Dlaczego utrata wagi nie sprawi, że będziemy szczęśliwsi?

Tracimy na wadze i nagle okazuje się, że mamy te same problemy, które mieliśmy, gdy kilogramów było za dużo.

Dlaczego utrata wagi nie sprawi, że będziemy szczęśliwsi?
Photo by Diana Polekhina on Unsplash

Koniec z tym.

Biorę się za siebie.

Zrzucam.

Herbatki ziołowe, koktajle zastępujące posiłek, tabletki na odchudzanie (tylko z te z top 5 rankingu), catering dietetyczny. Z aplikacją do liczenia kalorii, albo bez żmudnego liczenia kalorii.

Dieta strażników wagi, śródziemnomorska, paleo, wolumetryczna, kliniki Mayo, Dash, fleksitariańska, kato, Ornisha, south beach, wegańska, Atkinsa?

Sam nie wiem, na co postawić: szybkość odchudzania? łatwość przestrzegania? przydatność w utracie masy? a może efekty dla zdrowia?

Odchudzanie to nie jest bułka z masłem.

Może i gubimy wagę, ale ona jest niezła w te klocki, i zawsze nas znajduje.

Dane, na które niedawno natrafiłem wskazują, że w 43 krajach na całym świecie ponad połowa dorosłej populacji próbuje zrzucić wagę. (Najlepiej byłoby w przepaść, albo przynajmniej z jakiegoś sporego urwiska.)

W Polsce to jest 54% badanych. Co drugi Polak uznaje, że tu za dużo, tam też sporo. Jesteśmy prześladowani przez nasz przyodziewek: ten w przegródce „jeszcze kiedyś się zmieszczę”, i ten coraz bardziej kurczący się w praniu. Cierpimy na zasapanie poschodowe. Żyjemy na krawędzi zakładając buty. A do tego wszędzie otaczają nas te chude i wysportowane.

Powodów by zrzucać mamy wiele; i wielu próbuje. Szacunki prezentowane w Global Wellness Economy Monitor, wskazują, że w roku 2023 wartość rynku zdrowego odżywiania i utraty wagi sięgnęła rekordowej wielkości blisko 1,1 biliona dolarów. Chcemy schudnąć i jesteśmy gotowi za to zapłacić. Mało kto jednak zadaje sobie pytanie: czy ludzie, którzy zrzucają wagę naprawdę są dzięki temu szczęśliwsi?

Wydaje się, że w to wierzymy.

Nie kwestionuję.

Zrzucenie wagi jest czymś pożądanym, a bywa, że koniecznym; bo cukrzyca, bo serce, bo łatwiej, bo zdrowiej, bo ładniej, bo sąsiadka zrzuciła. Interesuje mnie jednak, co badania mówią o związku pomiędzy zrzuceniem wagi a szczęściem? Czy obniżając mój BMI (stosunek wagi do wzrostu) będę bardziej zadowolony z życia?

Na wejściu zaznaczmy, że odpowiedź wydaje się być oczywista, choćby dlatego, że jednym z czynników najsilniej skorelowanym ze szczęściem jest zdrowie. Z kolei zdrowie, silnie koreluje się z wagą. W jednym z badań, wykorzystującym 10-stopniową skalę szczęścia, tzw. drabinę Cantrila, ujawniono, że osoby nieco otyłe (BMI 30-35) miały o blisko pół punktu niższy wynik szczęścia niż osoby o prawidłowej masie ciała. W przypadku osób bardzo otyłych (BMI 45 lub więcej) ta różnica wynosiła już niemal 2 punkty. W innym badaniu pokazano, że znaczna część osób z nadwagą i otyłością jest niezadowolona ze swojego ciała i chciałaby być szczuplejsza. Przy czym kobiety z otyłością są znacznie bardziej niezadowolone niż mężczyźni. Ponadto, wiemy od dawna, że osoby z otyłością doświadczają dyskryminacji i stygmatyzacji w szkole, w pracy, w instytucjach opieki zdrowotnej, ale też w relacjach interpersonalnych i intymnych oraz w mediach. A to, rzecz jasna, nie sprzyja byciu szczęśliwym.

Z badań, które znamy  płyną dość jednoznaczne wnioski: im bardziej BMI rośnie ponad poziom oznaczający pożądaną wagę tym bardziej prawdopodobne, że szczęście się obniży. Relacja ta jest silniejsza u kobiet niż u mężczyzn.

A jednak nie zawsze się to sprawdza.

Przykładowo: osoby z nadwagą lub otyłością, ale mające relatywnie wysoki poziom zadowolenia ze swojego ciała i wysoki poziom pozytywności, często określają same siebie, jako szczęśliwe, niezależnie od wieku, płci, wagi i doświadczanej stygmatyzacji. To, jak masa ciała albo objadanie wpływa na szczęście, w jednej trzeciej zależy od tego, jak bardzo zamartwiamy się naszym wyglądem. A zatem: nie tylko nadwaga czy otyłość mają znaczenie dla naszego dobrostanu. Ważne jest to, w jaki sposób myślimy o naszym ciele, i jak wielką wagę przypisujemy wyglądowi. To nasze myślenie w dużej mierze wpływa na związek pomiędzy masą ciała a szczęściem. Naukowcy wskazują wręcz, że leczeniu otyłości powinna towarzyszyć terapia nakierowana na zmiany w myśleniu.

Krótko: wyniki cytowanych badań wskazują, że istnieje spore ryzyko, iż mając lub nabierając za dużo kilogramów będziemy mniej zadowoleni z życia.

A tracąc?

Skoro nabierając niepożądanego balastu jesteśmy mniej szczęśliwi, to porzucając go, powinniśmy być szczęśliwsi. Prawda?

Prawdaaaa?

Odpowiedź na to pytanie okazuje się być dość mocno skomplikowana.

Badanie, na które się dzisiaj powołam, przeprowadzono w 2023 roku w Danii, na próbie ponad 15 tysięcy osób. Jego wynik, przynajmniej dla mnie, był zaskakujący. Choć nadwaga, a szczególnie otyłość, są skorelowane z niższym poziomem satysfakcji z życia; to już zmniejszanie wagi niekoniecznie działa w przeciwnym kierunku. U osób z BMI 25 lub więcej (co zgodnie z przyjętymi normami oznacza nadwagę) utrata wagi w okresie 5 ostatnich lat łączyła się z niższą satysfakcją z życia w porównaniu z osobami, które przez ten okres utrzymywały wagę na stabilnym poziomie. Spadek wagi prowadził do spadku szczęścia. Przy czym efekt ten był niemal niezauważalny wśród osób, które dobrze oceniały swój poziom zdrowia.

Większość z nas odtrąbi sukces, gdy uda nam się zrzucić kilka kilogramów. Ci, którzy zrzucają więcej niż kilka, chwalą się tym w mediach społecznościowych, albo rozwijają biznes. Niektórzy rzeczywiście lepiej ocenią swoje życie. Jednak większość, gdy minie podekscytowanie w rodzaju „mieszczę się w tym”, a ludzie dookoła przestaną komplementować naszą sylwetkę, uświadomi sobie, że wcale nie stała się szczęśliwsza dzięki spadkowi wagi.  A może być nawet gorzej. W jednym z badań University Collage London, u osób, które schudły, zwiększyło się ryzyko zachorowania na depresję.

A zatem utrata wagi nie przekłada się automatycznie na wzrost szczęścia.

Uzasadnionym jest więc zapytać: Dlaczego tak się dzieje, skoro nadwaga często prowadzi do jego obniżenia? Częściowym wytłumaczeniem może być to, że tracimy masę ciała, gdy doświadczamy czegoś niepożądanego, jak choćby choroba, rozwód, permanentny stres w pracy. Powodem najważniejszym wydaje się jednak coś innego: motywacja do zrzucenia wagi. Innymi słowy; to co nas pchnęło do tego, by katować się dietą i ćwiczeniami. Okazuje się, że jeżeli powodem naszych działań jest troska o zdrowie, zrzucenie zbędnych kilogramów sprawia, że stajemy się szczęśliwsi. Inaczej jest, gdy kierujemy się głównie chęcią poprawy wyglądu albo nastroju. W obu przypadkach zmniejszanie wagi nie skutkuje wyższym dobrostanem. Oprócz niepożądanych doświadczeń i zauważalnych różnic w motywacji, jest coś jeszcze co sprawia, że związek pomiędzy redukcją wagi a szczęściem, bywa dość wątły. Badania w wielu krajach pokazały, że nadwaga i otyłość są szczególnie częste wśród osób mniej wykształconych i wykonujących nie prestiżowe, niskopłatne prace. A zatem, nawet jeżeli taka osoba schudnie, to jej sytuacja życiowa raczej się nie zmieni, a co za tym idzie, nie zmieni się też poziom satysfakcji z życia.

Na koniec coś jeszcze. Może zamiast myśleć będę szczęśliwszy, jeżeli sześciopak i medium size zamiast XXL, powinniśmy raczej skupić się najpierw na szczęściu. Wyniki opublikowanych w 2020 roku badań sugerują, że osoby, które dzięki udziałowi w specjalnym programie stały się szczęśliwsze: mniej chorowały, obniżyły ciśnienie krwi i …  przestały przybierać na wadze.

Hindus, którego znalazłem na forum internetowym, a który chwalił się, że zrzucił 35 kilogramów, stwierdził, że jest szczęśliwy teraz, ale był też szczęśliwy, gdy ważył dużo więcej. I podkreśla, że szczęście pomogło mu cieszyć się już samym procesem, bo dzięki temu chętnie i z oddaniem mu się poświęcał.

Stąd moja rada: chcąc chudnąć zacznijmy od myślenia. Dla tych, co pozostają nieprzekonani i przejmują się tym, że ich BMI wskazuje na nadwagę, mam coś, co powinno Was pocieszyć. Arnold Schwarzenegger też ma nadwagę. Co tam nadwagę, przez większość swojego dorosłego życia Arni miał BMI powyżej 30, co oznacza, że był otyły – to dotyczy też okresu, gdy siedmiokrotnie wygrywał konkurs Mr Olympia – najważniejszy zawody kulturystyczne na świecie.

A zatem: Hasta la vista, baby