Pogarda dla nieosiągalnego Efekt kwaśnych winogron
Zaniżając ocenę tego, co okazuje się być poza naszym zasięgiem, osiągamy chwilową ulgę i tworzymy żyzną glebę, dla poczucia niższości i upokorzenia.
W klasycznej bajce Ezopa po tym, jak kilka razy lis nieskutecznie próbował dosięgnąć wiszących zbyt wysoko winogron, zmienił zdanie na ich temat:
– Jaki ze mnie głupiec – powiedział. – Męczę się, żeby zdobyć kiść kwaśnych winogron, na które nie warto się nawet patrzeć.
I odszedł z pogardliwą miną.
Bajka ta stała się przyczynkiem do nazwania naszej skłonności do dewaluowania tego, co nam się nie udało osiągnąć, efektem kwaśnych winogron.
Gdy otwieramy na oścież drzwi pukającej do głowy świadomości faktu, że to czego pragniemy jest poza naszym zasięgiem, potrzebne jest nam coś, co powstrzyma proces rozpadu ego. Zaalarmowany i pomocny umysł rzuca nam koła ratunkowe. Wie, że zaprzeczanie faktom nic nie da. Nie jesteśmy aż tak naiwni by wierzyć, że doskoczyliśmy do winogron. Potrzebne jest coś innego. Obszarem podatnym na strategiczne manipulacje jest ocena atrakcyjności tego, co nieosiągnięte.
„Spoko, stary, wyluzuj, przecież tak naprawdę, to co chciałeś nie jest nic warte”.
„Nie mogłeś wygrać, bo ona leci tylko na zarzucających grzywą mięśniaków z wydepilowanym torsem”
Czasami, gdy pozwolimy mu pohulać, nasz umysł może dojść do momentu, w którym pogardzanie tym, co dla nas nieosiągalne, w naszej ocenie stanie się cnotą, uczyni nas lepszymi ludźmi, uszlachetni. Nie jestem jak inni, rozpasani konsumenci. Nie szukam prostych lasek wdzięczących się, jak Barbie.
Już Nitzsche pisał o tym, że ludzie mają skłonność do pełnego goryczy, żalu i urazy dewaluowania tego, czego pragną, ale nie udaje im się tego osiągnąć. Obiekt niespełnionych marzeń, nabiera cech czegoś niegodnego, niepożądanego, upadłego.
To o czym mówię widać u niedocenionego artysty, gdy ten nabiera przekonania, że jedynym powodem tego, iż nie osiąga sukcesu, jest brak zgody na zgniłe kompromisy. O nie! On ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej ceni sobie swoje ideały i niechęć do schlebiania prostaczkom niedostrzegającym sztuki w rozkrojonym ścierwie szczura. On jest ponad.
Widać to w odrzuconym kochanku, który gardzi, wczoraj piękną i mądrą, dziś, po tym jak go odrzuciła, plastikową, prostą i wyniosłą.
Szczególnie silnie efekt kwaśnych winogron ujawnia się w przypadku decyzji i zachowań związanych z karierą zawodową. Dostrzega się go w przecenianiu „pozytywów” osiągalnego , i mnożeniu wad tego, czego osiągnąć nam się nie udało. Przykładowo młodzi ludzie, zdecydowanie lepiej oceniają nową pracę zaraz po tym, jak ją przyjęli, niż wtedy, gdy się o nią ubiegali.
Kwaśne winogrona to też cudowny przykład tego, jak może zmienić się postrzeganie rzeczy i osób, które są w naszym zasięgu. Wychowany w bogatym domu młodzik, gardzi małomiasteczkową elitą jeżdżącą 4 letnim SUV-em do momentu, gdy za samodzielnie zarobione pieniądze, chce kupić i utrzymać własny samochód. Mężczyzna, który nie był brany pod uwagę, w trakcie przedłużającego się okresu oczekiwania na wyglądającego jak Brat Pitt i zabawnego, jak Robin Williams księcia z bajki, po uświadomieniu sobie nieżyciowości swoich pragnień, staje się interesujący i atrakcyjny.
Modyfikujemy nasze postawy wobec osiągalnych celów po tym, jak nie udało nam się sięgnąć wyżej. Nasza praca, samochód, podróże, partner itp. – są cenieni bardziej w momencie, gdy to co upragnione okazało się nieosiągalne.
Świetnie efekt kwaśnych winogron przedstawił Huxley w swojej słynnej powieści „Nowy Wspaniały Świat”. Bernard Marks był osobnikiem alfa ale wyraźnie odstawał od innych przedstawicieli swojej kasty. Za niski, zbyt emocjonalny, czuł się niedoceniany i wyalienowany. Otwarcie głosił pogardę dla piękna ciała, bogactwa, podziwu ze strony kobiet i sławy. Kiedy jednak nadarza się okazja by je osiągnąć skwapliwie z niej korzysta. Upaja się sukcesem, gardząc wczorajszymi ideałami.
Dobrym przykładem efektu kwaśnych winogron jest też to, czego doświadcza większość osób podróżujących samolotami. Szczególnie przy długich przelotach pasażerowie klasy ekonomicznej mają niezwykły „przywilej” przechodzenia przez klasę biznes w drodze do wyjścia z samolotu. Dla większości z nas sam bilet na podróż jest dużym wydatkiem a tu widzimy ludzi, którzy zapłacili 3 razy więcej. I to za co? Za to, że mają trochę więcej miejsca? Wygodne i rozkładane do poziomu siedzenie umożlwiające spanie? Trochę lepsze jedzenie i większy ekran? Płacić za to trzy razy więcej to gruba przesada, tym bardziej że cała podróż trwa zaledwie kilka godzin. Jak bardzo trzeba być zdesperowany by wydać 20 tysięcy złotych za kilka godzin wygody? Kim w ogóle są ci ludzie? Jacyś zepsuci kasą degeneraci. To ja już wolę wydać mniej. W końcu w ekonomicznej też jest super.
Konsekwencją zabiegów naszego umysłu wykorzystującego efekt kwaśnych winogron, w krótkim okresie będzie ulga, i uciszenie palących emocji. W długim strategia taka może prowadzić do zniekształcenia obrazu rzeczywistości. Zwykle nieświadomie oszukujemy samych siebie. Aktywnie utrudniamy sobie swój rozwój. Tłumimy ambicje. Rezygnujemy z celów. Dziś ochronieni przed rozczarowaniem, jutro będziemy odczuwać żal. Uczymy się jak ukrywać swoje braki i jak tłumaczyć sobie, że wszystko, czego efekt nie jest pewny, lepiej obchodzić z daleka.
Pokazują to badania. W jednym z nich uczestnicy, którzy byli przekonani, że próba umówienia się na randkę skończy się niepowodzeniem, niżej ocenili chłopaka/dziewczynę, z którym mieli się umówić, niż uczestnicy, którzy wierzyli, że nadal mają solidną szansę na sukces.
Czyli po tym, jak zaczynam myśleć: Raczej dostanę kosza.
Zaraz pojawia się koło ratunkowe chroniące moje ego:
A w sumie to ta laska wcale nie jest taka ładna.
W tej chwili to zadziała.
Tyle, że uraza i poczucie bycia gorszym, zostają z nami na dłużej.
Badania eksperymentalne pokazały, że kiedy próba osiągnięcia czegoś kończyła się niepowodzeniem, ludzie znacznie obniżali swoje prognozy szczęścia łączące się z sukcesem. Mówiąc inaczej: widzę cel, którego osiągnięcie mnie uszczęśliwi. Podejmuję próbę i doświadczam porażki. Co wtedy robię? Uznaję, że ten cel nie jest tak bardzo atrakcyjny jak myślałem. Co innego, gdy cel, do którego zmierzałem, zostaje osiągnięty; wtedy zaczynam go cenić jeszcze bardziej. Naukowiec, którego artykuł zostaje odrzucony w renomowanym czasopiśmie, chętnie wypowie się na temat tego, że publikowanie w czasopismach nie powinno być miernikiem wartości pracy naukowej. Natomiast, gdy uda mu się trafić na szpalty czasopisma, wszem i wobec będzie głosił, potrzebę przywilejów, dla tych, którzy publikują w dobrych żurnalach.
Brak uznania, niezaspokojona potrzeba bycia widzianym, stanowią dzisiaj silną pożywkę dla niepewności i frustracji. Socjologowie widzą w tym jeden z powodów „oburzenia” i „potrzeby chaosu” wśród części obywateli. Ucząc się gardzić tym, co nieosiągalne wykonujemy mentalny manewr mający na celu uniknięcie poczucia niższości zazdrości, wstydu, upokorzenia czy gniewu. Im większe ego, tym większa frustracja i ryzyko uznania siebie za ofiarę. Jeżeli naukowcy mają rację, to co robi nasz umysł, jest niszczące zarówno dla pojedynczego człowieka, jak i całych społeczeństw.
Nie wiem, w którym kierunku poszły Wasze myśli, w trakcie lektury tego tekstu, ale u mnie pojawiły się wątpliwości. Uświadomiłem sobie, że niektóre rzeczy, którymi pogardzam, mogą być takimi dlatego, że nie udało mi się ich osiągnąć. Może być też tak, że kryteria i wartości, którymi się kieruję, to efekt sprytnej strategii mojego umysłu, mającej na celu ratowanie mojego ego. Inaczej też spojrzałem na ludzi, którzy pogardliwie wypowiadają się na temat osiągających sukces youtuberów, popularnych mówców, autorów bestsellerowych książek. Nie mam odpowiedzi, mam tylko wątpliwości, jak choćby taką: Na ile ostentacyjne okazywanie lekceważenia pięknie wyglądającym ludziom jest wyrazem rzeczywistych wartości a na ile efektem zrozumienia, że samemu nigdy nie będzie się tak wyglądało.