Marek Aureliusz a yoga piwna

Oczywiste i ośmieszone nie przestaje być ważne.

Marek Aureliusz a yoga piwna
AI

Trochę ponarzekam.

Jako ktoś, kto pisze o szczęściu mam naprawdę niełatwo.

No bo jak tu napisać, że tym, co prowadzi do szczęścia jest: okazywanie wdzięczności, utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi, pomaganie, ograniczenie mediów społecznościowych, uśmiechanie się do innych czy optymizm.

Już widzę te znudzone miny.

Taaaa, a szpinak jest zielony, po lecie przychodzi jesień, a najlepsze kasztany są na placu Pigalle.

Czuję się tak samo ja ty, gdy rozmawiając z kimś słyszysz:

Tak, tak wiem, znam to, nie musisz mi tego wyjaśniać.

No jasne, przecież to oczywiste.

I nagle, coś co jest ważne, dobre, a w moim przypadku potwierdzone badaniami trafia do przedziałki „oczywistość”, którą nie warto się zajmować.

Musi być duńskie Hygge, fińskie Sisu, japońskie Ikigai, albo przynajmniej kostarykańskie Pura Vida by coś zadziałało.

Nie ma magii, nie ma słuchania.

To jasne.

To oczywiste.

Banał.

Jest w tych reakcjach jakieś oczekiwanie niesamowitości.

Powiedz mi coś, czego nie wiem, a może cię posłucham.

W mówieniu i pisaniu o szczęściu mamy kumulację tego, co najgorsze.

Słuchacze przewidują co powiesz zanim to powiesz.

Oni wiedzą – przecież każdy wie, co sprawia, że jest szczęśliwy.

Powiesz to, z czym się zgodzą, nazwą to banałem.

Powiesz to, z czym się nie zgodzą, ale co do czego mają ugruntowane przekonania, a spojrzą na ciebie z politowaniem.

Bazują na swoich przypuszczeniach.

A w efekcie nie słuchają.

Dlaczego nie chcemy słuchać tego, co ważne, choć może czasami oczywiste?

Albo:

Dlaczego najlepsze idee często wydają się być oczywiste?

Jednym z powodów tego, że nie przyjmujemy niektórych idei, jest fakt, że musielibyśmy się przyznać do własnej głupoty.

Przecież wiem, co jest dobre, ważne i potrzebne, ale tym nie żyję, nie przejmuję się tym.

A zatem bycie sławnym nie czyni mnie szczęśliwym?

Wiadomo. Nie musisz mi tego mówić. Powiedz, coś czego nie wiem. To co mówisz nie zmienia mojego życia.

Tę reakcję możemy opisać jako heurystyka „przewracania oczami”.

To brzmi tak kaznodziejsko i irytująco, że można to zignorować. Mamy w sobie nieokreślone, niewypowiedziane oczekiwanie, że kiedy staniemy wobec ważnych argumentów za zmianą, (w tym miejscu dodaj dowolną zmianę), łatwo je rozpoznamy i zastosujemy. A zatem logicznie: argument, który już słyszałem, nie może być tym co zmieni moje życie, bo przecież znam go, a jestem taki jak byłem, robię to co robiłem, nic nie zmieniłem.

Jest w nas oczekiwanie, że to co uczyni nas szczęśliwymi będzie czymś niezwykłym, zaskakującym, otwierającym drzwi z hukiem wypadających zawiasów.

To musi nas poruszyć, zaskoczyć. Eureka! I wyskakujemy z wanny. Bęc! Jabłkiem w głowę i mamy prawo grawitacji. A nie coś w rodzaju, już starożytni twierdzili że…

No jasne, wiemy o tym.

Tymczasem to, co niezwykłe, skuteczne i efektywne często nie jest niczym efektownym. To ogień, koło, czy prasa drukarska, ale też kółeczka montowane w walizkach, albo Sturbucks w świecie, gdzie kawa lała się strumieniami.

Szukamy pomysłu a samo słowo „pomysł” roztacza wokół siebie aurę tajemnicy, zaginionego skarbu, legendy. To może tłumaczyć dlaczego odpowiedzi na pytanie: co zrobić żeby być szczęśliwym? szukamy w książkach typu „Sekret” i „the happy bunny”.

Przyczyn tego, że nie interesuje nas to, co znane, powinniśmy szukać w sobie. Szczególnie dobrym miejscem poszukiwań jest mózg albo, nieco szerzej, nasz umysł. Pewnie wielu z Was wie (będzie nudno i przewidywalnie), że mózg jest zaprogramowany na zauważanie tego co nowe i zaskakujące. Dla niego powtarzanie czegoś co już wiemy, nie jest bodźcem do aktywności. Dlatego łatwo przychodzi nam zignorowanie dobrych wskazówek i ważnych wniosków nawet, gdy te są w ofercie „trzy w cenie jednej plus darmowa dostawa”.

Innym powodem tego, że pewne reguły dobrego życia okazują się do nas nie trafiać, jest to, że nie chcemy okazać się głupcami.

Tak, właśnie tak.

Wieki temu, dla wszystkich było oczywiste, że Ziemia jest płaska, i nawet wobec dowodów, przyjęcie tej prawdy zajęło niektórym setki lat (a nie, korekta: niektórym jeszcze zajmuje). Do XVII wieku ludzie wierzyli, że mięso samo wytwarza w sobie robaki, dopiero eksperyment Franceso Redi pokazał, że to błąd. Nie od razu jednak ludzie to przyjęli.  Dobrze nam się tkwi w naszych przekonaniach więc z łatwością odrzucamy to, co do nich nie pasuje. W przypadku „oczywistych wniosków z badań naukowych na temat szczęścia” dochodzi jednak jeszcze jeden aspekt. Wiem, już co powiesz. Wiem dokąd zmierzasz. Twoje badania potwierdzają to, co wiedziała już moja babcia. Nie musisz tego rozwijać, bo i tak cię nie słucham. Tylko, skoro to takie oczywiste, to dlaczego tego nie stosuję? Skoro jestem taki mądry to dlaczego nie jestem szczęśliwy? Skoro wiem, co sprawia, że moje życie jest warte przeżycia, to dlaczego ciągle dłubię w budowaniu kariery i wierzę w horoskopy?

Słuchanie o tym, co ważne w naszym życiu bywa frustrującym doświadczeniem. To jak przypominanie komuś, że powinien zdrowo jeść, dzwonić do mamy i uprawiać sport. Wszyscy to wiemy, choć nie zawsze tak robimy. A łatwiej nam poradzić sobie z dysonansem poznawczym trywializując reguły, niż się do nich stosując.

Mam jeszcze trzecią hipotezę na temat tego, dlaczego Marek Aureliusz i Władysław Tatarkiewicz przegrywają z yogą piwną i bieganiem nago po lesie w poszukiwaniu utraconej męskości.

To tylko przypuszczenie, ale może jest tak, że nie chcemy się przyznać, iż jesteśmy zwyczajni, tacy jak inni. Budujemy w swojej głowie wyobrażenie o swej niepowtarzalności a tu nagle okazuje się, że jesteśmy zwykli, przeciętni, tacy jak większość. Żyjemy w przekonaniu o tym, że nasze problemy są prawdziwymi problemami, że my widzimy życie, takim jakie ono jest podczas, gdy inni się po prostu po nim ślizgają. Dlatego może to co wynika z badań działa u innych, ale nie u mnie. Ja potrzebuję czegoś niezwykłego. Zauważcie jak łatwo nam przychodzi do głowy, że nasze życie jest bardziej złożone, wymagające, trudniejsze niż innych. Widać to w prędkości, z jaką znajdujemy recepty dla innych, sami nie zażywając leku. My, jesteśmy jedyni w swoim rodzaju, potrzebujemy czegoś nadzwyczajnego. Proste, stare, często wspominane rozwiązania są dla wszystkich tych zwykłych, prostych, zmanipulowanych ludzi wokół.

Choć, tak jak i Ciebie, pociąga mnie to, co nowe, zaskakujące, niespodziewane, mam wrażenie, że oczywistość jest piękna. Za każdym razem, kiedy przestajemy uważać słońce, niedzielny obiad i wodę w kranie, za coś oczywistego, dostrzegamy cuda. Trafiają się chwile, gdy uświadamiam sobie,  jak wiele jest na świecie rzeczy oczywistych, na które nie zwracamy uwagi. Uwielbiam te momenty, gdy to co oczywiste staje się niezwykłe. Gorzej, gdy orientuję się, że to co brałem za pewnik, przestało istnieć. Znaleźć prawdę w oczywistości wydaje się być trudniejsze niż wyprawa w nieznane.

Jedyne co mi przeszkadza, to te wszystkie nudne wywody prawiących banały mądrali, którzy przeczytali o dwie książki za dużo.

Samokrytyka?