Trudna miłość. Kryzys randkowania w erze algorytmów.

posłuchaj nagrania na Spotify, Podbean, YouTube

Pamiętasz czasy, gdy randkowanie wydawało się proste? Dwie osoby spotykały się, spędzały razem czas, cieszyły się swoim towarzystwem, zakochiwały się i zostawały partnerami. Oczywiście, nawet wtedy zdarzały się randki nieudane, ale proces był bardziej linearny i — w teorii — mniej skomplikowany.
Dziś wiele osób mówi o kryzysie randkowania, a naukowcy potwierdzają, że znalezienie drugiej połówki w erze aplikacji i mediów społecznościowych bywa trudniejsze niż kiedykolwiek.

Randkowe anegdoty z życia wzięte

Historie z pierwszych spotkań są dziś czasem bardziej spektaklem niż romantycznym początkiem. Mamy więc:

  • Fetyszystę stóp, przy którym zastanawiasz się, czy trafiłaś do thrillera Stephena Kinga.
  • Drapieżnika krytykującego twoją sałatkę („To żarcie dla krów!”) albo wegańskiego radykała nazywającego cię „padlinożercą”.
  • Dwudziestokilkulatka przychodzącego z mamą na randkę albo „troskliwą” matkę przynoszącą do kawiarni swoje dwuletnie dziecko, o którym wcześniej nie wspomniała.
  • Recytatora, który w jednym ciągu łączy daty bitew średniowiecznych, zwyczaje lęgowe pingwinów i przepis na bigos z brokułów.
  • No i klasyczny „foodie call” — czyli spotkanie, które dla jednej strony jest tylko okazją, by najeść się na cudzy koszt.

Te opowieści są zabawne, ale też odzwierciedlają szerszy problem — współczesne randkowanie stało się dla wielu osób frustrujące.

Randkowanie jest trudne — i mamy na to dane

Badaniawśród amerykańskich singli szukających partnera pokazują, że 75% z nich postrzega umawianie się jako trudne lub bardzo trudne. Połowa nie rozważyłaby związku z kimś, kto mieszka daleko, ma poważne długi lub głosował na Donalda Trumpa. (Nie wiem jak Ty, ale ja to rozumiem). Współczesne kryteria są rozbudowane, a do tego pojawiła się nowa okoliczność  — technologia.

Aplikacje randkowe wprowadziły nowy język relacji. W naszym słowniku pojawiły się pojęcia takie jak:

· Eko-dumping – zrywanie z kimś z powodu braku wspólnych ekologicznych przekonań. „Rzucam cię barbarzyńco bo wrzuciłeś otłuszczony papierek po kanapce do pojemnika na papier.”

· Ghosting – nagłe zniknięcie bez słowa. Druga strona nie odpowiada na wiadomości, nie odbiera telefonu, staje się duchem, wspomnieniem, historią.

  • Ick     – nagłe, silne zniechęcenie do kogoś z powodu drobnego zachowania („nie mogłem patrzeć, jak przeżuwa bakłażana”).

· Situationship – relacyjna „szara strefa”: więcej niż przyjaźń, mniej niż związek. Coś w rodzaju: „Mam romans ale to nic poważnego.”

· Breadcrumbing – rzucanie „okruchów uwagi” tylko po to, by druga osoba nie straciła zainteresowania, choć nie planuje się poważnej relacji. To jak podążanie za okruszkami chleba w bajce, jesteśmy prowadzeni ścieżką, tyle tylko, że ona donikąd nie prowadzi.

Choć te anglojęzyczne terminy robią wrażenie, to pewnie niektóre z nich nazywają na nowo coś, co znane było już dawno. Może kiedyś mniej ważna była ekologia ale byli tacy, którzy nie chcieli się spotykać z kimś, kto miał inni niż oni pogląd na rolę Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w powojennej odbudowie kraju. Dawniej ktoś z Łomży mógł „zniknąć” przestając pisać listy do kogoś z Wieruszowa, dziś robi to, przestając wysyłać wiadomości na Messengerze. Jednak w tym tekście nie chodzi mi o poszukiwanie analogii a o refleksję dlaczego umawianie się z drugą osobą może być trudne. A problemy są przynajmniej trzy.

Problem pierwszy: paradoks wyboru

Psycholog Barry Schwartz opisał zjawisko paradoksu wyboru: im więcej mamy opcji, tym trudniej się zdecydować, a po wyborze częściej żałujemy. Aplikacje randkowe umożliwiają w 20 minut zobaczenie 200 profili potencjalnych partnerów. W praktyce oznacza to, że zamiast poznawać ludzi w realnych sytuacjach, przesuwamy zdjęcia w lewo lub w prawo, trochę jak wybierając wyciskarkę do czosnku w sklepie internetowym. Niektórzy psychologowie nazwali to etapem filtrowania – kiedyś robiliśmy to w bezpośrednim kontakcie z drugą osobą, dziś często odbywa się to on-line.

Problem polega na tym, że mnogość opcji nie zawsze prowadzi do szczęścia. Po każdej decyzji pojawia się myśl: „A może tamten profil był lepszy?”. To zwiększa niepokój, zmniejsza satysfakcję i utrudnia budowanie relacji. Zamiast drugiej randki mamy kolejne godziny scrollowania i to dosłownie: w badaniu cytowanym przez Forbesa respondenci przyznali, że spędzają na aplikacjach randkowych średnio 51 minut dziennie.

Problem drugi: logika biznesowa aplikacji

Aplikacje randkowe teoretycznie służą do łączenia ludzi, ale… jeśli skutecznie znajdziesz partnera, przestajesz z nich korzystać. To oznacza stratę użytkowników; w dodatku dwóch jednocześnie. Dlatego część funkcji staje się płatna (model freemium), a darmowa wersja bywa coraz mniej użyteczna.
Publicysta Cory Doctorow nazywa to enshittification– (jeżeli w tym słowie dostrzegliście angielskie słowo „shit” to jest to właściwa obserwacja). Gównowacenie – jest procesem, w którym platforma początkowo jest świetna, by zdobyć użytkowników, a potem pogarsza jakość, maksymalizując zysk.

Ekonomiści zauważają też zjawisko negatywnej selekcji– początkowo przyciągane są osoby poważnie szukające związku, ale z czasem pojawia się coraz więcej tych, którzy mijają się z prawdą w profilach lub chcą tylko przelotnych przygód. W efekcie ci, którzy naprawdę szukają relacji, odchodzą, a jakość bazy użytkowników spada.

Jeżeli chodzi o aplikacje randkowe to jest jeszcze coś: badania coraz częściej pokazują, że nawet przy użyciu zaawansowanych algorytmów uczenia maszynowego nie da się przewidzieć, czy dwie konkretne osoby będą się wzajemnie pociągać. Można określić ogólną skłonność kogoś do lubienia innych i bycia lubianym, ale nie da się wskazać „idealnego dopasowania” bez spotkania twarzą w twarz. Naukowcy podkreślają, że romantyczna chemia jest trudna do uchwycenia i może pozostać zjawiskiem nieprzewidywalnym, jak trzęsienie ziemi, a nie prostym równaniem cech.

Problem trzeci: trudności w randkowaniu „na żywo”

Spotkanie twarzą w twarz poza wzięciem prysznica wymaga też otwartości, zaufania i umiejętności rozmowy. Coraz częściej widać jednak pary siedzące naprzeciw siebie, ale każde wpatrzone w swój telefon. Część osób z pokolenia Z mówi wprost, że czuje dyskomfort, zapraszając kogoś osobiście.
Brak doświadczenia w bezpośrednim flircie, obawa przed odrzuceniem i brak emocjonalnego bezpieczeństwa to realne bariery. Do tego dochodzą zmiany kulturowe, takie jak wycofanie się części mężczyzn z intymności czy utrwalenie powierzchownych wzorców relacji w mediach społecznościowych.

Dlaczego to wszystko nas męczy?

Psychologowie podkreślają, że nasze mózgi ewoluowały w środowisku, gdzie wybór partnerów był ograniczony do niewielkiej społeczności, a interakcje odbywały się twarzą w twarz. Dziś funkcjonujemy w świecie nieograniczonych opcji, natychmiastowych bodźców i algorytmów, które bardziej sprzyjają krótkotrwałemu zaangażowaniu niż stabilnym relacjom.

Paradoks polega na tym, że technologia miała ułatwić nam randkowanie, a często je komplikuje. Zamiast skupiać się na jednej osobie, utrzymujemy luźne kontakty z wieloma, licząc, że „trafi się ktoś lepszy”. W efekcie brakuje nam głębi, a nadmiar możliwości zamienia się w nadmiar frustracji.

Podsumowując:

Współczesne randkowanie jest trudne z powodu paradoksu wyboru, logiki biznesowej aplikacji i zaniku umiejętności budowania relacji twarzą w twarz. A mimo to moi znajomi statystycy powiedzieliby, że randkowanie podlega regułom wielkich liczb: jeśli próbujesz wystarczająco często, w końcu znajdziesz kogoś odpowiedniego. To jednak nie oznacza, że trzeba się godzić na niekończące się przewijanie profili. Pomaga świadome ograniczanie liczby opcji — zamiast rozmawiać z 20 osobami naraz, skupić się na jednej lub dwóch. Warto też pamiętać, że dobra randka zaczyna się w świecie rzeczywistym — przy wspólnym zainteresowaniu, rozmowie czy nawet w kolejce po kawę. Umiejętności rozmowy, poczucie humoru i autentyczność wciąż mają większą moc niż najlepiej dobrane zdjęcie profilowe.

Na koniec  jeszcze jedno, nie wierzcie aplikacjom. Choć ich twórcy twierdzą, że dokonują „naukowego” dopasowania nie ujawniają szczegółów swoich algorytmów ani metod, a prezentowane badania są wewnętrzne i nieweryfikowalne. Zmieniają one głównie skalę dostępu do informacji — w kilkanaście minut można przejrzeć setki profili potencjalnych partnerów. A w relacjach naprawdę nie o to chodzi.