Zacznij od szczęścia – co nauka mówi o radosnych dzieciach

Rodzice marzą, by ich dzieci były szczęśliwe, ale często mylą kolejność: wierzą, że to sukces zapewni radość. Tymczasem najnowsze badania pokazują coś odwrotnego – to szczęście w dzieciństwie jest paliwem dla przyszłych osiągnięć, a jego korzenie sięgają już okresu niemowlęcego.

Zacznij od szczęścia – co nauka mówi o radosnych dzieciach

Pewnie. Zapytani, czego chcą dla swoich dzieci, rodzice zwykle mówią coś o szczęściu.

„Chciałbym, by moje dziecko było szczęśliwe”,
„Nie zależy mi, żeby był lekarzem czy prawnikiem, chcę, żeby czuł się spełniony”,

albo:

"Wszystko, co robię, robię dla szczęścia moich dzieci”.

Nie będę się pastwił i pytał, co ty, matko, ojcze, rozumiesz pod terminem „szczęśliwe dziecko”?

Nie będę też pisał o tym, że wielu z nas ukrywa swoje motywy za zasadą:

szczęśliwe dziecko to dowód na to, że jestem dobrym rodzicem, a to z kolei pozwala mi samemu poczuć się lepiej.

Czasami nieświadomie stosujemy subtelną, przyozdobioną empatią, zasłonę dla egoistycznych pobudek.

W końcu nie będę pisał o tym, że wielu rodziców chce, by dziecko było szczęśliwe, ale sami mu to szczęście definiują.

Chcę, żebyś był szczęśliwy, ale tak, jak ja uważam, że powinieneś to robić”.

A zatem: żeby być szczęśliwym, musisz mieć stałą pracę, być po ślubie, mieć dzieci, psa, samochód i termomix. No i oczywiście jeść brokuły.

Wśród wielu problemów, które z nami, dorosłymi, mają dzieci, jest jeszcze jeden. To drabina. Dorośli wierzą, że na jej szczycie w końcu osiągamy to, co nazywa się szczęściem. Trzeba się wspiąć, by w końcu je dosięgnąć. Spojrzeć z góry. Coś osiągnąć. Być kimś. Wtedy będziemy szczęśliwi. To twierdzenie jest tak oczywiste, że nie wymaga tłumaczenia –truizm z dużą domieszką aksjomatu.

Tymczasem coraz częściej natrafiam na wyniki badań, które świadczą o czymś odwrotnym. Sukces może i daje szczęście, ale to działa też w drugą stronę: szczęście daje sukces. Szczęście jest pierwsze, wyprzedza osiągnięcia. W tym układzie szczęście to przyczyna, a dobra praca, pieniądze, udany związek itp. stanowią skutek. I, co najważniejsze w przypadku tego tekstu, obserwujemy to już u dzieci. Niektórzy naukowcy twierdzą, że radość obserwowana w okresie niemowlęcym daje nam podstawy do wnioskowania na temat IQ dziecka oraz jego szans na sukces edukacyjny w przyszłości.

W trwającym 29 lat badaniu naukowcy śledzili losy 130 osób – od niemowlęctwa aż po dorosłość. Sprawdzali, czy emocje okazywane we wczesnym dzieciństwie wpływają na rozwój intelektualny i osiągnięcia edukacyjne wiele lat później.

Wyniki są fascynujące: pozytywne emocje w wieku około 1,5 roku dawały wyższy poziom IQ w wieku 6–8 lat oraz wyższy poziom wykształcenia w wieku 29 lat. Co ważne, efekt utrzymywał się nawet po uwzględnieniu inteligencji niemowlęcia i statusu materialnego rodziny. Wpływ negatywnych emocji – takich jak często odczuwane smutek lub rozdrażnienie – nie dawał podstaw do snucia przewidywań na temat przyszłości.

Co z tego wynika dla rodziców i nauczycieli? Badanie pokazuje, że pierwsze doświadczenia emocjonalne dziecka mają znaczenie większe, niż sądzimy. Radosne, bezpieczne niemowlę nie tylko częściej się uśmiecha – ono prawdopodobnie rozwija mózg w sposób, który ułatwia naukę, zdobywanie wiedzy i późniejsze sukcesy edukacyjne.

Może więc, zamiast obsesyjnie gonić za wczesną nauką literek czy dodatkowymi zajęciami, warto położyć większy nacisk na codzienną radość, bliskość i ciepło. Szczęście nie jest jedynie nagrodą za sukces – często to paliwo, które pozwala do niego w ogóle dotrzeć.

Pozwólcie, że przyjrzę się nieco więcej temu, co mnie zawsze zastanawia: jak działa ten mechanizm? Dlaczego szczęście sprawia, że dzieci rozwijają się lepiej, a dorośli osiągają więcej?

W przypadku dorosłych można to łatwo wytłumaczyć. Mamy bowiem wiele badań opisujących, dlaczego szczęśliwi osiągają więcej. Istnieją dwa główne powody. Pierwszy to postawa typu „Chce mi się bardziej, gdy jestem szczęśliwy - chętniej robię coś dla innych, silniej angażuję się w pracę, jestem bardziej wytrwały w dążeniu do celów.

Powód drugi: „Lubię cię, ty lubisz mnie, a ja lubię też siebie”.

Bycie szczęśliwym nie tylko wpływa na to, że sami siebie postrzegamy lepiej, ale też lepiej oceniają nas inni. To miłe, prawda? Dzięki temu łatwiej nawiązujemy relacje, lepiej pracujemy w grupie i – co nie bez znaczenia – bardziej wierzymy w siebie.

Tyle o dorosłych. A dzieci? Dlaczego szczęśliwe dzieci z czasem budują przewagę nad innymi? Tak naprawdę powody są te same.

Psychologowie obserwują, jak często (a nie jak intensywnie) dzieci przeżywają pozytywne i negatywne emocje. Radość, miłość czy ciekawość poszerzają ich możliwości – zwiększają kreatywność, ułatwiają rozwiązywanie problemów i zachęcają do współpracy. Im więcej takich chwil w życiu dziecka, tym chętniej bawi się, uczy i poznaje świat. Z kolei smutek czy złość odciągają uwagę od nauki, bo maluch skupia się na pozbyciu się nieprzyjemnych uczuć.

Pójdźmy dalej: dzieci, które jako niemowlęta były częściej radosne, nie tylko częściej odnoszą sukcesy w dorosłości – pozostają też szczęśliwsze jako dorośli. Nie decyduje o tym ani zamożność rodziny, ani wysoki iloraz inteligencji. Badania pokazują, że to nie majątek czy wrodzone zdolności kształtują szczęście, lecz codzienne doświadczenia emocjonalne. Ważne jest też, jak często, a nie jak mocno, dziecko przeżywa pozytywne emocje. Rodzice nie muszą więc organizować „najlepszych urodzin w historii” czy kosztownych atrakcji – dużo ważniejsze są małe, powtarzające się momenty radości, takie jak wspólna zabawa, ciepła rozmowa czy małe akty życzliwości. To właśnie te drobne doświadczenia, powtarzane każdego dnia, tworzą grunt pod naukę, relacje i przyszłe osiągnięcia.

Naukowcy wciąż badają, dlaczego jedne dzieci są szczęśliwsze od innych i jak można wspierać ten stan. Wiadomo już, że kluczową rolę odgrywają relacje z opiekunami i nauczycielami oraz możliwość uczenia się nowych umiejętności.

W świetle tych badań radość dziecka przestaje być jedynie „miłym dodatkiem”. To strategia inwestowania w rozwój. Polityka edukacyjna czy decyzje w szkołach powinny brać to pod uwagę – zamiast ciąć zajęcia artystyczne, muzyczne czy sportowe, które wzmacniają pozytywne emocje, warto je pielęgnować.

Bo śmiech dziecka to nie tylko uroczy dźwięk. To pierwszy krok do mądrzejszej, bardziej spełnionej dorosłości.