczne było zgromadzenie majątku wartego 1.9 miliona dolarów, rok wcześniej to samo badanie mówiło o sumie 2.6 miliona: 700 tysięcy w dół w ciągu roku!. Amerykanie nie zubożeli aż tak bardzo. To pandemia, na chwilę, jak sądzę, przeniosła akcenty i granice.

Drugim powodem nieuznawania się za bogatego jest psychologiczny mechanizm społecznej próbki.

Dobrze opisuje to znalezione w Internecie hasło: Nie jestem bogaty. Jestem Szwajcarem. Szwajcarzy to jeden z najbogatszych narodów na świecie, ale będąc Szwajcarem w Szwajcarii niekoniecznie tak się czują. To dlatego, że jednym z powodów, dla których nie postrzegamy siebie jako bogatych, jest to,  że otaczamy się ludźmi podobnymi do nas. Kiedy naukowcy starają się dowiedzieć czegoś o polskim społeczeństwie wybierają grupę ludzi do badania, tak by jak najbardziej swą strukturą przypominała wszystkich Polaków. Takie jest właśnie znaczenie standardowego zwrotu: badanie przeprowadzone na grupie reprezentatywnej. Badając taką grupę wyciągamy wnioski na temat wszystkich. Na co dzień nie zachowujemy się, jak naukowcy. Każdy z nas spotyka i poznaje relatywnie niewielu, a w dodatku podobnych do nas samych (pod względem miejsca zamieszkania, wykształcenia i dochodu) ludzi. Często jesteśmy fizycznie i mentalnie odcięci od tych, którzy są do nas niepodobni, łatwo więc nabrać przekonania, że wszyscy żyją podobnie, jak my. Kiedy jadę do Indii, Kambodży czy Laosu i staję oko w oko z prawdziwą biedą, taką nieudawaną, rzeczywistą, jak z niewygładzonych baśni braci Grimm, to czuję się wręcz zawstydzony swoim bogactwem. Na co dzień jednak spotykam moich sąsiadów, przyjaciół, znajomych z pracy. Większość zarabia tyle samo co ja, posiada podobne rzeczy, wydaje mniej więcej tyle samo. Nawet jeżeli w oczach innych jestem bogaty, to istnieje duża szansa, że wielu z tych, którzy mnie otaczają jest równie bogatych. Nabieram więc przekonania, że tak jak ja żyje wielu; że to normalne.

Trzeci powód dla niepostrzegania siebie jako osoby bogatej to nasze niezaspokojone potrzeby i pragnienia.

Słowem „zamożny” zwykle opisujemy człowieka którego portfel jest tak gruby, że gdy siedzi mając go w tylnej kieszeni spodni, to może nabawić się urazu kręgosłupa. Krezus unosi się ponad perspektywą od pierwszego do pierwszego, na regularnie zasilanym koncie ma sumę wyrażoną dużą liczbą przed przecinkiem. Zamożny żyje w komforcie braku trosk materialnych. Golarki jednorazowe używa raz i wyrzuca tubkę, nawet wtedy, gdy na jej dnie było jeszcze trochę pasty. W oczy nie zagląda mu głód, a do domu nie puka komornik. Człowiek majętny ma zachcianki, kaprysy, życzenia, które w większości może zaspokoić bez brania chwilówki. I to jest właśnie ten warunek, którego większość z nas nie spełnia. Chciałbym ale nie mogę. Nie stać mnie. Nie mogę więcej podróżować, kupić sportowego roweru czy zestawu teleobiektywów. A skoro nie mogę to znaczy, że nie jestem bogaty. Proste.

W połowie XX wieku w książce The Affluent Society John Kenneth Galbraith przestrzegał przed opieraniem gospodarki na hedonistycznej konsumpcji i zwracał uwagę, że potrzeby ludzi, nasze pragnienia i dążenia, są tworzone przez proces ich zaspokajania. Duża część tego, co dzisiaj robimy jako społeczeństwo w pierwszej kolejności nie służy zaspokajaniu rzeczywistych potrzeb, ale tworzeniu pragnień. Bogacenie się powinno zmniejszać różnice pomiędzy tym, co chcemy i potrzebujemy, a tym co mamy. To się nie uda. Gonimy króliczka. O ile potrzeby są zwykle zaspokojone, o tyle pragnienia nie mają górnego pułapu. Gdy wyobrazimy sobie człowieka, dla którego torba na zakupy to metafora wielkości potrzeb, to współczesna gospodarka opiera się na dążeniu do zwiększenia wielkości torby. Zapełnienie torby, nawet tej niebieskiej z IKEI, nie wystarcza.

A wiecie na czym polega największy paradoks? Przez większość swej historii ludzie byli bogaci. Wielu antropologów podkreśla, że żyjąc w plemionach łowiecko-zbierackich byliśmy zamożnymi ludźmi. Zamożnymi jednak nie dlatego, że posiadaliśmy wiele rzeczy, ale dlatego że potrzeby i pragnienia mogliśmy zaspokajać w relatywnie łatwy sposób. Dodajmy jeszcze, że nie porównywaliśmy się z innymi, którzy mieli więcej, bo inni mieli tyle samo, no i żyliśmy w swojej bańce, która de facto była całym społeczeństwem.

Pewnie Cię nie przekonałem.

Pewnie myślisz: Ja? Bogaty? To bzdura.

Tak wiem. Jasne. Nic na siłę.

Mam jednak pytanie:

A kto, jak nie Ty, każdego roku wyrusza w całoroczną podróż dookoła słońca?