Dlaczego tak trudno utuczyć świnkę skarbonkę? Psychologia oszczędzania cz. 2
Istnieje kilka dobrych wyjaśnień dlaczego ludzie nie oszczędzają. Większość z nich to raczej wymówki niż powody.
To jest część druga artykułu. W pierwszej części mogliście przeczytać i usłyszeć o tym, że nie ma silnych naukowych dowodów na to, iż zwiększanie wiedzy w zakresie finansów skutkuje zwiększeniem skłonności do oszczędzania. Podobnie; okazuje się, że mało prawdy jest w stwierdzeniu, że podstawowym problemem w zachęcaniu do oszczędzania jest brak pieniędzy. Prawdziwe powody braku oszczędności rzadko są ekonomiczne, znacznie częściej mają charakter psychologiczny. Dzisiaj przyjrzymy się kilku z nich.
Zacznijmy od nierealistycznego optymizmu (ang. optimism bias). Za tym pojęciem kryje się po prostu przekonanie, że przyszłość będzie piękna, a już na pewno lepsza niż teraźniejszość. Wierzymy, że nie przytrafi nam się nic złego (innym, owszem, może się przytrafić, ale nam nie) albo, że nasz los się po prostu polepszy, tak po prostu, bo czemu nie. Przewidujemy, że będzie lepiej i nie przeszkadza nam to, że wiemy jak często pewne rzeczy się zdarzają. Jeżeli chcecie poznać nierealistycznych optymistów to wystarczy udać się w sobotę do urzędu stanu cywilnego lub kościoła, gdzie ktoś właśnie komuś ślubował, że go nie opuści aż do śmierci. Większość ludzi biorących ślub w to wierzy, i kompletnie nie robi na nich wrażenia fakt, że już dzisiaj na 100 małżeństw 36 się rozwodzi, a liczba rozwodów bardzo szybko rośnie. Najlepszym przykładem nierealistycznego optymizmu są rozwiedzeni prawnicy specjalizujący się w sprawach rozwodowych, którzy po raz kolejny stają na ślubnym kobiercu. Innym się nie udaje, w przeszłości mi też się nie udało, ale tym razem będzie inaczej.
To typowy przykład myślenia życzeniowego – zniekształcamy wizję przyszłości na naszą korzyść. W obszarze finansów nierealistyczny optymizm znajduje swój wyraz w przeszacowanych wielkościach przyszłych dochodów i niedoszacowanych wielkościach przyszłych kosztów. Skoro różnica pomiędzy tym co zarobię a tym co wydam powiększy się na rzecz tego pierwszego to nie ma co się przejmować oszczędzaniem pieniędzy.
Myli się jednak ktoś, kto myśli, że realistyczne podejście do przyszłości wystarczy by zachęcić nas do oszczędzania. Realizm ściąga nas w dół, ale nie dostarcza automatycznie podłogi, od której możemy się odbić. Dlaczego? Bo istnieje coś takiego, jak pokusa. Przypomina mi się Oscar Wilde i przypisywane mu zdanie:
Potrafię wszystkiemu się oprzeć - z wyjątkiem pokusy.
Oszczędzanie wymaga od nas tego by oprzeć się pokusie wydawania teraz po to by mieć większe możliwości wydawania w przyszłości. Do tego potrzebna jest samokontrola.Wielu z nas ma z tym problem. A tymczasem, jak pokazały choćby przeprowadzone przez Agatę Trzcińską i Marylę Goszczyńską badaniawśród polskich nastolatków, cechy indywidualne takie jak umiejętność samokontroli mają znaczący wpływ na finansowe zachowania dzieci. Samokontrola oznacza, że potrafię regulować swoje zachowania, myśli i emocje. Osoby z wyższą samokontrolą nie tylko więcej oszczędzają, ale też częściej osiągają swoje cele i częściej odnoszą sukces w różnych dziedzinach życia. Co ważne – a o czym już kiedyś pisałem w artykule „Samokontrola bierze się z nawyków” – samokontrola to umiejętność a nie tylko cecha, i możemy ją zwiększać. Dla tych jednak, którzy nie radzą sobie z unikaniem pokus pozostają inne, nierzadko bardzo skuteczne metody. W przypadku oszczędzania mogą to być środki, które opisuje się jako: commitment device – narzędzia angażujące - wszystko, co może pomóc nam wytrwać w naszym postanowieniu.
Pokażę Wam jak to działa na przykładzie badania, które dotyczyło aktywności fizycznej. Ludzie często chcą ćwiczyć, bo rozumieją korzyści, jakie za tym stoją. Zdajemy sobie sprawę też sprawę z konsekwencji braku ruchu, a mimo to ciągle mamy problem z regularną aktywnością. W eksperymencie, który przeprowadzono w Holandii, w wybranych siłowniach co tydzień przeprowadzano loterię, ale mogły w niej wziąć udział tylko osoby, które ćwiczyły przynajmniej dwa razy w ciągu ostatniego tygodnia. Co ważne, wszyscy którzy brali udział w badaniu (ogółem 163 osoby z nadwagą) dostawali informację o wynikach loterii. Dotyczyło to również tych, którzy w danym tygodniu nie byli losowani, bo nie chodzili wystarczająco często, W ten sposób wywoływano w ludziach żal, a tego wszyscy próbujemy uniknąć. Jesteśmy nawet skłonni się zmobilizować by nie musieć znowu odczuwać żalu. Widać to było w efektach przeprowadzonego eksperymentu: frekwencja na siłowni znacząco wzrosła.
A jak to się ma do oszczędzania? Otóż okazuje się, że aby zmniejszyć wydatki, wiele osób jest gotowa pociąć nożyczkami swoją kartę kredytową albo, to nie jest przenośnia, utopić ją pojemniku z wodą. Mogą też zacząć oszczędzać na lokatach, w których płaci się kary za zbyt wczesne wyciągnięcie środków. (Jedno z badań ujawniło, że ludzie, którzy korzystali z tego typu kont, po 12 miesiącach trwania eksperymentu mieli niemal dwukrotnie wyższy poziom oszczędności niż, ci którzy się na to nie zdecydowali).
Pamiętacie jeszcze Nomsę, z Południowej Afryki, którą wspominałem w pierwszej części tego artykułu? Mając 115 dolarów dochodu miesięcznie potrafiła zaoszczędzić 40, głównie dzięki temu, że korzystała z narzędzi aktywizujących oszczędzanie. Nomsa należy do tzw. klubów oszczędzania, lokalnych stowarzyszeń, w których można założyć lokatę ale wycofanie środków przed terminem niesie za sobą utratę odsetek.
To nie jest przypadek, że do prawdziwych skarbonek można wrzucać pieniądze ale nie można ich wyciągnąć, bez zniszczenia samej skarbonki. Takie rozwiązania znane już były XIV wieku. A na początku XX wieku holenderskie banki miały w ofercie tzw. pojemniki na oszczędności – zamykane pudła, które trzymało się w domu, ale można było otworzyć tylko przy pomocy pracownika banku. To chroniło klientów przed impulsywnymi zakupami.
Kolejnym utrudnieniem w tuczeniu świnki skarbonki jest potrzeba dokonywania wyboru międzyokresowego. No bo przecież w oszczędzaniu chodzi o niewydawanie dzisiaj po to by móc wydać później. Problemem jest to, co psychologowie już dobrze opisali: nastawienie na teraźniejszość. Wolimy natychmiastowe korzyści od tych, które mogą być naszym udziałem w przyszłości. Dzieje się tak, bo obszary mózgu, przetwarzające emocje i dokonujące oceny nagród aktywują się raczej na myśl o tym, co tu i teraz, a nie tym, co może kiedyś w przyszłości. A w efekcie łatwiej nam przyjąć postawę wydać-teraz-oszczędzać-potem, niż dokarmiać świnkę.
Ostatni mechanizm, który opiszę, a który tłumaczy nasze trudności w oszczędzaniu pieniędzy wiąże się z awersją do straty opisaną przez Daniela Kanhemana i Amosa Tversky’iego. Szacuje się, że ból związany ze stratą jest nawet dwa razy większy niż przyjemność czerpana z zysku (pisałem o tym w blogu: Unikanie straty. Dlaczego lepiej nie zgubić 100 złotych niż znaleźć 100 złotych?). A oszczędzanie to dla wielu z nas strata. Szczególnie, jeżeli nie chodzi o zaoszczędzenie jakiejś ekstra kasy, ze spadku czy jendorazowej premii. Jeżeli mamy oszczędzać z tego, co normalnie zarabiamy, to oznacza, że tracimy coś: jemy mniej lub gorzej, rzadziej kupujemy ubranie, jeździmy pociągiem zamiast samochodem etc. Gdy ludzie przyzwyczają się do określonego poziomu dochodu rozporządzalnego, ciężko jest sprawić, by przyszły zysk z oszczędności przewyższył dzisiejszą stratę.
A zatem, jak widzicie, pomiędzy wyjęciem pieniędzy z portfela a włożeniem ich do skarbonki pojawia się wiele trudności: „nierealistyczny optymizm, niewystarczająca samokontrola, nastawienie na teraźniejszość, awersja do straty”. Co gorsza to nie wyczerpuje listy problemów.