Dlaczego boimy się być szczęśliwymi?
Nowa, lepsza praca? Przeprowadzka? Odczuwamy radość równolegle z obawą, że za chwilę musi stać się coś naprawdę złego. Doświadczamy szczęścia nasiąknięci strachem, że oto złe oko nas dostrzeże i ześle zarazę.
Może to znacie. Rodzi się wyczekane dziecko, a Was zżera niepewność. Wyjeżdżacie na wymarzone wakacje, a w głowie nawałnica powodów, dlaczego coś może pójść nie tak. Ona powiedziała „tak”? Kurczę, robi się poważnie, czy nie za poważnie? Nowa, lepsza praca? Przeprowadzka? Odczuwamy radość równolegle z obawą, że za chwilę musi stać się coś naprawdę złego. Doświadczamy szczęścia nasiąknięci strachem, że oto złe oko nas dostrzeże i ześle zarazę.
Dlaczego boimy się być szczęśliwymi?
Niektórzy z nas boją się być szczęśliwymi. Nie chodzi o to, że nie chcą, albo, że lubią grzęznąć w nieszczęściu (tacy też są ale to inna grupa niż ta o której dzisiaj piszę). To są ludzie, którzy czują, że choć teraz mogliby cieszyć się swoim życiem, to w przyszłości będą musieli za to zapłacić. A skoro tak, to nie ma się co cieszyć, i choć dziś świeci słońce, to już należy wypatrywać oznak zbliżającej się burzy. Radość zwiastuje smutek – to dość złowieszcze, nie uważacie?
Dlaczego tak się dzieje?
Po pierwsze może to być nieuświadomiona wiedza z ekonomii. Boimy się być szczęśliwi żyjąc w przekonaniu, że po tym, jak przytrafia nam się coś dobrego, musi przyjść coś złego. W ekonomii opisuje to cykl koniunkturalny. Po fazie ożywienia i rozkwitu, następuje kryzys i depresja. Treść podręczników często znajduje swoje przełożenie w przysłowiach i powiedzeniach. W Iranie mówi się, że „głośny śmiech budzi smutek”, a w Chinach ostrzega się słowami: „wielkie szczęście rodzi tragedię”. A zatem awersja do szczęścia bierze się czasami z przesądnej wiary, że istnieje we wszechświecie jakaś siła, która sprawia, że po szczęściu musi nastąpić smutek, bo jest to konieczne dla zachowania równowagi energii. Przyznajcie to dość przerażające.
Nie trzeba być przesądnym by nabrać przekonania iż po szczęściu przyjdzie nieszczęście. Czasami powodem jest na przykład klasyczne warunkowanie. Wyobraź sobie, że jedziesz rowerem ciesząc się otaczającymi cię widokami, gdy nie zauważasz dziury w nawierzchni i upadasz. Ta sekwencja sprawi, że gdy następnym razem wsiądziesz na rower, to w podobnej sytuacji będzie ci towarzyszyć obawa przed zbliżającą się krzywdą. Wiele takich zdarzeń (nie tylko tych związanych z jazdą na rowerze) może uwarunkować nas do przewidywania nieszczęścia wtedy, gdy czujemy się szczęśliwi. Warunkowanie jest nieracjonalne, a co ważniejsze, nieuświadomione, i zależy po prostu od czasu i kolejności zdarzeń. Na poziomie logiki rozumiemy, że bycie szczęśliwym nie niesie nic negatywnego dla nas samych lub innych, ale i tak czujemy niepokój.
Nadawanie znaczenia tego rodzaju wierzeniom nie jest naszym najważniejszym zmartwieniem. No bo, idąc dalej tym torem, skoro po każdym dobrym zdarzeniu przychodzi następne, złe, to po każdym złym, przychodzi dobre. Bardziej poetycko byłoby coś w rodzaju po mroku świt, po burzy tęcza. Równowaga. Zamęt bierze się z tego, jak działa nasza psychika. A ona w różny sposób traktuje to co korzystne i to co niekorzystne. Różne są siły szczęścia i nieszczęścia. To co złe, również gdy jest przyszłe, spodziewane, ewentualne, „podobno komuś się zdarzyło więc mi też może”, działa na nas silniej niż to co dobre. Nie martwię się, że odniosę sukces, że wygram na loterii, że dostanę podwyżkę. Martwię się, że dach może przeciekać, że do pierwszego nie starczy, że córka późno wraca do domu z imprezy, albo że samochód może mi się popsuć, w drodze na wakacje. To co niekorzystne zaborczo sięga po naszą uwagę i wymaga działania, podczas gdy korzystne i przyszłe zdarzenia nie wymagają natychmiastowej reakcji. Psychologowie i ekonomiści już od dawna piszą o tym, że zło silniej oddziałuje na naszą ocenę zdarzeń niż dobro, nawet gdy te zdarzenia jeszcze się nie wydarzyły. Nasz umysł jest przygotowany do dostrzegania i rozważania przede wszystkim tego, co poszło lub może pójść nie tak. Z tego powodu część ludzi boi się szczęścia. Skoro po szczęściu ma przyjść nieszczęście, to lepiej go unikać. Lepiej by było płasko: ani dobrze ani źle.
Drugim aspektem związanym z obawą przed szczęściem jest niechęć do jego okazywania. Na pewno to zauważyliście. Tłamszenie szczęścia po to, by nie okazywać go na zewnątrz. Jesteśmy wtedy, jak piłkarz, który po strzeleniu gola nie okazuje radości, bo w poprzednim roku grał w przeciwnej drużynie. Za każdym razem aktywizujemy blokady i lęki przed pozytywnymi emocjami.
Częściowo może to być narzucone kulturowo. W niektórych kulturach odczuwanie i okazywanie radości jest postrzegane jako forma utraty kontroli. Widać to w języku. O kondycji umysłowej człowieka szczęśliwego mówi nam choćby stwierdzenie: oszaleć z radości. Inne wskazują na jakąś nieobecność, gdy akurat jesteśmy w siódmym niebie. No i w końcu tracimy kontakt z samym sobą, gdy nie posiadamy się z radości.
W byciu szczęśliwym jest coś niepokojącego, nieprawdziwego, frywolnego. Na pewno zauważyliście, że to poważni, cierpiący, smutni i tragiczni, żyją naprawdę; a ci uśmiechnięci, radośni to jacyś ignoranci. Ktoś, kto się często śmieje nie może być przecież świadomym, głębokim, prawdziwym człowiekiem. Jest jakiś podejrzany. Pewnie coś popala. Cierpienie jest głębokie, radość płytka i ulotna. Zgodzi się ze mną każdy, kto pamięta portret Słowackiego i Mickiewicza zawieszone w szkolnej sali od polskiego. Widzieliście kiedyś by kogoś wzniesionego na cokoły zobrazowano z uśmiechem na twarzy? Mamy to zakorzenione. Islamscy kaznodzieje czasami płaczą na ambonie pokazując w ten sposób bojaźń Bożą. W chrześcijaństwie nie jest lepiej: żaden Ewangelista nie wspomina by Jezus śmiał się czy żartował. Płakał, smucił, tak, ale nigdy się nie śmiał. Tylko ten Dalai Lama obnosi się z tą swoją uśmiechniętą gębą. Fircyk.
Mohsen Joshanloo i Dan Weijers wskazują, że, choć może nam żyjącym w kulturze zachodniej trudno w to uwierzyć, w wielu kulturach szczęście jednostki nie jest najwyższym dobrem. Opublikowane w 2024 roku badania, w których porównywano poziom strachu przed szczęściem w 6 krajach, wskazały, że jest on najwyższy w Turcji i w Stanach Zjednoczonych a najniższy w Polsce i w Portugalii. Wcześniejsze, przeprowadzone w 14 krajach badania sugerowały, że silna awersja do szczęścia zdarza się głównie w kolektywistycznych kulturach wschodniej Azji. Generalnie tam gdzie grupa jest ważniejsza niż jednostka, tam odczuwany strach przed szczęściem okazuje się być silniejszy.
Obawy przed szczęściem mogą być też, po części, efektem albo przyczyną, przesądów. Wielu z nas słyszało o tym, że „nie wolno o ciąży mówić nikomu zbyt wcześnie, by nie zapeszyć i nie wywołać poronienia”. Wydaje się też, że powodem, dla którego nie chcemy okazywać szczęścia jest strach przed zazdrością ze strony innych. Nawet jeżeli nie mogą oni zrobić nic by stanąć pomiędzy nami a szczęściem to i tak się ich obawiamy, dlatego wolimy by nie wiedzieli o naszym szczęściu.
Do określenia irracjonalnej awersji do bycia szczęśliwym w psychologii coraz częściej używa się terminu „cherofobia”. Nazwa pochodzi od połączenia słowa fobia z greckim "chero", które oznacza "radować się". Ktoś kto jest nią dotknięty czuje się niekomfortowo na myśl o radosnych spotkaniach towarzyskich takich jak przyjęcia, wesela czy koncerty. Odrzuca większość tego, co mogłoby prowadzić do pozytywnych zmian w życiu, obawiając się, że potem nastąpią rzeczy złe. Niektóre z kluczowych myśli, które przebiegają przez mózg osoby doświadczającej cherofobii sprowadzają się do stwierdzenia:
Bycie szczęśliwym oznacza, że spotka mnie coś złego.
Szczęście czyni mnie złą lub gorszą osobą.
Pokazywanie, że jest się szczęśliwym jest złe dla mnie lub moich przyjaciół i rodziny.
Próba bycia szczęśliwym to strata czasu i wysiłku.
I na koniec mały test. Jeżeli spodobał Ci się ten tekst, to czego spodziewasz się w przyszłości? Tekstu gorszego, lepszego czy może tak samo dobrego? A może uznałaś/ uznałeś ten tekst za marny, to jaka będzie przyszłość? Lepsza, gorsza, czy tak samo zła? Ze swej strony zapewniam, że robię co w mojej mocy by teksty zawsze wam się podobały.