Myślenie jest sexy

Oczy w największym stopniu wpływają na ocenę atrakcyjności twarzy drugiej osoby. A ja wiem, jak to można wykorzystać w praktyce.

Myślenie jest sexy
Image by Pexels from Pixabay

Możemy na sprawę spojrzeć technicznie. Źrenice to tylko niewielkie otwory regulujące ilość światła wpadającego do naszego oka. Zwykle, gdy jest jasno, mają od 2 do 4 mm średnicy, gdy jest ciemno powiększają się do nawet 8 milimetrów.

Możemy też spojrzeć poetycko „źrenice to okno do duszy człowieka”.

Ale jest coś więcej, gdzieś pomiędzy lirycznymi uniesieniami i treścią książek o anatomii. Źrenice pomagają nam wejrzeć w umysł i serce. Dzięki nim możemy dostrzec co ludzie myślą i czują. A przy tym są bardzo wiarygodne.

Ufamy temu co widzimy w oczach innych ludzi bo oczy nie kłamią. Zmiany wielkości źrenic następują automatycznie. Za ich dostrajaniem stoi autonomiczny układ nerwowy – ten sam, który sprawia, że cofamy rękę, gdy się oparzymy, i ten sam, który reguluje oddychanie.  Jest on częścią tego, co w książce Daniela Kahnemana  „Pułapki myślenia” zostało opisane jako system pierwszy. System pierwszy w naszym mózgu jest automatyczny, szybki, bezrefleksyjny, a przy tym oszczędnie gospodaruje energią. A co najważniejsze, gdy się spotkamy, mój system pierwszy jest w stałym kontakcie z twoim systemem pierwszym. Nie muszę się zastanawiać, o czym świadczą twoje niewyreżyserowane reakcje. Mój mózg rozpoznaje je i nadaje im sens. Bywa że błędnie: też mi się wydawało, że się jej podobam, a ona po prostu miała rozszerzone źrenice bo światło było przygaszone.  Niemniej nie zmienia to faktu, że najczęściej rejestrujemy zmiany w wielkości źrenic naszych rozmówców, szukając w nich informacji o tym co czują i jakie mają wobec nas zamiary.

W klasycznym, a zarazem genialnym w swej prostocie  eksperymencie, Eckhard Hess pokazał grupie mężczyzn dwie fotografie atrakcyjnej młodej kobiety. Zdjęcia były niemal identyczne – jedyna różnica dotyczyła wielkości źrenic. Na obu zdjęciach były one zmienione w stosunku do oryginału. Na jednym były pomniejszone, na drugim, odwrotnie, powiększone. Żaden z badanych nie zgłosił, że zauważył różnicę między zdjęciami, ale gdy poproszono ich o opisanie kobiety, okazało się, że ta na zdjęciu z dużymi źrenicami została opisana jako „delikatna”, „bardziej kobieca” i po prostu „ładna”. Ta sama kobieta z małymi źrenicami wydała się badanym „twarda”, „samolubna”, „zimna”. Milimetry różnicy wystarczyły. Mózg zadziałał automatycznie.

Naukowcy spekulują, dlaczego możemy postrzegać rozmiar źrenicy jako coś pociągającego. Bo, to że tak jest wiemy już doskonale. Pierwsze wytłumaczenie jest dość proste. Okazuje się, że wraz z wiekiem nasze źrenice się zmniejszają, a zatem duża źrenica może być przez nasz mózg automatycznie wiązana z młodością. Drugie wytłumaczenie, też jest raczej mentalnie nienachalne, opiera się na twierdzeniu,  że nasz mózg traktuje rozszerzenie źrenic, jako miernik zainteresowania i podniecenia (w tym seksualnego), okazywanego nam przez drugą osobę. To oczywiście ma sens. Kiedy widzisz coś co ci się podoba – prezent, towar w sklepie, karetę w kartach albo atrakcyjną osobę – źrenica się rozszerza. Katalog zdarzeń, które skutkują zwiększeniem jej rozmiarów należy jednak uzupełnić o jeszcze jedną, nie tak bardzo oczywistą czynność: myślenie. Intensywne zastanawianie się nad czymś, rozwiązywanie problemu, wymagające koncentracji tworzenie – wszystko to znajduje wyraz w naszych oczach. Daniel Kahneman dawał uczestnikom swoich eksperymentów zadanie do rozwiązania jednocześnie kierując kamerę w ich oczy. To co zaobserwował było niezwykłe. Skupienie na zadaniu automatycznie prowadziło do powiększenia źrenicy, a znalezienie rozwiązania lub rezygnacja z jego poszukiwania do jej zwężenia. Było to tak jednoznaczne, że jak wspomina Kahneman w którymś momencie naukowcy mogli pozwolić sobie na formułowanie uwag w rodzaju: a dlaczego przestał Pan myśleć? Wywołując tym konsternację u badanego.

Co z tego wynika?

Jestem pewien, że bez większego trudu sami połączycie te trzy informacje.  Oczy są tą częścią twarzy, która najbardziej wpływa na ocenę jej atrakcyjności. Osoba z poszerzonymi źrenicami jest postrzegana jako ponętna.  A źrenice zwiększają swój rozmiar, gdy oddajemy się myśleniu. Teraz już na pewno wiecie o co chodzi, a przy okazji, na moment, gdy się zastanawialiście nad tą układanką, wasze źrenice zrobiły się nieco większe i byliście ładniejsi, czyż to nie cudowne?

Wiem, niektórzy z tego tekstu wyciągną bardzo praktyczny wniosek, że zamieszczając zdjęcia na Instagramie warto sfotoszopować  sobie źrenice. Niech i tak będzie. Mnie bardziej pociąga myśl, że każde zadanie, do którego wykonania wymagany jest większy wysiłek umysłowy, może sprawić, iż inni będą nas postrzegali jako atrakcyjniejszych. Robiąc coś, co obciąża nas poznawczo inicjujemy rozszerzenie źrenicy. Wykonaj trudne dla siebie zadanie matematyczne, spróbuj zapamiętać zestaw nowych informacji, wyrecytuj w myślach alfabet od tyłu, a dostaniesz +100 punktów na skali ciacho.

Świadome tego, jak wielkość źrenic wpływa na atrakcyjność, kobiety od dawna to wykorzystywały. Prace historyków sugerują, że weneckie damy dworu zakraplały oczy nalewką, która rozszerzała ich źrenice. I dlatego, z czasem, zwykła, zawierająca atropinę, roślina z rodziny psiankowatych zyskała poetycką nazwę „belladonna” – co po włosku oznacza „piękna kobieta”. (Na marginesie, nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale belladonna wydaje mi się, jest znacznie fajniejszą nazwą niż ta używana przez specjalistów: pokrzyk wilcza jagoda.)

Powiększenie źrenic może mieć różne przyczyny.  Na tej liście jest przygaszone światło, zażywanie dragów czy picie alkoholu, jest też uraz oka lub udar. Nawet belladonna w większych dawkach może być śmiertelna, a w najlepszym wypadku wywoływać halucynacje. Zdecydowanie jednak myślenie wydaje się być najlepszą i najzdrowszą metodą zwiększania naszej atrakcyjności. Jak sądzicie?