Aspiracje; fundamenty szczęścia na grząskim gruncie
Kiedy już nasz źle zachowujący się trzylatek usłyszy: „no z takim podejściem kawalerze, na Harvard to ty się nie dostaniesz”, wie, że w życiu trzeba sobie stawiać cele. Tylko jakie?
W popularnej grze Sims gracze mogą starać się osiągnąć coś, co jest trudne i czasochłonne. Osiągnięcie celów, oddziałujących na całe życie postaci, wymaga godzin pracy. Jest jednak wyjście. Niektóre strony internetowe usłużnie dostarczają sposobu na uniknięcie harówki. Można tam znaleźć kody, które od razu pozwalają osiągnąć to, co pożądane. Dzięki nim szybciej docieramy tam, gdzie chcemy, albo po prostu odblokowujemy pożądaną cechę. Ale, czy gdyby żyły naprawdę, to postacie w Simsach, z szybko i łatwo zdobytymi zdolnościami, byłyby szczęśliwe?
To, jakie mam aspiracje; marzenia, oczekiwania, ambicje jest podstawowym elementem mojego obrazu samego siebie. Mówiąc ogólnie, większość zdrowych na umyśle ludzi, chce odrobinę więcej niż to, co jak sądzą, są w stanie osiągnąć. Schlebiamy samemu sobie? Tak, odrobinę, ale psychologowie oceniają to pozytywnie, jako oznakę akceptacji i pewności siebie. Wyższe aspiracje prowadzą do lepszych rezultatów. Ustawianie celów odrobinę wyżej ponad to, co, jak nam się wydaje, jest rozsądne, motywuje do wysiłku. Jednak stawiając sobie zbyt wysokie cele zwiększamy niebezpieczeństwo porażki.
Jak to było w piosence napisanej przez Piotra Bukartyka z czwartku na piątek:
Czasem się leci ładnie czasem się na dupę spadnie
O trzymaj się chłopaku trzymaj się
(…)
Już taka dola od przedszkola
Lepiej nie tłumaczy nic jej
Jak to że no niestety trzeba mieć ambicję
W sytuacji, gdy jeden sukces nadeptuje na piętę innemu sukcesowi, aspiracje rosną. Z kolei powtarzające się niepowodzenia sprawiają, że nasze cele szorują kilem po dnie. Zarówno bardzo wysokie jak i bardzo niskie aspiracje gwarantują uniknięcie rozczarowania z powodu porażki. Albo osiągamy, coś co jest mało wymagające; w ramach wspinaczki górskiej bez tlenu i poręczowania, zdobywamy najwyższy szczyt Wielkopolski (dla niewtajemniczonych to Kobyla Góra 284 m. n.p.m.); albo opisujemy cel w wartościach nieosiągalnych dla człowieka; wjazd rowerem na McKinley; nie zrobiłem tego, ale tobie też by się nie udało. W obu przypadkach nasze ego pozostaje bezpieczne.
Zdrowym jest oczekiwać od siebie czegoś, co jest dla nas trudne, stanowi wyzwanie, ale niesie za sobą szansę na powodzenie. Ta sama zasada ma zastosowanie wobec dzieci. Na wielu forach można znaleźć wątki rozpoczynające się od pytania w rodzaju: „czy moje dziecko za wolno się rozwija?”. Roczna pociecha nie pokazuje, gdzie ma nosek i uszko, nie wkłada kółeczka na piramidkę, a zamiast tego ochoczo sieje zamęt w klockach i zwątpienie w umysłach rodziców. Półtoraroczny szkrab mówi wiele słów i wszystko rozumie, ale, jak pisze jego matka: „gdy czyta się o jego rówieśnikach, to ma się wrażenie, że to dziecko jest takie trochę jak niemowlę, a nie półtoraroczny chłopaczek”. Wielu rodziców popada w trwożną zadumę, gdy ich dziecko nie wpisuje się w przewidziane w podręcznikach gradienty wzrostu.
W uproszczonych modelach człowiek po prostu ma swoje aspiracje, i robi coś by się zbliżyć do ich osiągnięcia. Tyle, że nie rodzimy się z chęcią zarabiania dużych pieniędzy, mieszkania w domu z basenem, przebiegnięcia maratonu w czasie poniżej 3 godzin, ani z pragnieniem bycia menadżerem. W tym miejscu ujawnia się relatywizm i wpływ społeczny. To co mamy, to co osiągamy, to co robimy, odnosimy do tego co mają, osiągają, robią inni. Nieosiągnięcie tego co inni, podobni do nas, traktujemy, jako porażkę. W pewnym eksperymencie jego uczestnicy w grupach rozwiązywali proste zadania arytmetyczne. Następnie publicznie ogłaszano, ile czasu, średnio, w każdej grupie zabierało znalezienie rozwiązania. Po tej informacji, uczestnicy zapisywali, jaki czas spodziewają się uzyskać w następnym teście. Ten czas to nic innego jak właśnie poziom aspiracji. Okazało się, że osoby, które robiły zadanie szybciej niż wyniosła średnia w grupie, spodziewały się, że następny test wykonają wolniej. Z kolei uczestnicy, którzy byli wolniejsi niż średnia w grupie, spodziewali się wypaść lepiej.
Nasze, kształtowane społecznie, aspiracje działają zarówno inspirująco, jak i frustrująco. Na pewno znacie to uczucie, kiedy słuchając, że ktoś taki jak my, syn koleżanki naszej mamy, spełnia nasze marzenia, czujecie jak rośnie i rozpycha się wiara w to, że można. Nie bylibyście jednak ludźmi, gdyby nie było też inaczej, gdyby dokonania innych, nie sprawiały, przynajmniej czasami, że chcemy i tęsknimy za czymś, czego nie jesteśmy w stanie osiągnąć.
Gdy przyglądamy się aspiracjom z perspektywy szczęścia możemy dostrzec kilka rzeczy.
Po pierwsze zauważamy, że następuje proces adaptacji aspiracji. Z jednej strony przyzwyczajamy się do tego co powtarzalne; wraz z upływem czasu nic nie zapewni nam takiej radości, jak na początku (Uprzedzając pytania: tak, hamaczka i drinków z palemką to też dotyczy). Z drugiej strony nasze aspiracje zależą od tego, co osiągają inni. Badanie przeprowadzone w Szwajcarii wykazało, że im większy dochód średni w społeczności lokalnej, tym większe aspiracje dochodowe ludzi tam mieszkających.
Dla szczęścia człowieka ważny jest też rodzaj aspiracji. Wszystko jest dobrze, jeżeli to co chcę osiągnąć, wypływa ze mnie i jest celem samym w sobie. Innymi słowy; czytam książki by więcej wiedzieć, a nie po to by zarabiać na tym pieniądze. Jeżdżę na rowerze i staram się być lepszy, tak po prostu. Aspiracje wewnętrzne mówią nam o tym, kim jesteśmy i kim chcemy być. Osiąganie mistrzostwa i wyrażanie samego siebie, nawiązywanie przyjaźni, budowanie relacji, odkrywanie tego co nas interesuje - to jest to, do czego powinniśmy dążyć, by czuć satysfakcję z naszego życia.
Tym, co podkopuje nasze szczęście są aspiracje zewnętrzne: władza, bogactwo, atrakcyjność fizyczna, czy sława. Zanim pokiwacie głową przepełnioną dezaprobatą dla popularnego ględzenia, pozwólcie mi na zrobienie jednej uwagi: nie ma nic złego w byciu bogatym, sprawowaniu władzy, w dobrym wyglądzie i sławie. Gorzej, gdy te rzeczy są celami samymi w sobie. Badania pokazują, że posiadanie zbyt silnych aspiracji zewnętrznych negatywnie oddziałuje na zdrowie psychiczne. Paradoksem jest również, że nawet osiąganie tego co zamierzone, ale nie nasze, nie czyniło ludzi szczęśliwszymi.
Nasze aspiracje są plastyczne; tworzą się i zmieniają, ale w dużej mierze, formują się, gdy jesteśmy dziećmi. W tym kontekście warto wspomnieć: badania sugerują, że kontrolujące rodzicielstwo wiąże się z rozwojem silnych aspiracji zewnętrznych. Z kolei wspieranie autonomii dziecka, wzmacnia aspiracje wewnętrzne. Oczywiście, to tylko badania, naukowe bajdurzenie, którego nie musicie brać pod uwagę, szczególnie, gdy waszym celem, jako rodziców nie jest szczęście waszego dziecka.