Kłamstwa, które nie ułatwiają życia: konflikt praca-rodzina

W jaki sposób okłamujemy siebie, gdy chodzi o konflikt między pracą a rodziną?

Kłamstwa, które nie ułatwiają życia: konflikt praca-rodzina
Image by Rahul from Pixabay
"Każdy kłamie - każdego dnia; każdej godziny; na jawie; we śnie; w snach; w radości; w żałobie"

- napisał Mark Twain w swoim eseju "O upadku sztuki kłamania" w 1882 roku.

W tej chwili ktoś gdzieś kłamie, że ma plany na wieczór. Ktoś inny odkrywa, że jego współmałżonek metodycznie podjadał czekoladki będąc na diecie.

Przez większość czasu nawet o tym nie wiemy, że kłamiemy albo, że jesteśmy okłamywani. Kłamstwo jest niezbędną, niemal dobrowolną praktyką, która zapobiega rozpadowi tkanki społecznej.

Przykład: "Jak się masz?" - pyta współpracownik.

"W porządku, dzięki" - odpowiadasz, choć tak naprawdę wcale nie jest dobrze. Życie jest trudne, a ta osoba przeszkadza ci w obowiązkowym użalaniu się nad sobą. Ale odpowiedź w tak ponury sposób zmieniłaby przelotną uprzejmość w niezręczny, społecznie wyniszczający epizod.

Jednym z najgorszych przypadków kłamania jest robienie tego samemu sobie. Życie w micie, ugładzonej dla potrzeb codzienności wizji świata i nas samych. Dzisiaj zajmę się takimi kłamstwami i to tylko w jednym wymiarze: równowagi między pracą a rodziną.

Kłamstwo numer 1: Będzie lepiej

Będzie lepiej, kiedy tylko skończy się ten tydzień, ten miesiąc, ten projekt, to zadanie.

Będzie lepiej, gdy dostanę tę posadę, zmienię pracę, będę pracował zdalnie.

Będzie lepiej, gdy mój syn zacznie sam jeździć do szkoły a moja córka zda maturę.

Będzie lepiej.

Konflikt pomiędzy pracą a życiem poza nią po prostu zniknie, zmniejszy się, skurczy.

Zła wiadomość jest taka, że tak się nie stanie.  Dane w tym zakresie są dość jednoznaczne.

Mamy ponad setkę badań, pokazujących, że konflikt pomiędzy pracą a rodziną trwale charakteryzuje nasze bytowanie. Po tym jak raz wtargnie do naszego życia, rozsiada się w nim, jak niemile widziani krewni, i wcale nie wychodzi po obiedzie.

W 2022 opublikowano artykuł, z którego wynika, że:

75-80% tego, jak odczuwamy nasz konflikt dzisiaj, będzie z nami za tydzień, za miesiąc, za rok, a nawet za trzy lata.

Możemy sobie pomyśleć; hej, momencik, to tak nie jest. Choćby wczoraj: obowiązki rodzinne nie przeszkodziły mi wykonywać mojej pracy, a praca nie przeszkodziła mi być ojcem, matką, partnerem. A dzisiaj jest gorzej. Wszystko się zmienia, czy można więc mówić o stabilności?

To słuszna uwaga: miewamy złe i dobre dni.

Takie, gdy nie zdążamy na wywiadówkę i zapominamy zawieźć dziecko do dentysty, albo gdy obowiązki rodzinne sprawiają, że siedzimy po nocach by wyrobić się w terminie.  Wszystko się zgadza, ale nawet w analizach robionych dzień po dniu, zauważa się dużą stabilność ocen poziomu konfliktu. Wszyscy pływamy, gdzieś poniżej lub powyżej, ale zawsze w pobliżu wartości średniej.

No dobrze, ale przecież są jeszcze duże zmiany w naszym życiu; dziecko się rodzi albo zmieniamy pracę. Czy takie zdarzenia też nie prowadzą do zmiany?

Owszem prowadzą, ale tylko na jakiś czas. Badania prowadzone w czasie pandemii ujawniły, że pomimo drastycznej zmiany warunków zdecydowana większość pracowników tak samo postrzegała swoją relację pomiędzy pracą i rodziną, jak to było przed pandemią. Wrzuciliśmy wszystko do blendera i nacisnęliśmy przycisk. Pomimo tego, po kilku miesiącach pandemii ocenialiśmy konflikt między pracą a rodziną tak samo, jak w okresie przed pandemią.

Dzieje się tak dlatego, że adaptujemy się do zmieniających się warunków. Czasami szybciej, czasami wolniej ale niemal zawsze wracamy tam, gdzie byliśmy. Dlatego liczenie na to, że jakaś zmiana w pracy czy w rodzinie sprawi, że nagle i trwale nie będziemy odczuwać konfliktu między nimi, jest, no dobra powiem to wprost: naiwne.

Poza stabilnością oceny konfliktu, jest coś więcej, nad czym warto się zastanowić. Okazuje się, że podstawowym powodem tego, że pomimo upływu czasu nie udaje nam się rozwiązać konfliktu jest nasze postrzeganie. Niedawno, Charles Lance i jego zespół opublikowali wyniki badania, które sugerują, że kluczowe dla odczuwania work-life conflict jest subiektywne postrzeganie naszej pracy. Okazuje się ono być ważniejsze nawet od tego, jak warunki jej wykonywania zmieniają się w czasie. Jeżeli to zostanie potwierdzone przez kolejnych badaczy to będzie oznaczało, że zmiany organizacyjne, takie jak skracanie liczby godzin pracy czy programy wsparcia pracowników, owszem, działają, ale nie na długo. Ważniejsze jest to jak ja jako pracownik postrzegam swoją sytuację, i jak interpretuję poczynania pracodawcy.

Kłamstwo numer 2: Wszystko zależy ode mnie

To przekonanie wpływa na nas w dwojaki sposób.

Po pierwsze bierzemy na siebie odpowiedzialność, za to, że nie udaje nam się być insta-rodzicem,  pracownikiem miesiąca i boskim partnerem jednocześnie.

Po drugie, wierzymy, że cały ciężar godzenia tych ról spoczywa na nas. Odpowiedz sobie na pytanie: kto lub co może przeciwdziałać temu, że zawalasz, nie zdążasz, jesteś zmęczony, zestresowany? Większość z nas uważa, że to nasz problem i dlatego sami powinniśmy się tym zająć. Nie współpracownicy, nie przełożony, nie partner (choć to najczęściej wskazywana opcja), ale ja sam.

A tymczasem wiele zależy od innych osób. Badania pokazują, że ważnym, jeżeli nie najważniejszym,  elementem radzenia sobie z konfliktem jest otrzymywanie wsparcia, głównie ze strony partnera, przełożonego i organizacji. Wsparcie emocjonalne, konkretna pomoc, samo poczucie, że inni się o nas troszczą – wszystko to sprawia, że nasze odczuwanie konfliktu jest mniejsze. Przy czym wsparcie nieformalne np. ze strony szefa, wydaje się być bardziej efektywne niż wsparcie formalne.

Ciągle słyszymy o elastyczności czasu pracy, urlopach rodzicielskich, pracy zdalnej, - ale ich efektywność w rozwiązywaniu konfliktu okazuje się być niewielka jeżeli brakuje nam partnera, który przejmie część obowiązków w domu, szefa, który zachęci nas do korzystania z dostępnych rozwiązań; współpracownika, który nie będzie dzwonił do nas w sprawach służbowych, gdy my akurat jesteśmy na urlopie rodzicielskim; sąsiada, który czasami może odebrać dziecko z przedszkola.

Pomoc innych jest ważna, ale problemem jest, że aby z niej skorzystać często sami musimy o nią poprosić. Naukowcy podkreślają, że kluczowe dla rozwiązywania konfliktu, może być to, by każdy z nas sam inicjował proces, a nie tylko pasywnie czekał na to, co zrobią inni.

Kłamstwo numer 3: To wszystko jest złe

Oczywiście: doświadczając konfliktu czujemy się źle, jesteśmy sfrustrowani, smutni albo zdenerwowani, mamy poczucie winy, czujemy wstyd. Te same badania wskazują, że często zwracamy te uczucia przeciwko sobie: jestem złym albo przynajmniej niewystarczająco dobrym rodzicem; nie nadaję się do tej pracy; nie pasuję do mojego partnera, zawodzę współpracowników.

Ale są też inne badania wskazujące na inne uczucia, o których często się nie mówi. Dam Wam przykład: w weekend wyjeżdżam z rodziną za miasto, chociaż wiem, że mam wiele rzeczy do zrobienia i raczej się nie wyrobię w zaplanowanym terminie. I wiecie co, dobrze mi z tym. Mówię sobie trudno i cieszę się czerwonymi liśćmi w jakimś parku.

Inny przykład. Jestem na wakacjach, gdy potrzeba decyzji z mojej strony, co wpływa na losy innego człowieka, zrobię wszystko by to załatwić, a na koniec poczuję zadowolenie z wykonanego zadania.

Badania Kimberly French i jej współpracowników pokazały, że w momencie, w którym doświadczamy konfliktu czujemy się nieco mniej zmęczeni i nasze ciśnienie rośnie. To z kolei nierzadko pozwala nam wyrwać się z tego, co niepożądane i skierować naszą uwagę na coś, co chcemy robić. Konflikt pozwala nam też dostrzec to, gdzie są nasze granice, z czego pod żadnym pozorem nie zrezygnujemy, jakiej bariery nie powinniśmy przekraczać. Pomaga nam dostrzec ważne rzeczy w naszym życiu. Przykładowo doświadczający konfliktu rodzice, najczęściej planują, że kolejnego dnia spędzą więcej czasu ze swoimi dziećmi. W tym sensie konflikt okazuje się być pomocny. Na swój sposób jest potrzebny tak samo jak ból, smutek, czy złość.

Zbierzmy to.

Możemy sobie powtarzać, że za jakiś czas coś się zmieni i wtedy będzie lepiej. Prawda jest taka, że najprawdopodobniej będzie tak samo. Możemy za konflikt i jego rozwiązywanie winić siebie, ale pomoc ze strony innych ludzi okazuje się być nieodzowna. W końcu możemy w konflikcie praca – rodzina dostrzegać samo zło, ale prawda jest taka, że może on być początkiem pozytywnych zmian w naszym życiu.

Na koniec coś jeszcze, jeszcze jedno kłamstwo, którym się kierujemy:  osiąganie równowagi jest wtedy, gdy mamy wszystko.

Ze wszystkich kłamstw to wydaje mi się największym.