Ile to jest wystarczająco dużo?
Wiem, ile Polakom wystarczy. Wiem, ile muszą zarabiać by nie chcieć więcej.
Oferuję Ci dochód do końca życia. Serio. To nie jest żadna piramida ani sprytny sposób dojenia frajerów. Zresztą zaraz zobaczysz. Możesz tylko wygrać. Nie możesz przegrać. Nic mi nie dajesz. Nic nie ryzykujesz.
Pozwól, że zadam Ci pytanie: Jaką sumę musiałbyś otrzymywać każdego miesiąca , aby zgodzić się na to, by całkowicie przestać zarabiać?
Jeżeli się dogadamy to ją dostaniesz.
Zanim jednak odpowiesz weź pod uwagę, że, poza tobą, taką samą ofertę złożyłem czterem innym osobom. Wygrywa ten, kto wskaże najniższą sumę.
Ważne: zakładamy, że do końca twojego życia realna wartość pieniądza się nie zmienia i jest taka jak dziś. Mówiąc najprościej, nie musisz się martwić wzrostem cen. Nawet masła. To co ode mnie otrzymasz będzie rosło przynajmniej w tempie inflacji.
Teraz znasz już zasady: dochód do końca życia pod warunkiem, że nie będziesz zarabiać: wygrywa ta spośród pięciu osób, która wskaże najmniejszą sumę; realna wartość dochodu nie zmieni się do końca twojego życia.
Przechodzimy do najważniejszego.
Wskaż swoją sumę.
Za ile miesięcznie zgodzisz się porzucić zarabianie?
Dam ci chwilę na zastanowienie.
Już?
To ile musiał(a)byś otrzymać?
Dwa tysiące złotych?
Nie, to pewnie za mało w końcu nie chcemy do końca życia żyć w ubóstwie.
To co, cztery? Sześć? Dziesięć? Dwadzieścia tysięcy?
Najchętniej pewnie wpisalibyście milion, ale to nie jest dobra strategia. Wpisując tak wysoką sumę prawdopodobnie przegracie z innymi osobami i nic nie dostaniecie. O to właśnie chodzi w tym eksperymencie myślowym. Jest skonstruowany tak, by skłonić nas do oceny rzeczywistych potrzeb. Nie możemy ulec pokusie żądania za dużo, bo wtedy przegrywamy i zostajemy z niczym. Nie możemy też wskazać zbyt niskiej sumy, bo wtedy schodzimy poniżej poziomu, który uznajemy za przyzwoity. Jeżeli nie masz zamiaru przystąpić do zakonu, w którym składa się śluby ubóstwa, byłoby mało sensownym skazywać się na życie w niedostatku do końca swojego życia. A zatem podając sumę, tak naprawdę wskazujemy ile nam wystarczy. Ile to jest dla nas wystarczająco dużo? Kiedy trzy lata temu napisałem tekst pod tytułem „O nienasyceniu. Ile to jest wystarczająco dużo?” obiecałem sobie, że jeżeli pojawi się okazja to zbadam to, ile Polacy uważają za wystarczająco dużo. No i się udało. Robiłem duże badanie finansowane ze środków Narodowego Centrum Nauki i w jednym z kwestionariuszy zamieściłem opisany tu eksperyment. Nie wiem, czy i kiedy uda się opublikować wyniki w formie artykułu naukowego, ale Wam już mogę powiedzieć: wiem, jaki dochód Polacy uważają za wystarczająco duży dla zaspokojenia ich pragnień. Wiem ile wynosi mediana. Wiem, jak to się zmienia wraz w wiekiem, zarobkami i wykształceniem.
No to po kolei.
Jeżeli chodzi o uznanie, ile to jest wystarczająco dużo, to skrajnościami będą ci, którzy chcą niewiele, wystarczy im ździebełko, i już. Na przeciwnym biegunie są osoby o najwyższych oczekiwaniach, którzy za wystarczające zarobki, uznają takie, które są relatywnie duże. Skoro przyjąłem, że minimalistom wystarczy ździebełko, to trzymając się tej agrarnej metafory, możemy uznać, że osoby o najwyższych oczekiwaniach, za wystarczające uznają posiadanie spichlerza.
Przejdźmy do liczb i konkretów, grupa „wystarczy mi ździebełko” – to osoby, które uznały że wystarczałoby im by dostawać, co miesiąc dochód mieszczący się, gdzieś między progiem ubóstwa (minimum socjalnym) a minimalnym wynagrodzeniem na rękę, czyli, dla uproszczenia, gdzieś między dwa a trzy i pól tysiąca miesięcznie. Nie umiem powiedzieć, co tymi osobami kieruje. Może cenią prostotę i zwykłe bezpieczeństwo. A może bardzo chcieli wygrać i nie do końca przemyśleli swoją odpowiedź. W końcu mogą stawiać przede wszystkim na spokój i szukać spełnienia, gdzieś poza konsumpcją i posiadaniem. W tej grupie znaleźliby się ascetyczni minimaliści, jogini, Epikur, Szymon Słupnik i święty Franciszek a także blisko 13 procent Polaków. Niemal co ósmy z nas uznaje, że do życia wystarczyłoby mu mniej niż 3 i pół tysiąca miesięcznie.
Na drugim końcu są ci, którzy, za wystarczające minimum uznają coś, co kojarzy się nam z bogactwem. Dla nich „wystarczy” jest synonimem „do syta”. „Dostateczny” to jest luksus, przepych, zbytek. W ich przypadku zlepek słów „wystarczająco dużo” nie przywodzi na myśl ograniczeń. Pragną spichlerza, w którym nie muszą dostrzegać źdźbła, kłosa czy nawet snopka. Tu byliby alchemicy poszukujący kamienia filozoficznego, Midas, Krezus, Rockefeller czy Harpagon. W moim badaniu do tej grupy zaliczyłem osoby, które zgodziłyby się nie zarabiać gdyby co miesiąc na ich konto wpływało nieco ponad 15 tysięcy złotych. Pewnie pomyślicie, że to i tak niewiele jak na tych, którzy oczekują najwięcej, może jednak zmienicie zdanie, gdy dodam, że średni oczekiwany dochód w tej grupie to 48 tysięcy złotych miesięcznie a mediana to 30 tysięcy. Tak swoje minimum postrzega 16 procent badanych.
Kiedy spojrzymy na wszystkich Polaków to okaże się, że średni oczekiwany dochód miesięczny na rękę, który byłby wystarczająco wysoki by zaspokoić nasze potrzeby wyniósł niemal 13600 złotych. W przypadku dochodów, tych rzeczywistych i tych oczekiwanych, średnia nie jest jednak najlepszą miarą. A to dlatego, że pojedyncze, bardzo wysokie albo bardzo niskie wartości, znacznie zmieniają obraz całości. Przykładowo w społeczeństwie, w którym jedna osoba zarabia sto tysięcy, a 100 osób dostaje trzy i pół tysiąca średnia wyniosłaby cztery i pół tysiąca, o 25% więcej niż zarabia każda pojedyncza osoba, z wyjątkiem jednej. Dlatego z wielu powodów lepiej stosować medianę, to taka wartość, która dzieli nam grupę na dwie równe części, 50% osób zarabia tyle samo lub mniej niż wynosi mediana, a drugie 50% zarabia tyle samo lub więcej. W moim badaniu mediana tego, co w opinii Polaków oznacza wystarczająco dużo to 8 tysięcy złotych. Odnieśmy to do mediany podawanej przez GUS a okaże się, że wystarczająco dużo to około 60% więcej niż dzisiaj dostajemy.
Porównajmy różne grupy. Choć różnica nie jest duża to jednak mężczyźni oczekują więcej niż kobiety, osoby młodsze więcej niż osoby starsze, mieszkańcy dużych miast więcej niż mieszkańcy mniejszych miejscowości. Oczekiwania, co do tego, ile to jest wystarczająco dużo rosną też wraz wykształceniem, dochodem rodziny oraz subiektywnie ocenianą sytuacją materialną gospodarstwa domowego.
Myśl, że moglibyśmy sobie powiedzieć „już”, „wystarczy”, „nie chcę, nie potrzebuję więcej” coraz częściej i śmielej jest opisywana jako utopijna. Dzieje się tak z wielu powodów. Po pierwsze brak górnego limitu to podstawowe założenie gospodarki wolnorynkowej. Po drugie, dziś nie wiemy jeszcze, co jutro uznamy za konieczne do życia; wiele z naszych potrzeb i pragnień jest sztucznie generowana. Po trzecie, to co chcemy ma swoje źródło nie tylko w naszych potrzebach ale też w tym, co mają inni. Będziemy więc zachwycać się proroctwami Keynesa, naukami Gandhiego, nawoływaniami do prostoty płynącymi od Thoreau, Epikura. Będziemy kupować książki Harariego, głośno opowiadać o ekonomii obwarzanka a na akademiach cytować Fromma i Arystotelesa. A na końcu i tak większość z nas uzna, że my wiemy, ile to jest wystarczająco; i zawsze będzie to nieco więcej niż mamy dzisiaj.
Moje badanie ma oczywiście wiele ograniczeń, ale potwierdza, to co wielu z Was na pewno już dawno dostrzegło. Większość ludzi, ja pewnie też jestem w tej grupie, to naiwniacy. Dość nierozważnie oczekujemy, że zarabiając nieco więcej niż dzisiaj, osiągnęlibyśmy spełnienie. Podwyżka zarobków o połowę i byłoby naprawdę spoko. Wtedy nie chciałbym więcej. Myślisz podobnie? Sądzę, że tak. Niewiele jest osób, które uznają, że to co mają już im wystarczy. Dzieje się tak, ponieważ nie chcemy rezygnować z tego co posiadamy, a przy tym, co pokazały moje badania, wraz z dochodem rosną też nasze aspiracje. Na pierwszy rzut oka to dość dołująca konkluzja; zatonęliśmy w złudnym przekonaniu, że już za chwilę możemy mieć wystarczająco dużo, tylko po to, by zbliżając się do naszego celu patrzeć, jak on się oddala. A jednak widzę w tym coś optymistycznego. Pomyślcie, jak uwalniająca może być świadomość, że zwiększając swoje dochody mamy marną szansę na to, by poczuć zadowolenie z tego, co osiągnęliśmy. Więcej i tak nie wystarczy.
************************************
Badanie zrealizowano w ramach projektu:
Solidarność społeczna, postawy wobec państwa opiekuńczego oraz wzorce zasługiwalności w społeczeństwie polskim po wprowadzeniu programu "Rodzina 500+"
finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki (2018/31/B/HS5/01707) . Projekt realizowany na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu