Niebieskie strefy, oazy długowieczności

A może by tak pożyć dłużej?

Niebieskie strefy, oazy długowieczności
Photo by Tim Mossholder on Unsplash

Z przeprowadzonego w Danii badania bliźniaków wynika, że to jak długo żyjemy tylko w około 25  procentach zależy od genów a pozostałe 75 od stylu życia i środowiska. Aby lepiej zrozumieć rolę stylu życia demografowie postanowili odwrócić inżynierię długowieczności. W tym celu przejrzeli dane ze spisów powszechnych w różnych krajach i wyróżnili pięć regionów na świecie, w których, zgodnie z odczytami przy zastosowaniu różnych metod pomiarowych, ludzie żyją najdłużej. Wśród pięciu wybranych regionów znalazły się: grecka wyspa Ikaria, przy brzegach której, Ikar runął do morza; Loma Lida, w Kalifornii; przylądek Nicoya w Kostaryce; Wyspa Okinawa w Japonii i Sardynia we Włoszech. Wszystkie one należą dzisiaj do tzw. niebieskich stref, oaz długowieczności.

Zdjęcia i teksty, które znajdziemy w necie robią wrażenie. Stulatkowie i niemal stulatkowie, którzy pływają w morzu, uprawiają surfing, podnoszą ciężary, pracują, albo udzielają się, jako wolontariusze. Podziwiam. Naprawdę. Za każdym razem, kiedy budzę się rano i żyję, wiem, bo czuję w stawach, niezmiennie zachwycam się ludźmi, którzy są znacznie ode mnie starsi, a robią niezwykłe rzeczy. Jednak, gdy jakaś idea jest szyta pod media, prosta i popularna, a do tego, wielu próbuje coś na tym ugrać, załącza mi się program „weryfikacja”. A Blue zones to dzisiaj prawdziwa montownia opowieści, szczególnie po tym, jak powstał film na Netflixie. Słowa i pieniądze płyną. Sprzedają się książki, szkolenia, programy coachingowe.

Biznes: lubi to.

Idea wydaje się być bez skazy. Najpierw, przyjrzyjmy się ludziom, którzy żyją najdłużej po to by zobaczyć, co sprawia, że to im się udaje, a potem opowiedzmy o tym innym by mogli korzystać z dobrych przykładów.

Pomysł wydaje się nieskazitelny i praktyczny.

Szkoda tylko, że nie działa.

Ale nie uprzedzajmy faktów.

Zastanówcie się: jak sądzicie, co, Waszym zdaniem, jest najważniejszym czynnikiem długowieczności?

Adwokaci „niebieskich stref” wskazują, na kilka rzeczy. Mieszkańcy tych obszarów „nie ćwiczą” ale się ruszają. Nie idą na siłownię by przerzucać hantle tylko pracują w ogrodzie, pieką chleb, dużo chodzą. Ruszają się średnio co 20 minut. Idźmy dalej: ludzie w niebieskich strefach doświadczają stresu tak samo jak ja czy ty, ale dzięki medytacji, modlitwie, czy drzemce, często potrafią sobie z nim radzić. Kolejna obserwacja: ludzie żyją dłużej, gdy potrafią wskazać cel swojego życia. Badanie przeprowadzone w Kanadzie pokazało, że osoby, które umiały wyartykułować swój cel żyły o 7 lat dłużej od tych, którzy nie potrafili tego zrobić.

Ważnym czynnikiem jest oczywiście dieta, okazuje się, że 19 na 20 stulatków ogranicza się do jedzenia roślin, przede wszystkim bogatej w białko i błonnik fasoli. Dodatkowo wielu z nich stosuje zasadę 80 procent sprowadzającą się do tego, że przestają jeść, gdy czują się w 80 procentach najedzeni. Istnieją kliniczne dowody na to, że strategie takie jak zatrzymanie się na modlitwę przed posiłkiem, powolne jedzenie, aby uczucie sytości mogło dotrzeć do mózgu, nieposiadanie telewizorów w kuchni lub jedzenie z rodziną prowadzą do zmniejszenia spożycia pokarmu. We wszystkich pięciu niebieskich strefach ludzie jedzą duże śniadanie i mniejszy lunch, a kolacja jest najmniejszym posiłkiem w ciągu dnia.

Oddzielnym obszarem, który często jest łączony z długowiecznością są więzi z innymi ludźmi. Stulatkowie wkładają dużo czasu i wysiłku pracując nad relacjami z małżonkami i dziećmi. Ludzie w niebieskich strefach często są też częścią społeczności opartej na wierze. Osoby wierzące, które regularnie uczęszczają na nabożeństwa, żyją od 4 do 14 lat dłużej niż ich odpowiednicy, którzy tego nie robią. Poza tym należą do dobrego stada. To ważne, bo zarówno dobre, jak i złe zachowania wpływające na zdrowie są zaraźliwe. Najdłużej żyjący ludzie na świecie "tworzą" wokół siebie kręgi społeczne, które wspierają zdrowe zachowania.

A teraz powrócę do mojego pytania:

co jest najważniejsze do tego by żyć bardzo długo?

Okazuje się, że najważniejszym powodem długowieczności jest… fatalne gromadzenie danych.

Już wyjaśniam.

Zgodnie z oficjalnymi rejestrami 15 lat temu w Japonii żyło ponad 230 tysięcy stulatków, a ponad 77 tysięcy z nich miało 120 lat i więcej. Jesteście pod wrażeniem? To mam coś jeszcze: 884 z nich miało ponad 150 lat. To wyniki podsumowania, które zrobiło japońskie ministerstwo sprawiedliwości, po tym, jak odkryto zmumifikowane zwłoki mężczyzny, który w wieku 111 lat uważany był za najstarszego mieszkańca Tokio, a jak się okazało nie żył już od 32 lat. (Nie mogę się powstrzymać by w tym miejscu nie puścić wodzy fantazji: jak pięknie musiała wyglądać ekipa oficjeli, którzy przybyli do jego domu, by uczcić jego kolejne urodziny). Analiza wykonana przez japońskie władze wykazała, że czterech na pięciu tamtejszych  100-latków nie posiada adresu zamieszkania. Ja rozumiem długowieczność, ale życie wagabunda to chyba mało realny scenariusz dla kilkuset tysięcy stulatków.

Na ocierającej się o mit, jednej z niebieskich stref, Okinawie, jest jeden z najwyższych wskaźników oczekiwanej długości życia. Tylko, że, jak pokazują badania tamtejszych naukowców, mężczyźni zamieszkujący wyspę wcale nie żyją dłużej niż reszta Japończyków. Połowa z nich jest otyła, znacznie częściej niż w pozostałej części Japonii. A co za tym idzie w szeregu przypadków cierpią na choroby wynikające z nadwagi. Okinawczycy, relatywnie rzadziej niż reszta Japończyków stronią od papierosów. Palą i to dużo,  zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Wśród mieszkańców Okinawy mamy też więcej niż w całej populacji Japonii, osób nałogowo pijących alkohol. Oficjalne dane mówią o tym, że mieszkańcy Okinawy często jedzą SPAM (zawierającą dwukrotnie więcej tłuszczu niż białka przetworzoną wieprzowinę z puszki) i kurczaki z KFC. Zajmują ostatnie miejsce w Japonii pod względem spożycia warzyw i słodkich ziemniaków. A przy tym spożywają 41 kg mięsa rocznie na osobę.  W końcu w Japonii ogółem, a na Okinawie bardziej niż w innych częściach kraju, w ostatnich dziesięcioleciach wzrosła liczba samobójstw, szczególnie wśród mężczyzn.

Trochę to zaskakujące, jak na niebieską strefę, nieprawdaż?

Nieskuteczny system ewidencji sprawia, że Okinawa jawi się jako oaza długowieczności, podczas gdy dane medyczne zdecydowanie temu zaprzeczają.

Jak się okazuje, japoński system ewidencji ludności nie różni się tak wiele od innych systemów.

Czy wiedzieliście na przykład, że w ostatnich latach w Stanach udział stulatków maleje. Dzieje się tak odkąd wiek ten powinny osiągać osoby, które urodziły się po tym, jak wprowadzono powszechną rejestrację narodzin. Mówiąc wprost czynnikiem najbardziej zmniejszającym prawdopodobieństwo dożycia setki okazuje się fakt, że urząd odnotował narodziny danej osoby. Ja wiem, że urzędy bywają złośliwe, ale żeby aż tak?

Problem ten porusza  nagrodzony anty-Noblem doktor Saul Newman z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Newman przyjrzał się „niebieskim strefom”, i tak zwanym badaniom długowieczności, i zauważył, że wiele twierdzeń jest formułowanych na podstawie obserwacji czynionych w regionach, w których nie tylko ludzie żyją krótko, ale też duża część najstarszej populacji nie posiada aktu urodzenia, w dokumentach mnożą się urzędnicze błędy, a częstą praktyką jest ukrywanie śmierci członka rodziny, w celu zachowania prawa do emerytury.

Newman wskazał też, że supercentenarianie – jak zaczęto nazywać osoby mające więcej niż 110 lat, często występują w regionach o wysokiej biedzie, niskiej oczekiwanej długości życia i wysokiej przestępczości (najlepszym przykładem są Okinawa i Sardynia), co wskazuje na możliwość występowania błędów w dokumentacji lub nawet fałszerstw.

W niektórych krajach zbadano osoby, które rzekomo ukończyły 110 lat, i okazało się, że tyko w 18% udało się ustalić ich datę urodzenia, a w samych Stanach Zjednoczonych udział pozytywnych weryfikacji wyniósł 0%.

Nie pozostawiajmy pewnych rzeczy domysłom. Niektóre z sugestii żywieniowych zawartych w artykułach poświęconych niebieskim strefom mogą przynosić korzyści. Piszę „mogą” bo naukowcy nawet w tym miejscu mają wątpliwości. Zauważmy, że rekomendacje dotyczące diety opierają się na założeniu, że konkretna dieta z blue zone jest jednorodna i nie zmienia się w czasie. Wiele dowodów sugeruje, że to nie jest prawdą.  A przy tym możliwe jest, że określony wzór odżywania sprawdza się w jakieś populacji, ale nie będzie wspólny dla wszystkich ludzi. Niemniej jednak trudno przypuszczać by jedzenie zielonych warzyw i ruszanie się miało nam zaszkodzić.

Tak naprawdę, to co pisze się w odniesieniu do niebieskich stref, to coś o czym naukowcy zajmujący się zdrowym stylem życia mówią od dawna. Znowu nie ma magicznej formuły, skrywanej tajemnicy czy choćby czegoś nowego wywołującego efekt „wow” albo przynajmniej „o kurczę tego nie wiedziałem”. Jednak doceniam, to co robią osoby, które promują blue zone – dzięki pomysłowemu opakowaniu docierają z wiedzą na temat zdrowego stylu życia do wielu ludzi. Mało kto z nas zainteresuje się tematem w rodzaju: jedz brokuły będziesz zdrowy. Inaczej jest gdy napiszemy: kostarykańscy stulatkowie jedzą brokuły przed lekcją surfingu.

Ikar spadł niedaleko Ikarii.

Idea niebieskich stref nie przechodzi weryfikacji, ale warto mówić to tym co jest dobre.

A zatem jedzcie fasolę i medytujcie.