Szczęśliwe sąsiedztwo. Część I: zieleń, centrum i gęstość

Czy sąsiedztwo może czynić nas szczęśliwszymi? Badania pokazują, że tak – o ile mamy wokół siebie zieleń, czujemy się bezpieczni, a na przeciw mieszka dobry człowiek.

Szczęśliwe sąsiedztwo. Część I:  zieleń, centrum i gęstość
Photo by Hal Ozart on Unsplash

O tym, jak bardzo różne może być to, czego ludzie oczekują od miejsca, w którym żyją świadczą wyniki badań porównawczych przeprowadzonych w Salonikach i Oslo. W greckim mieście lokalne udogodnienia, takie jak: kawiarnie, biblioteki, kina, obiekty sportowe i centra handlowe, okazały się być pozytywnie powiązane z zadowoleniem z sąsiedztwa i szczęściem ludzi, którzy tam mieszkają. Grecy chcą mieć je wokół siebie. Tymczasem w Norwegii – im większa liczba tego typu udogodnień w okolicy, tym mniej szczęśliwi są mieszkańcy, a dla ogólnego zadowolenia z sąsiedztwa nie miało to żadnego znaczenia. W badaniach porównujących te dwa miasta znalazłem coś jeszcze, co mnie zaskoczyło. Okazało się, że szczęście sąsiedzkie w Oslo było pozytywnie powiązane z bliskością parków i drzew, ale takiej relacji nie zaobserwowano w Salonikach. Choć lubię południe Europy, to bliżej mi do podejścia Nordyków, a już na pewno w tym jednym aspekcie - bardzo cenię sobie bliskość zieleni.

Zieleń = szczęście? Tak, i to bardziej, niż myślisz!

To, że obcowanie z zielenią poprawia nasz nastrój, raczej nikogo nie dziwi. W 2020 roku opublikowano badanie, którego autorzy udowodnili, że już samo oglądanie filmów przyrodniczych w telewizji zmniejsza w nas uczucie smutku i nudy. I choć naukowcy przekonują nas, że komputerowo tworzona wirtualna rzeczywistość, zwiększa poczucie więzi z naturą, to jednak, większość z nas potrzebuje czegoś więcej. Może to być park, ogród, mały lasek, a nawet ściana budynku porośnięta bluszczem. Człowiek instynktownie szuka kontaktu z naturą, a o to może być coraz trudniej. Z szacunków ONZ wynika, że w roku 2050 niemal 70% populacji świata będzie żyła w miastach, co sprawia, że w miarę ciągły dostęp do dzikich miejsc powoli będzie stawał się  dobrem bardzo rzadkim, przywilejem.

Tymczasem: trawnik, las, strumyczek, łąka uspokajają, pobudzają ciekawość, sprzyjają aktywności. Mówią o tym hipoteza biofilii i teoria redukcji stresu (ang. SRT). Zgodnie z tą pierwszą, zieleń sprzyja spokojowi bo m.in. naszym przodkom kojarzyła się z dostępem do pożywania. Widzę zielone – znaczy: nie będę głodny. (Kiedy to napisałem, pomyślałem o Żabce, a niech to…)  Z kolei, teoria SRT sugeruje, że gdy człowiek napotyka na niezagrażającą mu naturalną scenerię, jego pobudzenie maleje, zmniejsza się odczuwanie tego, co niepożądane i wzrasta intensywność tego, co pozytywne. Współcześnie, szczególnie ten zamieszkujący miasta homo sapiens, podlega nadmiernej stymulacji, co prowadzi do zmęczenia umysłu i złego nastroju. Pomocna w tym przypadku może się okazać natura, która, jak to się opisuje w literaturze, dostarcza obrazu „delikatnie fascynującego” – czegoś co pozwala nam bez wysiłku angażować uwagę, i dzięki temu powrócić do równowagi.

I dlatego, choć Mickiewicz i Sienkiewicz próbowali nas przekonać, że jesteśmy wyjątkowi, to tak naprawdę nie różnimy się od Norwegów. Kiedy w badaniach OTODOM zapytano Polaków o to, co najbardziej wpływa na ich zadowolenie z mieszkania/domu, na pierwszym miejscu wskazali ogród, a zaraz za nim – taras lub balkon.

Garaż? Przydatny.

Odpowiednia liczba pokoi? Jasne.

Ale prawdziwe szczęście daje nam możliwość bycia blisko przyrody, nawet jeśli to tylko kilka doniczek na balkonie. Siedmiu na dziesięciu Polaków marzy o wolnostojącym domku z ogródkiem. To samo zauważymy, gdy pyta się Polaków, gdzie chcą mieszkać, odpowiedzą, że przede wszystkim tam, gdzie są parki, skwery i lasy. Na drugim miejscu znalazła się dobra komunikacja, ale już na trzecim, znowu powiązana ze środowiskiem, – jakość powietrza. I jeszcze spójrzmy na to od drugiej strony a okaże się, że znowu jest podobnie. Bo choć Polacy najczęściej skarżą się na wysokie koszty życia, to tuż za nimi są: brak zieleni i hałas. Te i inne badania pokazują, jak ważne jest dla nas otoczenie. Nic dziwnego, że wśród miast wojewódzkich najwyżej swoje życie oceniają mieszkańcy Zielonej Góry, miasta, którego 55% powierzchni zajmują tereny zielone.

Gęsto czy daleko?

Z zamieszkaniem w szczęśliwym sąsiedztwie bywa niełatwo a wszystko z powodu tego, co ekonomiści nazywają kosztami utraconych korzyści. Wybierając coś rezygnujemy z czegoś innego, co też jest przez nas pożądane. Weźmy taki przykład: gęstość zaludnienia i odległość od centrum miasta. Okazuje się, że o ile mieszkanie blisko centrum wydaje się sprzyjać zadowoleniu, o tyle gęstość zaludnienia wpływa na nie negatywnie. Najlepiej byłoby więc zamieszkać gdzieś w centrum, ale w niezbyt mocno zaludnionej okolicy – i choć np. w Poznaniu sam znam takie miejsca – to jest ich mało. Zwykle  okolice centrum są gęsto zaludnione. Dodatkowym problemem jest to, że poza gęstością zaludnienia dzielnice zlokalizowane w wewnętrznych częściach miast wypełnione są starymi budynkami, słabą infrastrukturą i brakiem otwartych przestrzeni.

I tu pojawia się pewien dodatkowy kłopot. Otóż okazuje się, że miasta kompaktowe – mówiąc najprościej takie, gdzie wszędzie jest blisko i na małej przestrzeni mieszka dużo ludzi jest uważane za najbardziej przyjazną dla środowiska formę miejską. Tak przynajmniej wynika z będącego przeglądem 300 badań raportu OECD Demystifying compact urban growth. Tylko jak sprawić, by to dobre dla środowiska było też przyjazne dla życia mieszkańców?

Zwiększanie gęstości zaludnienia zwykle wiąże się z tym, że mieszkania są mniejsze, a koszty najmu wyższe. A dodatkowo, i co, w mojej ocenie, jeszcze ważniejsze: ludzie tam mieszkający nie mają poczucia wspólnoty, wycofują się z życia społecznego i częściej doświadczają strachu. W przeprowadzonym w Wielkiej Brytanii badaniu sąsiedztw wskazano, że duża gęstość zaludnienia doprowadza do pogorszenia tego, co nazywamy zrównoważonym rozwojem społecznym, a co obejmuje postrzeganą sprawiedliwość społeczną, bezpieczeństwo, interakcje itp. Gęsto zaludnione obszary, choć ułatwiają dostęp do usług i różnego rodzaju udogodnień to jednocześnie źle wypadały, jeżeli chodzi o dostępność do zieleni, bezpieczeństwo, a przede wszystkim wspólnotowość. A jak ważne jest to ostanie, piszę w drugiej części tego artykułu.

Koniec części I.